Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wyrwidąb i Waligóra


Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

graphics CC0

 

 

[legenda Słowian - vintage 2016]

 

 

Gdzieś, w szmatławej tancbudzie niech będzie w prasłowiańskim „Budziszynku” alboż w innym Carcassone praśredniowiecza? Nieważne… (wybierz sobie co chcesz), w klubie „Smocza awaria” – w „szczodre gody” spotkałem dwóch braci, niech będzie: „na wieprzowych kiełbaskach”, czyli przy barze. Świat efektowny, z obrzędu i rytuału u nas Słowian zaplanowany…, siedzą jak przy „LEDowej” ławie niby didżeje monstrualne potężne dwa chłopy na schwał, jak tury, bez łańcuchów, pieszczoch, i maczug – jakoby bracia Klitschko, albo Golec Orkiestra w Milówce . Nie, żeby czerep zaraz nabzdryngolić … drink nadliczbowy – jeden, za to kolejka dla wszystkich, toż siadam przy nich skoro się przyfarciło, ci boys snują swoją fantastyczną opowieść (więc ucha nadstawiam – pokorne cielę z dwóch kufli – ssie). Donoszą te Goliaty, że smoka wykurzyli z miasta, a król tego „Koszałkowa” przyobiecał im dwie córy i królestwo po połowie – za tego smoka spód. Pierwszego wołali Wyrwidąb, drugi był Waligóra - bliźniaki; matka powiła w lesie zbierając jagody a sama oddała ducha w połogu. Górola wykarmiła wadera, Dębasa brunatna niedźwiedzica. Kiedy dorośli, zapuścili się ongiś poza ciemną puszczę, chcieli zobaczyć industrialne miastko: neonki, klubiki i fan_zonki – pełne dziewuch puszczalskich i bibek. Od wczesnego dzieciństwa śpiewały im (o tem wszyśćkim) kruki i kwiczoły z lasu – co miastka te odwiedzały przelotnie, nad pulsarami dyskotek szybując. Cóż tam, żadne halo… banalne ludzkie pragnienie, chłopców z prowincji. Więc poszli. Słuchawy w ucho, zabukować gitną muzę na smartfon i w drogę, przez las komu – w czas. Jeden tydzień, i jeszcze dwa dni zapitalają – puszcza gęsta, nogi bolą – rety, ale drama!? Patrzą?, biegnie do nich jakiś karzełliliput – chustka bandanka, nisko w kroku: gacie skejty albo boyfriendy, z głogu i jałowców wypłoszył dzierzby i kukułki. „Elo chopy” do nich – krzyczy. Górol stuka brata łokciem gada: „patrz Dębas, on na jakimś kocu śmiga – urok to czy jak? – sukinfelek”. Gnom, gdy podszedł tak im rzecze na powitanie: „Witojta parobczoki? Łodny mom kobierzec? W jednej chwili wos zaniosę gdzie tylko zażądocie”. Do miastka chcieli. Na dywanie – już lecą, (bajka arabska) – w pięć minut byli na miejscu, dał im jeszcze trzewiki od kostropatego czarownika z carrefour’a, teraz sprint mają jak u „Usajna Bolta” co krok to – mila, co sus – to dwie, każdy z braci po jednym „adidasku” dostał. Toć, opowiada karzeł dryblasom o monstrum co miastu zagraża i zaraz prowadzi ich do swego króla na życzenie. Łatwo przewidzieć: że prędko zgłosili gotowość do pojedynku ze smokiem. Wkrótce wskazano im pieczarę gdzie żyło to paskudztwo. Do akcji! Wyrwidąb szczopił przed smoczą jaskinią dąb ogromny jak zamek, tyle miał pary – że wyrwał go z korzeniem, stoi i czeka a… Waligóra z tyłu potrząsa grotą gada, by go wypłoszyć na zewnątrz. Smoczysko w końcu wychynęło z jamy, ogon u niego na metrów osiem, jak tren – czy rogi Lejdi Gagi – (nomen omen trochę mniej zgrabne). Dębas, łup go w czerep konarem!, leje się ciurkiem posoka oblecha, to znaczy: hot blood (należy rzec), gad chciał jeszcze ich kitą zahaczyć, ale mieli te botki od karzełka chochlika, w adikach odskoczyli więc na milę. Już drugi dąb załatwił sprawę, kompletnie zamroczył bestię, łeb na miazgę, a zadek ufajdany. Teraz Górol uniósł największy głaz w okolicy i zakrywszy nim pieczarę zamknął w niej smocze ścierwo – wieńcząc dzieło wiekopomne. Wracają bracia do pałacu, w mieście na chwałę dzwony biją, król wielce uradowany oddał im córki za żony, a jedna ładniejsza od drugiej, hajs, komóra, – ojć – żadna nie była „xmenką”. Jednemu bratu i drugiemu – po połowie królestwa, tu na cześć śmiałków – zaraz powstają dwa rewiry: Waligória & Wyrwidębia. Hossa w City, tłusty portfel i renesans, mega lans. Już sadzą brzozy, cisy, klony, zbierają pszczeli kit, pod zamkiem grusze i lilaki, rząd lip – by pokój był między nemi, każdy liznął high life’u lecz nie zapomniał o biednych, produkcja kaszy i rzepaku, bukłaki z cydrem, kopalnie soli. Młodzieżowy język urzędowy alternatywnie – mniej współczesny, bo każdy jest przecież cool, są banki, kościoły, karczmy i burdele, wyszynki i nocne kluby, frazesów gęby, pagóry, fury, skóry i dęby, aleeeee… DLA WSZYSTKICH!

--

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...