Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Pan Lis i Pani Gąska


Rekomendowane odpowiedzi


Tego  Pan Lis się nie spodziewał. Naprawdę→nie! Ależ skąd! Wśród zwierząt był traktowany dwojako. Jedni widzieli go jako takiego, a drudzy→jako innego. Lecz on… no cóż… nic sobie z tego nie robił. A dlaczego? Ano dlatego, że był wesołym liskiem. Co prawda, trochę zagubioną owieczką, która wybranych zwierzątek nie lubiła, ale jednak reasumując, faunie nie wadził.

 

Aż nagle pewnego dnia, w jego rozchwiane serce, trafiła pierzasta strzała amora. Tak wielka i ciężka od miłości, że aż usiadł na swym rudym zadzie, burząc puszystą i jednokierunkową, karnację ogona.

 

Nic dziwnego, że się zakochał. Chociaż sytuacja takiego związku, była wbrew naturze, to jednak dzielnie przezwyciężył  wewnętrzne instynkty oraz takie czy inne, słowa ostrzegawcze. Szczególnie kierowane do Gąski. Ta jednak, zauroczona powabnym futrem, koloru złocistego miodu i bzykających pszczółek, nie zważała na jakieś durne gdakanie, głupich kur. 

 

Zakochana, po sam dziób możliwości gęsiego serduszka, widziała jeno: rudo–białą, świetlaną przyszłość. Nawet w nocy i o każdej porze dnia. Zwiewna i delikatna w gęganiu, jakby zefirkiem śliczne obrazy malowała, tym bardziej wzbudzała powabną chuć.  A on, Pan Lis, czuł do niej to samo. Palący, pospieszny pociąg pożądania, na wspólnym torze miłości, aż po horyzont zdarzeń.

 

No właśnie. Zdarzeń.
 

Przez jakiś czas, żyli długo i szczęśliwie. Nawet pozostałe zwierzęta, zachodziły w głowę, jak to możliwe. Wiele razy obserwowały wzruszone, jak idą złączeni skrzydłem i łapą na łące, wśród barwnych kwiatów, wtuleni w śpiew skowronka oraz wpatrzeni w jutrzenkę lub we wschody, a innym razem  zachody słoneczka, które ogrzewało wszystkich równo.

 

Lecz pewnego dnia, biedny Pan Lis przeżył prawdziwy szok. Zobaczył  z daleka, jak jego wybranka, jedzie na barana na baranie. Jak ona mogła – zadygotało wrzące ze złości i żalu, lisie serce. – Tak mnie zdradzić haniebnie. I to z kim? Z kupą wełny pokręconej. Nie pomogło tłumaczenie biednej, że jeno chciała się przejechać na oklep po łące. Tak po prostu. Dla jaj.

 

Jednak z uwagi na to, iż jego prawdziwa natura, była nieco skomplikowana,  po jakimś czasie rzekł ukochanej, że jej przebacza na swój sposób. Ba. Nawet weźmie na przechadzkę do lasu. Będzie dla niej zrywać jagódki i co tam jeszcze. A nawet popieści ogonem, tam gdzie stoi wielki Buk.

 

No cóż. Zakończenie jest banalne.

 

Zaczęto wypytywać Pana Lisa, gdzie się podziała jego ukochana, bo coś ich razem ostatnio nie widać.

 

Pan Lis, zawsze w takiej sytuacji odpowiadał, z rudą łezką w oku, że ukochana go zostawiła. Odeszła na zawsze. Mimo, że wybaczył jazdę na baranie. I zawsze dodawał nostalgicznie, że była taka… piękna, zwiewna, krucha i dobra.

 

 

 

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...