Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Mostek Światów


Rekomendowane odpowiedzi

Nastał nowy dzień. Jak każdy inny. Zwyczajny.

Jesteś w połowie obudzona. Siadasz na łóżku. Przeciągasz się rozkosznie całymi rękami.

Patrzysz na kota. Naśladuje ciebie. Kładziesz się znowu.

Nagle wstajesz, bo masz przecież silną wolę.

 

Promienie wschodzącego słońca, włażą jakby nigdy nic przez szybę,

snując się po twojej twarzy.

Zakładasz na siebie, co masz założyć i odruchowo, wleczesz się do łazienki.

Myjesz twarz, przegarniasz włosy i monotonnym zaspanym krokiem, udajesz się do kuchni.

Pijesz herbatę, jesz bułkę {chociaż nie bardzo wiesz, co jesz, bo jesteś myślami gdzie indziej}.

Po chwili wstajesz, zakładasz kurtkę, bierzesz torbę i wychodzisz z domu.

 

Powietrze jest rześkie, wilgotne, pachnące ozonem.

Lecz nawet ozon – mimo wysiłków - nie jest cię wstanie do końca rozbudzić.

Masz wrażenie, że jesteś obserwowana. Prędko o tym zapominasz.

Idąc w kierunku uroczego mostka, widzisz małe piórko unoszące się w powietrzu.

Popatrujesz na nie z nutką zazdrości. Przechodzisz przez mostek.

Nagle słyszysz jak we śnie, trzepotanie skrzydeł.

 

To ptactwo wodne przypomina tobie, że zapomniałaś je nakarmić.

Wyjmujesz z torby trochę czegoś i radujesz dziobate żarłoki.

Godziny w szkole upływają bez większych niespodzianek.

 

Wracasz do domu, kiedy jest prawie ciemno. Idziesz prosto do swojego pokoju.

Rzucasz torbę do kąta, odpoczywasz, pojadasz, popijasz,

uczysz się trochę {ale nie za długo}, rozmyślasz o stu rzeczach naraz

i wreszcie jak stary zmęczony plęc, padasz na łóżko.

 

Przypominasz sobie, że dzisiaj kiedy wracałaś ze szkoły,

zobaczyłaś uroczego wróbelka, na którego czaił się kot.

Coś tam odgoniłaś i poszłaś dalej. Nie myślałaś o tym więcej.

Wtedy jeszcze nie zdawałaś sobie sprawy, jakie znaczenie,

będzie miał w twoim życiu, ten mały gest człowieczeństwa.

 

Nie wiedziałaś o tym teraz.

Nie tylko o tym.

 

*

Jest wieczór. Leżysz w łóżku. Oczy masz otwarte. Nie możesz zasnąć.

Ogarnia cię dziwny niepokój.

Świadomość, że nie ma tu nikogo, że w razie czego,

sama będziesz musiała się bronić przed wszelkimi stworami,

które mogą kryć się po kątach, nie dodaje tobie otuchy.

 

Jesteś cała spocona, obrócona do ściany.

Jej żółty kolor, z lekka spowalnia, twoje skołatane serduszko.

Uspokajasz się trochę.

Odwracasz głowę.

 

Siadasz na brzegu łóżka. Twoje stopy oparte są na czymś zimnym, sprężynującym i szarym.

W pierwszej chwili myślisz, że nadepnęłaś na kota. Ale to coś nie miauczy i jest trochę większe.

To ludzkie ciało. Jesteś tak zaskoczona, że prawie się nie boisz.

Odruchowo na nim stajesz. Ciało jest puste w środku.

 

Wydaje odgłos, jak pęknięta purchawka, znacznych rozmiarów.

Wylatuje z niego powietrze. Robi się całkiem płaskie. Jak kartka papieru.

W myślach nazywasz go: płaskoludem. Momentalnie robi się brzydszy niż przed chwilą.

Odskakujesz od niego, bo jest oślizgły i śmierdzi. Wtedy on się podnosi.

 

Z profilu, jest prawie niewidoczny. Strasznie szeleści, jak wściekły pergamin.

Ma tylko dwoje oczu, niewiadomego koloru. Zaczyna się do ciebie zbliżać.

Chodzi dziwacznie, ale coraz szybciej. Jest blisko ciebie.

Pragnie cię złapać, swoją płaską dłonią. Smród staje się nie do zniesienia.

 

Mimo obrzydzenia, doskakujesz do niego, chcąc go rozszarpać na strzępy.

Ciało jest jak guma. Mocna i wytrzymała. Zaczyna się wokół ciebie owijać.

Wyswobadzasz się jakoś. Uciekasz do kuchni. Zamykasz drzwi.

Podpierasz klamkę, kijem do szczotki.

Opierasz się o zlewozmywak...i zaczynasz pomywać,

bo coś ci się miesza, od nadmiaru myśli.

Po chwili wracasz do biegu zdarzeń. Stoisz oparta o ścianę. Patrzysz na drzwi.

 

Przez szparę między progiem a futryną, wślizguje się płaskolud.

Łapiesz nóż, chcą go przeciąć. Bez żadnego skutku. Jest prawie cały w kuchni.

Z uwagi na to, że mieszkasz na parterze, chcesz uciec przez okno.

Zaczynasz się przez nie gramolić. Z tyłu słyszysz trzask.

Wiesz, że za tobą jest więcej płaskoludów. Zaczynają się owijać wokół twoich nóg.

Wrzeszczysz przeraźliwie, ale nikt cię nie słyszy.

Wylatujesz przez okno, prosto na miękką trawę. Prześladowcy zostają w kuchni.

Nie wiesz dlaczego cię nie gonią.

 

Od tego momentu zaczynasz myśleć nierozsądnie. Wracasz do swojego pokoju.

Tu jest cisza i spokój. Kuchnia też pusta.

Gdzie się to wszystko cholerstwo podziało, myślisz sobie.

Kładziesz się do łóżka. Leżysz pod kołdrą. Może nikt tu wejdzie.

Będzie myślał, że to jakieś straszydło, a nie zwykła ty.

 

Słyszysz, że okno w pokoju skrzypi.

Ciekawość cię dopada - a że jesteś psychicznie trochę ogłuszona

odrzucasz przykrycie i patrzysz ciekawie co się dzieje.

 

A dzieje się to, że przez okno wchodzi prawie czarna ręka.

A właściwie część ręki. Od dłoni - do łokcia.

Na przodzie przebiera paluchami,

a z tyłu ma dwie krótkie nóżki i krótki ogonek, dla utrzymania równowagi.

 

Wygląda trochę śmiesznie, ale zamiary ma przeciwne.

Stoi na tle księżyca. Aż tak zabawnie nie wygląda. Tym bardziej, że z tyłu sika czarna krew.

A przynajmniej tak wygląda.

 

Nie możesz się ruszyć. Znowu zaczynasz się bać. Do pokoju włazi większa ilość chodzących rąk.

Są coraz szybsze. Atakują cię ze wszystkich możliwych stron.

Walisz je poduszką, po pięciu paluchach i nie tylko. Rąbiesz je na prawo i lewo.

Szkarady są jednak paskudnie szybkie.

Przebierają paluszkami i nóżkami jak wściekłe młode krokodylki.

Łażą wszędzie – po meblach, stoliku a nawet ścianach.

Jesteś cała porypana. Na szczęście powierzchownie, gdyż bestie nie mają zębów.

 

Na domiar złego wracają płaskoludy. Są mniejsze.

Może je rodzice napuścili, żeby nabrały wprawy.

Są małe, ale bardziej zajadłe, od swoich starych. Widocznie rodzice byli za bardzo płascy.

Dzieciaki są nieco grubsze. Mogą mieć nawet milimetr. Owijają się z zawrotną prędkością.

Ale są małe i głupie. Atakują też dorosłe rączki. Zaczyna się jeden wielki bałagan.

Wszyscy atakują wszystkich. Jedna z łapek wplątuje się w twoje włosy i zaczyna je szarpać.

Machasz głową na wiele stron. Łapa się dynda jak wielki gruby warkocz.

W końcu po twoim wielkim zamachu, odlatuje na ścianę, z pęczkiem twoich włosów w garści.

 

Płaskoludy zaczynają cię obłazić, a ich obłażą drepczące zajadłe rączki.

Wyglądasz jak ciemna mumia, która żyje i jeszcze walczy.

Rączki odrzucasz na ściany. Gorzej z tymi drugimi. Robi się tobie coraz ciaśniej.

Masz kłopoty z oddychaniem. Odczuwasz klaustrofobie, tak zewsząd zawinięta.

W twojej głowie pojawiają się niepokojące myśli,

że świat na którym byłaś, wysuwa się spod ciebie, jak dywan wyciągany spod nóżek stołu.

Zaczynasz marudzisz do siebie samej, że jest ci przecież niewygodnie w takich okolicznościach…

 

Nagle wszystkie atakujące siły, uciekają w siną dal. Nie wiesz co się dzieje.

Kogo lub czego, tłum wojujący się przestraszył. Może wyczuli coś, co dopiero się ukaże.

Kładziesz się zmęczona na łóżku. Znowu patrzysz w kierunku ściany.

Tapeta zaczyna trzeszczeć i pękać. Wyłazi z niej wiertło. Wirujące i głośne.

Jesteś z lekka zaskoczona. Myślałaś, że ujrzysz jakieś obrzydlistwo. A tu co?

Byle żelastwo jakieś. Lecz owy wirujący świat, trzyma w rękach

wielka obrzydliwa mucha, z okularami na głowie.

Cofasz się, bo dąży w kierunku twojego oka. Oko to widzi, więc jeszcze bardziej się cofasz.

Nagle mucha porzuca wiertło i czmycha w tył, do dziury w ścianie.

Myślisz sobie: A to czemu?

 

Z tyłu słyszysz jakiś hałas. Spoglądasz w tamtą stronę. Szuflada biurka samoczynnie się otwiera.

Wypada na podłogę. Przemienia się w wieko od trumny.

Zalatuje słodkawo - mdlącym zapachem.

Wieko staje pionowo. Ma prawie dużo wzrostu, a na pewno nie mniej.

Znowu nie możesz się ruszyć, bo sytuacja jest trochę dziwna.

Wieko zaczyna sunąć w twoim kierunku.

Widzisz rozległe wnętrze. Dno zakrywa lśniące lustro. Jest już bliżej ciebie.

Stoi przy twoim łóżku.

 

Z lekka się nachyla. W lustrze widzisz swoje odbicie. Trochę zmienione.

W najlepszej fazie rozkładu.

Wylatuje z dna, prosto na ciebie. Nie lubisz takich gości w twoim łóżeczku.

Ciało jest wilgotne i wiotkie.

Po kawałku rzucasz siebie na podłogę. Wieko też się przewraca.

Prosto na ciebie. Jesteś pod nim.

 

Ciemność

 

W pierwszej chwili nie wiesz co się dzieje.

Czujesz się taką: malutką, szarą, bezbronną istotką.

Widzisz rozległą płaszczyznę dachów oraz ogromny komin.

Nastaje świt i jest ci trochę zimno...i tak jakoś niesamowicie.

Póki co nie dociera do ciebie...niecodzienność sytuacji.

 

Stroszysz piórka, w których szeleści jesienny wiatr.

Razem z podmuchami wiatru, dolatuje do ciebie – kim się stałaś.

Pamiętasz jak przez mgłę niedawne wydarzenia.

Lecz obecna sytuacja jest dla ciebie, bardziej niezwykła i niecodzienna.

Czyż musiała być okupiona poprzednimi wydarzeniami. Może tak, może nie.

 

Rozkosznie podskakujesz do krawędzi dachu. Bardzo się boisz.

Twoje maciupeńkie serduszko, stuka głośno i wyraźnie. Przynajmniej dla ciebie.

Odczuwasz strach z radością pomieszany.

 

Nie możesz uwierzyć, że za chwilę będziesz mogła pofrunąć, dokąd zechcesz.

Świadomość tego dodaje ci skrzydeł, chociaż jedne już masz.

Przekręcasz łebek na wszystkie strony. Widzisz wiele różnych miejsc.

Z twojej perspektywy wyglądają inaczej. Nadal stoisz na krawędzi dachu.

A jednak się boisz. Cała się trzęsiesz z podniecenia. To w końcu będzie twój pierwszy lot.

 

Wzbijasz się...lecisz...ocierasz się o cząsteczki powietrza.

W twojej małej główce, fruwają różne myśli.

 

Ojejku... wcale nie spadłam… jakie to cudowne uczucie… to jest takie… sama nie wiem.

 

Odczuwasz podmuchy wiatru. Znowu się boisz.

Patrzysz na lewe skrzydło – jest, patrzysz na prawe – też jest. To cię uspokaja.

Wiesz na pewno, że nie spadniesz. Przerzucasz lekko ciężar swojego ciała na lewe skrzydło.

Sterujesz ogonkiem i lecisz do parku. Zakręcasz długim łukiem, przelatując nad ścieżką.

Za chwilę znika z pola widzenia. Widzisz idących ludzi. Ale oni się meczą. Biedacy.

Ty jesteś radosna. Z uśmiechem na dziobku.

 

Razem z tobą i w tobie, leci twoje szczęście.

 

Wzbijasz się wyżej i wyżej. Robisz śmieszne fikołki. Świat wywracasz do góry nogami.

 

Fruniesz nad swoim rodzinnym domem. Akurat twoi rodzice wychodzą z domu. Zniżasz swój lot.

Siadasz na płocie. Przechodzą obok ciebie. Jakoś cię nie poznają. Nie dziwisz się.

Wyglądasz trochę inaczej.

 

Czujesz się taka wyzwolona i tak lekka. Jak małe piórko.

Nie odczuwasz ciężaru dnia codziennego.

Nic cię nie przytłacza, nie martwi, możesz być tu a za chwilę tam.

Widzisz swoją koleżankę. Tą najlepszą z najlepszych. Fruwasz nad jej głową.

Nie zwraca na ciebie uwagi.

– Och , żebyś tak mogła poszybować razem ze mną. Doznawać tego co ja.

Nie mam tej radości z kim dzielić. To jest takie wspaniałe.

 

No nie! Tego nie chciałam. Naprawdę.

Jakiś człowiek jest wnerwiony, gdyż zostawiłam na nim cząstkę siebie. Spiesznie odlatuję.

Widzę jeszcze, że biedny ściera i ściera. Jest mi przykro.

Ale przecież nie podfrunę, żeby wyćwierkać przeprosiny. Mógłby nie zrozumieć.

 

Lecisz w kierunku lasu. Masz wrażenie, że jesteś pierzastym obłokiem sunącym po niebie.

Promienie słońca igrają w twoich skrzydełkach.

Z gracją i całkiem sprawnie, przelatujesz między gałęziami. Nawet strącasz jedną szyszkę.

Kłaniasz się skrzydłami uroczej wiewiórce i szybujesz nad łąkę.

 

Zniżasz lot. Lecisz wśród polnych kwiatów. Nie możesz je podziwiać, bo za szybko je mijasz.

Masz wrażenie, że ktoś nagle cię wypuścił, z niewidocznej blokady.

Fruniesz wyżej i wyżej. Zrównujesz się ze skowronkiem. Nie chce z tobą gadać.

Musi śpiewać i już. No dobra. Niech sobie śpiewa.

Życzysz mu połamania wiatru i wracasz w rodzinne strony.

 

Siedzisz cichutko w trawie, dysząc całym dziobem.

Stroszysz piórka, połykasz muchę i trochę poprawia się twoje samopoczucie.

Chciałabyś jeszcze pofruwać, ale czujesz się bardzo zmęczona.

Nie masz sił na podniebne akrobacje. Zaczynasz przysypiać.

Tracisz kontrolę nad swoim bezpieczeństwem.

Mimo tego, bardziej czujesz niż słyszysz, jakiś szelest za tobą.

 

*

Czarny drapieżnik, siedzi w trawie, gotowy do morderczego skoku. Zauważasz go.

Widzisz jego zielone głodne ślepia, które bacznie obserwują swoją przyszłą ofiarę.

Koci język, co chwilę wyskakuje z pyszczka, oblizując cząstkę swojego pana.

Zaczynasz trzepotać skrzydełkami i przeraźliwie ćwierkać. Widzisz siebie, rozrywaną na strzępy.

Przeżutą na krwawą miazgę – z piórek, kosteczek i mięska. Zaplątałaś się w cienkie gałązki.

Trzymają twoje nóżki i nie chcą puścić. Kocur gotuje się do skoku.

Twoja mała główka, nie może pomieścić, takiego strachu. Chcesz go z siebie wytrząsnąć.

Nie dajesz rady. Uspokajasz się. Godzisz się na to, że za chwilę znikniesz z tego świata.

 

Ostatnim spojrzeniem, dostrzegasz małego wróbelka. Krąży nad nim. Odwraca jego uwagę.

Jest za wysoko, żeby dać się złapać. Kot zaczyna się wnerwiać.

Ktoś mu przeszkodził w spożyciu obiadu. Pragnie dorwać natręta, by dać mu nauczkę.

Wróbelek nie daje za wygraną. Kota bierze szewska pasja.

Miauczy wściekle, dając wyraz swojemu niezadowoleniu.

 

Nagle podchodzi jakiś człowiek. Łapie kota.

Mówi do niego: kici, kici, dobry kotek i odchodzi.

 

To niewiarygodne, ale żyjesz. Twój wybawca podskakuje do ciebie.

Wyszarpuje gałązki. Ma więcej sił. Jesteś wolna i cała.

W ostatniej chwili, przyszło wybawienie.

– Dzięki – ćwierkasz do niego – Uratowałeś mi życie.

– Drobiazg

– No nie taki drobiazg. On mógł cię capnąć.

– A pamiętasz kto wtedy odgonił kota?

– Kota? Ostatnio moje życie jest trochę… jakby to ująć… dziwne.

Szczerze mówiąc - nie pamiętam.

– Ty odgoniłaś.

– Skoro tak mówisz.

– To ja dziękuję. No to cześć.

 

Nigdy już go nie spotkałaś. Taka czy inna.

 

*

Siedzisz na gałązce. Wieje lekki wietrzyk.

Bujasz się na nim, razem z myślami.

Widzisz nie bardzo rozbudzoną nastolatkę.

Przechodzi przez mostek.

Jednak przystaje.

Wraca.

Otwiera torbę.

Robi taki gest, jakby coś z niej wyciągała.

Jej ręka jest pusta.

Po chwili – to nic – rzuca do rzeki.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

 
 
 
Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...