Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cierpienia starego Wertera cz.IV ostatnia


Rekomendowane odpowiedzi

które przygotowałem ściśle według komputera jako „posiłek dla rekonwalescentów”. Po śniadaniu zadzwoniła Pani Anna informując że dzisiaj przyjdzie dopiero w południe. Opatrunek i zastrzyki zrobiłem więc sam a do zeszytu wpisałem wyniki badań rannego ciśnienia. W południe do pielęgnacji żony było nas więc troje bo oprócz pani Anny przyszedł wolontariusz.

Po południu syn przywiózł zestaw do podawania leków .Było to prostokątne pudełko z przezroczystego plastiku z przegródkami na wszystkie dni tygodnia. Mogłem więc wszystkie

leki poukładać w przegródkach w kolejności ich podawania. I to na cały tydzień.

Przyglądałem się jak syn ustawia łóżko w skrajnym położeniu zagłówka tak aby głowa po podłożeniu dmuchanego basenika była odchylona do tyłu. Kiedy spłukiwał szampon woda bezpiecznie spływała wężykiem do położonej miski nie mocząc pościeli.

Ponownie widziałem na twarzy żony ten sam wyraz spełnienia jak przy robieniu pedicure.

Zacząłem mówić do synów o potrzebie remontu rodzinnego grobowca. Kiedy przeszedłem do

szczegółów zauważyłem że żona z zainteresowaniem zaczęła przysłuchiwać się rozmowie.

Nieco zbity z tropu zabrałem się za przygotowanie kolacji .

Kolacje dla żony zgodnie z przyjętym porządkiem robiłem zawsze przed przyjściem drugiej

pielęgniarki. Wieczorowe wizyty pielęgniarek były dla żony bardzo męczące gdyż każda zmiana

położenia ciała przy robieniu masażu była bolesna.

Po wyjściu pielęgniarki podniosłem zagłówek tak tak żeby żona mogła wygodnie patrzeć na telewizor. W zasięgu ręki położyłem pilot. Kiedy usnęła zostałem sam z dręczącym mnie coraz bardziej niepokojem że nie zdążę zrobić rzeczy koniecznych o których do tej pory nie myślałem a których potrzebę uświadomiła mi ostatnia rozmowa z Panią Anną.

 

Dzień piąty

 

Obudził Mnie włączony przez żonę telewizor .

– Dzisiaj mam dużo spraw do załatwienia – odezwałem się na powitanie .

– W Urzędzie - kontynuowałem – podatki – a w Opiece Społecznej dodatek pielęgnacyjny który ci się należy.

– Wrócę dopiero po południu – muszę też kupić klej do płytek- dodałem już przy drzwiach.

Żona kiwnęła głową ze zrozumieniem.

– Dobrze – ale przedtem naładuj telefon - przypomniała .

Z tym Urzędem to nie do końca była prawda. Jechałem na cmentarz.

Rozwalający się sarkofag który razem pielęgnowaliśmy przynajmniej kilka razy w roku nie licząc Wszystkich Świętych wymagał gruntownego remontu. Kamieniarza który go odnawiał kilkanaście lat temu zastałem w biurze mieszczącym się w obrębie cmentarza. Poznał mnie od razu. Spytałem o możliwość odnowienia grobowca w terminie możliwie najkrótszym.

– Idziemy na miejsce - zobaczymy najpierw co jest do zrobienia – powiedział wymijająco.

Przez chwilę w milczeniu oglądał go z wszystkich stron .

– Nie ma sensu go odnawiać – stwierdził po namyśle.

– Wyjdzie taniej kiedy go zrobimy od nowa – ale na starych fundamentach – dodał.

– Poza tym-ciągnął - zmieniły się przepisy i pochówek jest możliwy tylko poniżej poziomu ziemi a to dodatkowe koszty i czas.

– Z czasem zaś jest kiepsko – mam zaczęte roboty – powiedział na zakończenie.

 

 

- 16 -

 

Kiedy wróciliśmy do biura wyjąłem kartkę i zacząłem rysować. Po kilku minutach podałem mu projekt „pomnika”.

– Pięknie Pan odmalował sam bym lepiej nie zrobił.

– Ma Pan zdolności.

– Czasami maluje – teraz się przydało – odpowiedziałem.

Zacząłem ponownie mówić dlaczego tu jestem i dlaczego zależy mi na czasie. Kiedy skończyłem znowu zaczął wpatrywać się w rysunek.

– Znałem pańskiego ojca i mamę – odezwał się po chwili – pochowałem ich.

– A ten stary grobowiec budował jeszcze mój ojciec – dodał

– To ile w końcu mamy czasu? – zapytał.

– Tyle co moja żona – dwa, trzy tygodnie – odpowiedziałem.

Zanim wróciłem do domu złożyłem w Opiece Społecznej konieczne dokumenty o stanie zdrowia żony sygnowane przez dyrekcję szpitala i Hospicjum. Okazało się jednak że aby otrzymać zasiłek pielęgnacyjny trzeba czekać na orzeczenie specjalnej komisji .Może to trwać od jednego do trzech miesięcy. Do domu więc wróciłem późnym popołudniem .

– Już jestem przy Moim Pikusiu - odezwałem się w progu.

Żona zrobiła minę w podkówkę z trudem powstrzymując łzy.

 

Dzień szósty

 

Przez otwarte drzwi piwnicy usłyszałem głos sąsiada.

– Panie Sławku – żona Pana woła .

Wbiegłem do pokoju.

– Stało się coś ?-zapytałem z niepokojem.

– Podaj mi wodę – odezwała się słabym, głosem.

Woda mineralna którą miała na łóżku stoczyła się na podłogę. Podałem jej butelkę. Zaczęła łapczywie pić

– Zostawiłeś mnie samą – mówiła dalej patrząc w sufit.

Nadal była na Mnie obrażona co było mi trochę na rękę bo ułatwiało to Jej i Mnie wzajemną komunikacje bez roztkliwiania się nad sobą.

Telefonu nie brałem do piwnicy z przyczyn praktycznych bo robocze rękawice utrudniały jego obsługę. Remont piwnicy który rozpocząłem pół roku temu był dla mnie teraz takim małym azylem. Być może podświadomie kierowała mną potrzeba odreagowania bo podczas pracy fizycznej zapominałem o wszystkich kłopotach , cierpieniu żony któremu nie zapobiegłem , a przede wszystkim o własnej bezsilności która czasami była nie do zniesienia.

– Ktoś dzwonił do ciebie, może to jakiś ważny telefon -powiedziała już łagodnie.

Sprawdziłem. Dzwonił kamieniarz.

Po dziesiątej przyszła Pani Anna. Towarzyszył jej nowy wolontariusz - starsza kobieta mająca wspomagać jej pracę . Okazało się jednak że wszystkie czynności pielęgnacyjne Pani Anna tak jak zawsze wykonywała przy mojej pomocy natomiast aktywność Pani wolontariusz ograniczała się do wyrażania żonie współczucia i rozglądaniu się po mieszkaniu.

– Pani Aniu mam już dzięki pani taką wprawę że nie widzę potrzeby abyśmy absorbowali wolontariuszy – powiedziałem kiedy opuszczała mieszkanie.

– Proszę przekazać to do hospicjum – dodałem.

Późnym wieczorem kiedy wyszła kolejna pielęgniarka po raz pierwszy podałem żonie bardzo

silny lek który lekarz polecał tylko w drodze wyjątku przy nasileniu bólu. Mimo tego upłynęło sporo czasu zanim żona przestała jęczeć i usnęła.

 

 

 

-17 -

 

Dzień siódmy

 

Dzień zacząłem od podania żonie wszystkich leków,zmierzeniu ciśnienia oraz zrobieniu zastrzyku.

Zabrałem się też za przygotowanie żonie śniadania. Karmienie zajmowało mi coraz więcej czasu a żona coraz częściej odwracała głowę na widok sosjerki . W różny więc sposób próbowałem odwracać jej uwagę często ją oszukując .Z reguły polegało to na tym że zapewniałem ją że wystarczy jak zje tylko trzy łyżeczki zupki. Kiedy po trzech łyżeczkach odwracała głowę robiłem przerwę w karmieniu. Po chwili ponownie zapewniałem ją że dostanie tylko trzy łyżeczki. Zapominając o poprzednich jadała następne trzy łyżeczki. I tak w kółko .Kiedy w sosjerce ukazywało się dno byłem szczęśliwy. Po południu miał przyjechać kamieniarz po odbiór zadatku na budowę pomnika więc zabrałem się za sporządzenie umowy . Musiałem jednak tą czynność przerwać bo przyszła Pani Anna.

Kiedy zrobiła opatrunek pomagałem jej jak zwykle przy porannej toalecie. Po wszystkich tych czynnościach usiedliśmy na chwile w kuchni przy kawie.

– Panie Sławku – odezwała się pierwsza – zauważyłam że żona ma kłopoty z oddychaniem.

– Z uwagi na całkowite unieruchomienie kontynuowała – w płucach zbiera się śluz który w sposób naturalny nie jest usuwany.

– Dlatego jutro przyniosę coś co sprawi jej ulgę ale to tylko półśrodek – dodała.

– Czy ma Pan problem z karmieniem żony ? -zapytała na koniec .

– Tak coraz częściej – odpowiedziałem.

– Pani Anno –ja mam świadomość że choroba postępuje i że będzie coraz gorzej -powiedziałem ze smutkiem.

– Żona panią lubi – zawsze czeka na Pani przyjście – więc tylko z Panią rozmawiam na ten temat.

– Dzieci nie chce martwić bo pewne rzeczy już niedługo same zapukają do drzwi- kontynuowałem.

Robię co mogę choć sił mi już brak - zakończyłem rozmowę słowami znanego poety

Po wyjściu Pani Anny zająłem się dokończeniem umowy. Koszt całkowity grobowca był stosunkowo duży gdyż wedle umowy miał być wykonany z kolorowego granitu.

Te niewesołe myśli o kosztach zaowocowały w nieoczekiwany sposób. Przypomniałem sobie nagle rozmowę z młodszym synem który mówił że mama powiedziała mu o oszczędnościach które trzyma w czarnej torebce. Było to w dniu jego powrotu z podróży poślubnej .Całkiem o tej rozmowie zapomniałem bo był to dla Mnie dzień pełen wzruszeń o których pisałem wcześniej. Tymczasem do drzwi zadzwonił kamieniarz .Zaprowadziłem go na górę gdzie po podpisaniu umowy wręczyłem mu zadatek. Zwrócił uwagę na moje obrazy których część znajdowała się w pokoju w którym byliśmy.

– Teraz już mnie nie dziwi że tak fachowo zrobił Pan projekt pomnika - powiedział oglądając je z różnych stron.

Okazało się że od dziesięcioleci jest kolekcjonerem obrazów i ma dość dużą wiedzę w tym zakresie .Zaskoczyło mnie że trudniąc się kamieniarstwem miał tak odmienne zainteresowania .Kiedy mu o tym powiedziałem sprowadził mnie na ziemię.

– Pan też całe życie był urzędnikiem i mimo tego tak pięknie Pan maluje. Przez długi czas rozmawialiśmy o szczegółach pomnika. Był prawie wieczór kiedy wejście pielęgniarki zakończyło naszą rozmowę. Resztę dnia spędziłem na szukaniu czarnej torebki którą w końcu znalazłem. w szafie na piętrze W torebce były pieniądze w różnym nominale i walucie .Wyliczyłem że razem z oszczędnościami jakie już mieliśmy z żoną pieniądze te pokryją w połowie koszty grobowca. Nic nie wiedziałem o tych oszczędnościach. Żona tak jak i ja była ubezpieczona .Czyżby więc zbierała pieniądze na grobowiec którego remont wbrew mojej woli ciągle odkładała? Impulsywna i roztrzepana, nigdy nie była w stanie nawet na moment utrzymać żadnej tajemnicy w tym wymiarze wbrew swojej naturze okazała się wyrachowana i konsekwentna. Kiedy zszedłem na dół żona spokojnie spała. Zrezygnowałem z podawania jej środków przeciwbólowych.

 

 

- 18 -

 

Następny tydzień

 

Już na początku dzień dla mnie i żony zaczął się fatalnie.

– Ja nie chcę żyć – wyrzuciła z siebie zaraz po wyjściu pielęgniarki.

Jak wspomniałem znaczna część zabiegów pielęgnacyjnych wiązała się z bólem głównie z powodu zmiany położenia ciała . Za dobrze znałem jednak żonę żeby przyjąć że to fizyczny ból był przyczyną słów które bardzo mnie zabolały . Była dzielną i dumną kobietą. Myślę ze to właśnie kobieca duma zbuntowała się przeciw codziennemu upokorzeniu jakie niosła choroba. Czas pokazał również że były to ostatnie słowa jakie od niej usłyszałem . Dzień później przestała przyjmować posiłki.

W ostatnim dniu tygodnia wyjechałem na cmentarz aby uczestniczyć w czymś co można by nazwać ponownym pochówkiem rodziców. Żona została pod opieką starszego syna. Na ceremonię spóźniłem się . Kiedy dotarłem rodzice znowu byli razem i to dosłownie. Spóźnienia nie żałowałem. Przy okazji zobaczyłem swoje przyszłe miejsce zamieszkania gdyż grobowiec tak jak w chwili jego powstania miał obecnie dwa gotowe do pochówku miejsca. Jako że było obok żony przyszło mi na myśl że historia rodziców kiedyś się powtórzy.

– Kiedy Pan skończy ?– zapytałem kamieniarza.

– W połowie przyszłego tygodnia się rozliczymy – odpowiedział.

Kiedy wróciłem do domu w skrzynce było pismo z Opieki Społecznej. Domagali się dodatkowych dokumentów grożąc że jak ich nie dostarczę to żona nie otrzyma zasiłku pielęgnacyjnego

 

Ostatni Tydzień.

 

Z żoną było coraz gorzej. Załamanie które przyszło nagle w ubiegłym tygodniu pogłębiło się do tego stopnia że podawanie leków stało się niemożliwe. Z dnia na dzień traciłem też z nią kontakt gdyż coraz częściej przebywała jakby w pół śnie. Silne leki przeciwbólowe które jej ostatnio co wieczór podawałem znalazłem wyplute w pościeli. Nie wiedzieć czemu uznałem to za dowód jej rezygnacji z życia . Szereg prozaicznych spraw które musiałem załatwić nie pozwoliło mi na dłuższe przeżywanie tego co się działo. Jedną z nich była emerytura żony której nie mogłem jednorazowo pobrać gdyż nie miałem upoważnienia. Zacząłem więc wyciągać pieniądze codziennie korzystając z jej karty bankowej. Przy niewielkim limicie dziennym jaki ustanowiła pobranie całej emerytury było możliwe dopiero pod koniec tygodnia.

– Panie Sławku myślę że żona jeszcze w tym tygodniu odejdzie od Nas - usłyszałem na odchodnym od pani Anny.

Przyjąłem tę wiadomość w spokoju nie za bardzo w nią wierząc. Wieczorem zabrałem się za kompletowanie brakujących dokumentów które nazajutrz zaniosłem do Opieki Społecznej .

Opisanie zdarzeń które później nastąpiły przychodzi mi z trudem gdyż mogę je przywołać jedynie z pamięci co do której nie mam do końca pewności. W tym bowiem czasie większość czynności wykonywałem automatycznie i bez emocji kierując się bardziej instynktem niż naturalną oceną sytuacji. Pamiętam że w połowie tygodnia rozliczyłem się z kamieniarzem

W sobotę wstałem dość późno i jak zawsze pierwsze kroki skierowałem do żony. Była nieprzytomna. Ledwo dostrzegalny oddech spowodował że nie zrobiłem jej śniadania. W poprzednim tygodniu mimo że nie przyjmowała już posiłków przyrządzałem je nadal w nadziei że może coś się odmieni. Później je wylewałem – i tak w kółko. Trochę mnie to uspakajało.

Zadzwoniłem do Pani Anny.

– Zaraz przyjdę - usłyszałem w słuchawce.

Kiedy przyszła zrobiła żonie zastrzyk który niewiele pomógł.

Gdyby coś się działo proszę wezwać pogotowie - powiedziała ze smutkiem w głosie . Spojrzała na mnie uważnie .

 

- 19 -

 

– Niech się Pan trzyma Panie Sławku – próbowała Mnie pocieszać stojąc w drzwiach.

To była jej ostatnia wizyta .Nie pamiętam kiedy wyszła. Bardzo mi jej później brakowało gdyż mając podobne jak ja doświadczenia jak nikt inny pomagała mi przejść przez cały ten trudny czas.

Wieczorem wezwałem pogotowie. Przyjechali dość szybko. Zachowując porządek wizyty dali żonie jakieś zastrzyki.

– Pana żona nie dożyje rana – usłyszałem od któregoś z członków ekipy.

Kiedy odjechali zacząłem rozmyślać o czymś o czym z żoną nigdy wcześniej nie rozmawiałem. Niektórzy nazywają to „ostatnią posługą”. To był taki plan na niedzielę. Mimo że uważałem się za katolika sprawy wiary traktowałem dość instrumentalnie W odróżnieniu ode mnie żona była głęboko wierząca. Co roku na Wielkanoc tak jak kiedyś matka posyłała mnie do kościoła z koszykiem pełnym jajek co przyjmowałem w dzieciństwie jako dopust boży a później już jako głowa rodziny z filozoficznym spokojem. W każdym razie myśląc o tym byłem przekonany że wykonam coś o co by mnie prosiła gdyby mogła.

Kiedy nazajutrz rano zapukałem do administracji kościoła nie byłem pewien czy mi ktokolwiek otworzy. W końcu była niedziela.

– Proszę wejść – usłyszałem kobiecy głos.

Za biurkiem siedziała starsza kobieta.

Zacząłem mówić z czym przychodzę ale mi przerwała.

– To sprawa ostatniego sakramentu – proszę iść na plebanię.

– Albo lepiej niech pan idzie do kościoła – jest teraz msza – dodała.

– Zaraz po mszy kontynuowała – proszę porozmawiać z księdzem – ma dużo zajęć więc niech pan dopilnuje żeby panu gdzieś nie umknął.

Z niecierpliwością czekałem na koniec mszy a właściwie ceremonii pogrzebowej bo przed ołtarzem stała trumna. W całym tym nieszczęściu przyszła mi do głowy zabawna myśl że jedyny pogrzeb na który z chęcią pójdę - to mój własny.

Zgodnie z radą zaraz po mszy przekazałem księdzu moją prośbę .

– Idziemy na plebanię – oznajmił.

Na plebanii szczegółowo zacząłem opowiadać o obecnym stanie żony. Jej stosunku do wiary oraz o tym że nie będzie chowana w tutejszej parafii. Trochę mnie zaskoczyło że w miarę jak mówiłem słuchał moich wywodów z coraz większym wzruszeniem które próbował ukryć pod postacią urzędowo zadawanych pytań. W większej mierze jednak zachowywał się jak typowy urzędnik u którego załatwia się typowe urzędowe sprawy. Jego spokój mi się udzielił a nawet poczułem coś w rodzaju ukojenia . Na koniec wręczył mi dokument który nazwał zaświadczeniem bez którego żona nie mogłaby być pochowana w innej parafii. Ponieważ mieszkałem niedaleko do żony udaliśmy się pieszo. Kiedy po ceremonii ostatniego namaszczenia wyszedł odetchnąłem z ulgą.

Począwszy bowiem od poranka poprzedniego dnia ciążyła mi obawa że nie zdążę z czymś bardzo ważnym. Kiedy zadzwonił młodszy syn powiedziałem mu że mama żyje.

 

Dzień ostatni

 

Zmęczony emocjami dnia poprzedniego zaspałem. Kiedy wstałem ostre słońce poranka było już wysoko i zalewało cały pokój. Z niepokojem podszedłem do żony. Kiedy stanąłem przy łóżku zauważyłem ledwo dostrzegalny oddech który trwał przez moment i w końcu się urwał. Miałem wrażenie że całą noc czekała na mnie z tym swoim ostatnim oddechem. Nie mając pewności poszedłem do przedpokoju po jej lusterko. Kiedy przyłożyłem do ust nie pokryło się parą. Nie wiem jak długo stałem przy niej trzymając ją za ręce - zamykając jej usta i oczy - mówiąc do niej. Dopiero po chwili zauważyłem że w pokoju jest starszy syn który zszedł z góry.

– Matka odeszła – powiedziałem przez telefon do młodszego – minęła chwila zanim odpowiedział że zaraz przyjedzie. Później czekaliśmy wszyscy na panią lekarz która wypisała akt zgonu .Było już

- 20 -

 

późne popołudnie kiedy zadzwoniłem do zakładu pogrzebowego. Z tego okresu w pamięci utkwił mi moment a właściwie incydent związany z przyjazdem karawanu po odbiór ciała. Do domu weszło dwóch niechlujnie ubranych młodych mężczyzn.

– Przyjechaliście po odbiór kartofli? – zapytałem mając na myśli ich ubiór .

Ponieważ nie zrozumieli o co mi chodzi zacząłem ich legitymować nie mając pewności czy rzeczywiście są z zakładu pogrzebowego. Kiedy odjechali z żoną zostałem sam w pustym pokoju.

Próbowałem zebrać myśli mając świadomość że dla mnie dzień się jeszcze nie skończył. Z odrętwienia wyrwał mnie telefon od siostry żony. Pytała czy mam odpowiedni ubiór na okoliczność pogrzebu. Zacząłem więc gorączkowo szukać w szafach i półkach meblościanki odpowiedniego stroju. Mimo że żona miała dużo ubrań a ja rozgrzebałem wszystkie szafy i półki łącznie z pudłami na buty nie znalazłem nic stosownego.

Przez jakiś czas bezradnie patrzyłem na porozrzucane po całym pokoju ubrania i pudełka .Kiedy zacząłem to wszystko z powrotem upychać po szafach uwagę moją zwróciło niewielki różowe pudełko obwiązane czerwoną wstążką którego nie zdążyłem jeszcze otworzyć. Kiedy je odwróciłem szukając supła na wierzchu widniała naklejka z napisem - „pamiątki „– . Supeł był tak zapętlony że musiałem użyć noża.

W środku znalazłem białe dziecięce buciki a w foliowym woreczku jasny kosmyk włosów i pasek z rączki noworodka służący do identyfikacji. Przypuszczam że któregoś z synów. Na dnie znalazłem również dużą srebrną zapalniczkę którą jej podarowałem w okresie narzeczeństwa. Kosztowała pół mojej pensji. Pamiętam że dawno temu przestała działać .Była również koperta w której znalazłem dwa listy. To były moje listy. Listy sprzed prawie pięćdziesięciu lat . Ze wzruszeniem zacząłem czytać pierwszy wyjęty z koperty. Był to list który przed laty związał nasze losy .Myślałem że go spaliła. Był tylko dla nas.

Drugi napisałem kiedy byliśmy już małżeństwem a żona po porodzie przebywała w szpitalu. Ustalaliśmy w nim imię dla pierworodnego. Był to niejako list rotacyjny. Ja pisałem i przez znajomą położną go dostarczałem .Żona dopisywała swoje i przez tą samą położną wracał do mnie. W końcu żona postawiła na swoim.

Trzymając go w ręku przypomniałem sobie jak jeszcze pół roku temu nakłoniła mnie do kupna czarnego garnituru ,czarnych butów i białej koszuli. Gdy zwróciłem jej uwagę że mamy tylko dalszych krewnych i na ich pogrzeb nie muszę się ubierać na czarno wzruszyła tylko ramionami. Kojarząc fragmenty a właściwie okruchy Naszego wspólnego życia z ostatnich lat byłem teraz pewien że przynajmniej dwa ostatnie lata żyła w cieniu śmierci.

Wróciłem też myślą do dnia w którym prosiła mnie żebym nie wzywał pogotowia i że” będzie się leczyć dopiero od poniedziałku” . Zrozumiałem że, nie wierząc w swoje wyzdrowienie podarowała mnie i dzieciom te dwa ostatnie lata swojego życia. Dwa lata normalnego życia. Zaś dwa ostatnie dni zanim poszła do szpitala były już tylko dla niej i dla mnie.

Ponownie zadzwonił telefon .Tym razem młodszy syna przekazał wiadomość że jutro wraz z żoną kupią dla mamy wszystko co trzeba i przekażą do zakładu.

Mimo że zostawiła po sobie część siebie wiedziałem że nic już nie będzie takie samo i że ten

ostatni etap przejdę sam. Ktoś napisał że nadzieja umiera ostatnia. Uważam że to bzdura. Nadzieja nie umiera nigdy. Kiedy będę już po drugiej stronie mam nadzieję że znowu na powitanie usłyszę jej śmiech i znajomy głos

– „O idzie mój dziadek O - tak długo na ciebie czekałam”

 

Epilog

 

Z Opieki Społecznej przyszło zawiadomienie o przyznaniu żonie zasiłku pielęgnacyjnego .

 

 

Koniec

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...