Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Nie Przestawaj o Mnie Myśleć


Rekomendowane odpowiedzi

––?/––

 

Stoję na moście, w ostatni chłodny wieczór. Czuję pod sobą jednostajny szum rzeki. Światła latarni, z lekka przyćmione wilgotną mgłą, migoczą nikłym blaskiem na wilgotnej wstędze czasu. Drgają niczym maleńkie, złote gwiazdy, w kształcie świeczek na urodzinowym torcie, płynącym po niebie. Tyle tylko, że owe niebo, nie jest w tym miejscu gdzie trzeba, lecz tam na dole, gdzie spadają rozkołatane myśli. Prawie że widzę jak lecą w dół, znikając między zodiakami. Mówiąc prosto z mostu, przyszedłem tu po to, żeby skończyć ze sobą. Popełnić samobójstwo. Za dużo różnych spraw, wygładziło fałdy mózgu, nie tak jak trzeba.


Ostatnio miałem sen.


Siedzę w pokoju na zwykłym krześle. Odruchowo spoglądam, czy nie przypadkiem elektryczne. Wspominam frytki, które jadłem ostatnio. Nie, to nawet zwykły taboret. Wtem ciszę zakłóca mokry, śliski szelest. W pierwszej chwili nie wiem, co jest grane. A to gałki oczne dokonują obrotu, o sto osiemdziesiąt stopni. Zaglądam w głąb siebie do czeluści umysłu. Przeraża mnie to, co tam widzę. Świeżo wypraną ze wszelkich emocji podświadomość, wiszącą na sznurze nad wodospadem. Po chwili przeistacza się w popiół, którego rozwiewa wiatr.

A gdzie świadomość? Tylko strzępki wystające z jakiegoś stwora. Wszelkie inne odczucia dokładnie wymieszane. Dostrzegam małego chłopca. Stoi na przegniłym moście. Ciemne chmury wiszą nad głową. Nie mogę rozpoznać jego twarzy. Nagle mostu nie ma. Dziecko do rzeki, lecz nie tonie. Trzyma niebieską wstęgę zwisającą z nieba. Wtem błyskawica rozświetla sen. Chłopiec znika.

 

*

Stoję oparty o mokrą żeliwną balustradę. Wyczuwam chropawe wybrzuszenia. Nie lubię mieć podrapanych dłoni. Szczególnie przed śmiercią. Zmniejszam nacisk. Ciało wychylam do przodu. Owiewa mnie zimny wilgotny powiew, jak oddech śmierci. Rzeka faluje, niczym wielki płaski wąż. Niedługo spadnę na jego grzbiet. Przebije płynące istnienie. Poczuję zbawczy chłód. Zobaczę przez cienką, prawie przezroczystą skórę, zamglone światło. A później ono zgaśnie. Przynajmniej dla mnie. Światu dużo nie ubędzie. Nawet nie zauważy zniknięcia, ale za to ja zaznam błogi spokój. Wszelkie lęki i zmartwienia wypłyną ze mnie. Już nie będzie bolało.

 

*

Przechodzę przez balustradę. Tym samym odwracam siebie w kierunku tej drugiej, po przeciwległej stronie. Aż się wzdrygam, gdyż blisko mnie, stoi czarna postać. To takie nagłe i niespodziewane, że nie wiem, co mam robić. Jeszcze bardziej zaciskam dłonie na balustradzie. Na domiar złego zaczyna padać. Ciemny typ, ubrany w nieprzemakalny płaszcz, nie wygląda obiecująco. Woda spływa z ciemnego, śliskiego okrycia. Nie dostrzegam twarzy, gdyż do połowy zakrywa ją kaptur. Stoję jak sparaliżowany.

 

Najchętniej bym puścił żelastwo i poleciał tyłem w dół. Ale nie mogę. Żeliwne pręty, uwięzione w stalowym uścisku zdrętwiałych palców, nie mają ochoty na rozstanie. Zdenerwowanie, tylko wzmacnia siłę nacisku. Błyszczące kropelki deszczu, spływają po lśniącej powierzchni, tego niby płaszcza. Hipnotyzują mnie. Wodzę za nimi wzrokiem. Nawet zaczynam je liczyć. Byle tylko nie patrzeć w głąb kaptura. Z dłoni kapie krew. Wyobrażam sobie, jak każda maleńka cząstka, leci w dół prosto na migoczącą gwiazdę, tworząc na kilka sekund, miniaturowy, czerwono złoty wulkan, niesiony falami rzeki.

 

Postać chwyta mnie za rękę. O dziwo, wcale nie jest zimna, jak dajmy na to u trupa. Nawet ciepła i przyjazna. Delikatna, lecz ścisk ma piekielny. Nie odczuwam bólu. Raczej coś w rodzaju… błogiego otępienia. Mimo tego dostrzegam, że drugą ręką podnosi kaptur. Otępienie mija całkowicie. Wraca lęk i ciekawość równocześnie. Co za chwilę zobaczę. Może tym razem, wstrząśnięty widokiem, już na pewno polecę w dół. Ale nie. Przecież mnie trzyma ręką. Wreszcie zdejmuje kaptur całkowicie. W czasie owej czynności mam zamknięte oczy. Ale cóż. Nie mogę tak stać w ciemnościach, bo to jeszcze gorsze.

 

Takiej ładnej dziewczyny w życiu swoim nie widziałem. Od razu mam gdzieś samobójstwo i przełażę przez balustradę na most. Wiem, brzmi to trywialnie, a nawet niepoważnie, lecz działam odruchowo, bez zastanowienia. Jest bodziec, to do niego legnę. Ona uwalnia moją rękę. Spogląda na dziwnie, ale za razem cudownie. Jej oczy... mam wrażenie, że chce mnie nimi wchłonąć. Wyobrażam sobie ogromną źrenicę otoczoną tęczówką, do której skaczę z wysokości, jak do wielkiego jeziora. Czekam na słowa. Może coś wyjaśni. Jestem zdany na milczenie, bo mi od tego niebiańskiego widoku, mowę odbiera.

 

Nagle przestaje padać i wychodzi słońce. Słońce? Wieczorem? Coś tu chyba nie tak z tym światem. Czyżbym dostał świra i tak naprawdę leżę w zamkniętym pokoju na łóżku u czubków, przywiązany pasami, żeby mnie ktoś nie pogryzł, gdybym ja zaczął pierwszy? Co ja plotę, myślę sobie, na tyle ile pozwalają okoliczności.

 

Słyszę słowa:

 

– Od teraz musisz o mnie cały czas myśleć. W przeciwnym wypadku zniknę.

– …

– Powiedz, że zrozumiałeś… albo chociaż kiwnij głową.

 

Kiwam głową. Zresztą nie tylko. Wszystkim kiwam, bo mi zimno. Muszę się rozgrzać. Nawet zaczynam skakać jak żaba, mlaskając strasznie buciorami. To skutkuje tym, że mogę jako tako mówić. Nawet zadawać pytania:

 

– Kto jesteś?

– A kto pyta?

– Niedoszły samobój, ochlapany wodą – wyjaśniam prawie czytelnie.

– No to jeszcze raz. Chcesz być moim… no wiesz… tego tam?

– Tego tam? Aha. No chyba – nie bardzo jeszcze jarzę.

– Przyjacielem?

– A ja myślałem, że…

– Mam misję do spełnienia

 

Misję, myślę sobie. No chyba wypełniła już misję, nie dając na spokojnie popełnić samobójstwa. Tylko czy chciałem tak naprawdę? Sam już nie wiem. Słyszę słowa:


– Myślisz o mnie?

– No ba. Też pytanie.

– To nie przestawaj.

– A jak przestanę, to co?

– Spróbuj, to zobaczysz.

 

Spoglądam na lampy, balustradę od mostu, kałuże po nogami, myślę o różowych migdałach, motylkach bielikach na główkach kapusty, spadających żołędziach, wnerwionych wiewiórkach, śmierdzących, przemoczonych skarpetkach, krzakach słodkich malin, parówkach w majonezie... nagle słyszę: spójrz na mnie.

 

– A niby gdzie jesteś? O cholera! Tyś półprzezroczysta. Łącznie z ubraniem. Widzę przez ciebie drugą stronę mostu. Naprawdę znikasz. Poczekaj, proszę. Już ponownie myślę o tobie i wszystkich szczegółach ciała, co akurat nie stanowi dla mnie problemu. Mam wrażenie, że mózg mi skwierczy, smażąc filety z myśli. No no fajnie! Widzę, że wracasz do normalności. Nic przez ciebie nie dostrzegam. Zasłaniasz wszystko, co popadnie. No już dobrze. Mam zamiar myśleć o tobie nieustannie. A mogę na chwilę przestać?

– Do pewnego momentu. Jak zupełnie zniknę, to już nie wrócę.

– Ale co to za misję masz do spełnienia? Chyba jakimś wyjaśnieniem uraczysz. W końcu dzięki mnie istniejesz

– Nie istnieje dzięki tobie, ale dzięki tobie mogę istnieć nadal.

– Kim ty właściwie jesteś?

 

A może to jakaś wariatka? A ja drugi czubek? Mam halucynacje, że ją widzę półprzezroczystą. a ona jest przekonana, że naprawdę można przez nią oglądać przęsła mostu oraz inne zabytki. Powtórnie słyszę głos:

 

– Pamiętasz dobrze swoje dzieciństwo?

– Dzieciństwo? A tobie co się stało, że wyjeżdżasz z moim dzieciństwem? Sorry. No… w zasadzie… najbardziej to, co frajdę sprawiało.

– Łobuzem byłeś. Nie zaprzeczysz.

– Ale nie groźnym. Takim tyle o ile, na ile pozwalały okoliczności.

 

O co jej chodzi. Moje dzieciństwo jest dla niej ważne. Ale dlaczego. Nie przypominam sobie takiej ładnej. Raczej miałem szczęście do…

 

– Zapomniałeś o mnie, kiedy wyrosłeś na dużego. A ja cały czas byłam w Przechowalni Snów. Tam nie musiałeś o mnie myśleć.

– Chwila. Gdzie byłaś? W przechowalni czego?

– Snów, baranie jeden! Też sorry!

– Nadal nie wiem, kim jesteś?

– Częścią twojego snu. Śniłeś o mnie często, gdy byłeś małym chłopcem. Tak bardzo mnie… polubiłeś… że twój sen, przeniknął do rzeczywistości, lecz tak naprawdę dopiero teraz.

– No tak. Wszystko jasne. Jesteś z moich snów. Jak mogłem o tym nie pomyśleć. Ale głupiec ze mnie. Ciamajda jedna niedouczona. Co ja w szkole robiłem? Wiesz co… wracaj do pokoju bez klamek.

– Nie wierzysz mi? To mnie akurat nie dziwi.

– A ty byś uwierzyła w takie coś, będąc na moim miejscu?

– A gdzie tam!

– A ja mam uwierzyć. Tak?

– Tak.

– No jasne. Nie ma sprawy.

 

Ona mnie coraz bardziej wnerwia, ale też ciekawość pobudza. I nie tylko. A jeżeli to prawda. W jakiś pokręcony sposób... jest to możliwe.

 

– Pamiętasz małą dziewczynkę, której uratowałeś życie. Wpadła do rzeki. Niedużej. Chciała ratować małego pieska. Otoczyła go opieką, bo jego matka, zginęła po kołami samochodu. Pamiętasz?

– Nic nie pamiętam. Ale skoro tak twierdzisz. Chwila… chcesz powiedzieć, że tą dziewczynką byłaś ty? Z mojego… jak twierdzisz… snu?

– Nie. To nie byłam ja. Wtedy jeszcze siedziałam w twoich snach. Ale ją znałam. Byłam częścią ciebie. Widziałam, jak ją ratujesz.

– Chcesz powiedzieć, że jak spałem, to ją uratowałem. Czyli… lunatykowałem, robiąc dobre uczynki, bo za dnia miałem co innego w głowie.

– Też, ale nie o to chodzi. Śniłeś o mnie tyle razy, że w końcu przeszłam z krainy snów do twojej… prawie świadomości. Nie wiedziałeś, że jestem z tobą, nawet jak nie śpisz. Rozumiesz?

– Nie.

 

No nie! Co  ma to wszystko znaczyć? A może nadal śpię. Lub co gorsza zwariowałem do tego stopnia…

 

– Czekałam w Przechowalni Snów, bo w jakiś sposób wiedziałam...

– A dlaczego nie we mnie, że zapytam?

– Bo byś nie mógł normalnie funkcjonować. Nie chciałam być zazdrosna… lub coś w tym rodzaju… pogmatwać twoich doznań, życia zmieniać… nie potrafię wszystkiego wytłumaczyć… sama dokładnie nie rozumiem, o co w tym biega. Wyszłam z twojej głowy, by prawie od razu trafić do Poczekalni Snów.

– Prawie?

– Spotkałam tę małą dziewczynkę. Podarowała mi niebieską wstążeczkę na pamiątkę. Miała ją przyczepioną do tego pieska… ale powiedziała, że to prezent.

– A w tej… Przechowalni Snów… nie nudziłaś się. Tyle lat?

– To było coś w rodzaju letargu. Czas dla mnie nie istniał. Naprawdę wielu spraw sama nie pojmuję.

– A co było twoją misją?

– Uratowanie ciebie, głupolu! To chyba jasne. Za to, że tamtą dziewczynkę…

– Chwileczkę. Jak już stałem bezpieczny na moście, to powiedziałaś, że masz do spełnienia misję. Tak?

– Tak.

– A co jest tą drugą?

– Nie mogę powiedzieć. Pomyśl.

– A dlaczego byłaś taka… w czarnym czymś. O mało co, a bym zleciał nie tylko z mostu, ale dodatkowo z przerażenia.

– Miewałeś różne sny. Nie tylko takie słodkie... jak ja. Nie mogłam inaczej.

– Aha! Jeszcze jedno. Dałaś do zrozumienia, że nie istniejesz dzięki mnie. Przecież cię wyśniłem. No to jak to nie?

– Twój sen to za mało. Zaistniało coś więcej. Ale faktem jest, że bez ciebie nie było by naszej rozmowy.

– Co więcej?

– Nie wolno mi powiedzieć.

– A skąd wiedziałaś, że właśnie dzisiaj przyjdę na most, by skończyć ze sobą?

– Twoje emocje mnie… jakby to powiedzieć… obudziły. Szczegółów nie znam, jak to wszystko zadziałało. Tak naprawdę bardzo mało wiem. A na pewno za mało, żeby wszystko wyjaśnić, tak do końca. Naprawdę mi przykro.

– Możesz wrócić do Przechowalni Snów?

– Nie.

– Dlaczego?

– Nie wiem. Tak to działa.

– Czyli będziesz istnieć, dopóki będę o tobie myśleć. Tak?

– Tak.

– Zależy ci na tym, żebym o tobie myślał?

– Bardzo

– A jak przestanę?

– To zniknę na zawsze.

– I już nie powrócisz do moich snów?

– Nie.

– Dołożę wszelkich starań, żeby o tobie myśleć. Zależy mi na twojej obecności przy mnie... też bardzo… tylko rozumiesz... nie mogę nic obiecać. To trudne zadanie, cały czas o kimś myśleć. Nawet jak krótkie przerwy są możliwe.

– Wiem. Rozumiem. Nie ma sprawy.

– A jeżeli umrę. To też znikniesz?

– To też umrę.

– Wierzysz w życie po śmierci.

– Nie wierzę… ale ono wierzy we mnie. Głupie, co?

– Skąd w tobie ta pewność ?

– Żebym wiedziała, to bym uwierzyła.

– Czyli można założyć, że tam istnieje… być może dalsza droga… bez żadnych obaw, że jak przestanę o tobie myśleć, to znikniesz.

– A jeżeli tam nic nie ma?

– To znikniemy razem.

 

≈≈≈≈≈≈≈≈//≈≈≈≈≈≈≈≈

 

– Kochanie spójrz!

– Gdzie?

– No tam na moście. On przełazi przez balustradę.

– O cholera… faktycznie...

– Tak sobie myślę, dlaczego skoczył? Bez żadnego wahania. Nawet nie postał chwili na drugiej stronie poręczy.

– Widocznie przyszedł z takim zamiarem.

– Szkoda człowieka. Z jakiegoś powodu musiał bardzo cierpieć, kiedy spadał.

– Tego nie wiemy.

– Podejdźmy do tego miejsca.

 

Idą w tamtym kierunku. Światła latarni spowija mgła, lecz mimo tego, widzą to miejsce wyraźnie. Czyżby to było przewidzenie? Są coraz bliżej. Oczywiście jest puste. Podchodzą do balustrady. Spoglądają w dół na ciemną rzekę.

– Spójrz kochanie. Jednego życia mniej. Utonął wśród gwiazd na niebie.

– Na niebie?

– Takie skojarzenie.

– Mam dziwne wrażenie, że nie jest tam sam.

– Tego też nie wiemy.

– Wiesz, to miejsce jest dziwne. Może to tylko wytwór naszej wyobraźni.

– Że niby skoczył, a tak naprawdę była to… jakaś gra cieni...

– Może. Sam już nie wiem, co myśleć.

 

Odczuwają lekki powiew wiatru. Jest im nieswojo, lecz nie jest to lęk. Raczej stan, który trudno określić. Jakby weszli do wnętrza tajemnicy. Nagle ona czuje lekkie muśnięcie na stopie. Coś delikatnego, zwiewnego jak sen... .

Na balustradzie, zaczepiona o chropowate żeliwo, powiewa niebieska wstążeczka.

 

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...