Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Śաíęեօ Jҽժყղҽցօ Ƙłɑ


Rekomendowane odpowiedzi

                   

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


                                                                          Część 1

 

Starego Wampira wybudzają dziwne głosy. Otwiera oko. Po chwili drugie, żeby zobaczyć czy to pierwsze otworzył. Otworzył. No to patrzy. Widzi szyberdach, co mu zaprzyjaźniony Wilkołak wygryzł w wieku trumny. W okienku okrągły Księżyc puszcza do niego uśmiech, z Panem Twardowskim na czubku.

 

– Hop hop – woła ów pan. – Czas wstawać leniu. Krew krzepnie z tęsknoty za tobą. No dalej, hej siup... ty baniaku ze wspomnianym płynem. Rodzina czeka. Obchodzisz dzisiaj Święto Jedynego Kła. No nie… tylko nie mów gryzaczku, że zapomniałeś, bo zajdę za cumulusa i żadnej imprezy nie będzie.

 

Starego Wampira wzruszenie jak krew zalewa. Aż czerwone krwinki wpadają na białe, gdy gramoli przepite członki, uprzednio odrzucając dębowe wieko, razem ze srebrnym globem. Sędziwe ma ciało, ale przecież nie dziurawe. Płynne siły z niego nie uciekły. Swoją krzepę to on ma. Wiadomo od czego. Od wieków. Przed chwilą miał nadzieję, że wstanie owiany ciszą i spokojem. Posiedzi, poduma... o gardłach, żyłkach i tętnicach. Przy okazji jedyny ząb oskrobie z czerwonawej rdzy. Drugiego też ma, ale on się do święta nie liczy, bo sztuczny.

 

– Dziadku, dziadku, jak fajowo, że wstałeś – słyszy piskliwy głosik małej wnuczki. –Sama przyszłam po ciebie, wiesz? Żadne strachy mnie nie obleciały. Wypiłam trochę wody ze strumyczka.

– Wody? – dziadkowi na czole wystąpiło zmarszczone zdziwienie.

– Ale później trochę wypiłam z małej sarenki. Nie zrobiłam jej krzywdy. Tylko taką malutką dziureczkę. Ona później odskoczyła. To znaczy sarenka. Nie była na mnie zła. Ale stary rogacz sobie przyszedł i wtedy miałam luzy w odwadze. A ty dziadku… też miałeś luzy?

– Ty moja słodka Białokrwinko. Oczywiście, że tak. Przed ślubem z twoją Babcią.

– Pogryzła cię Dziadku?

– Tak… to znaczy… trochę. Dałem jej wtedy buteleczkę.

– A z czym, dziadku? Jestem jeszcze malutka, ale ciekawość mnie ssie.

– Dlatego masz taką postrzępioną czapeczkę z błękitnymi żyłkami, tak?

– Oj Dziadku. Ty odbiegasz od tematu. Widzisz chociaż metę?

– A o co pytałaś, ty mój Ząbeczku

– Z czym była buteleczka?

– A to ci powiem, że ze mną.

– Nasikałeś do niej? A fuj, dziadku. Niegrzeczny byłeś!

– Ty mój Purpurowy Strumyczku. Taka rezolutna dziewczynka powinna wiedzieć. A co piłaś z sarenki?

– Wodę, dziadku. Przecież wiesz.

– To ci nowina. Czyli sarenka biega na wodę? Tak?

– No trochę była czerwona. Pomyślałam sobie, że sarenka dużo łazi w lesie, więc woda czerwona z wysiłku. No dziadku, co tak groźnie łypiesz zębem?

– Oj wnuczko. Nie groźnie, tylko z powątpiewaniem. To była krew.

– A co to?

– My to pijemy.

– Dziadku. No coś ty! Będę chyba wymiotowała… chwileczkę… to ty babci, wtedy ofiarowałeś… to?

– To.

– I co?

– Wypiła. A później mnie ugryzła… ta moja Hemoglobimka.

– Smakowało jej?

– A jakże!

– Mnie też smakowała z sarenki. Pycha.

– Nie będziesz wymiotować, ty mój Pulsaczku?

– Skoro cała nasza rodzina to lubi… to ja też będę i już. Zadowolony?

– Dwoma kłami. Moim i sztucznym.

– No to walmy  na imprezę.

– Walmy? Za moich dawnych ciućkań, tak brzydko nie mówiono… moja ty Cięciożyłeczko.

– Spoko, dziadku. Wieko na trumienkę, zakluczyć i jazda.

 

 

Część 2

 

 

– No dalej dziadku. Musimy już iść. Toast krzepnie w kieliszkach.

 

Staremu wampirowi wypadł sztuczny ząb. Teraz to już naprawdę pasuje do święta. Lecz nie spieszno do wyjścia. A przynajmniej nie tak – rach ciach – już idę. Lubi sobie golnąć przed podróżą. Taki ma rytuał. Nigdy nie wiadomo, czy napotka jakieś „naczynia”. Wnuczka to co innego. Jeszcze mała. Wystarczy, że z myszki wyssie i wystarczy na pół nocy. Aczkolwiek nie lubi patrzeć na wyssane skórki, gdzie ino trochę mięska i kostek w dłoniach zostaje. To go napawa obrzydzeniem. Już jego – krwi pamięci – dziadek, zamykał oczy, gdy małe zwierzątka dusił. Oczywiście w czasie kryzysu gospodarczego, gdzie nawet z ludzi trudno było uzyskać pełnowartościowy napój.

 

– No dziadku. Ruchy ruchy – wnerwia się wnuczka. – No co tam grzebiesz przy tej małej trumience. Nie wyciągaj tego dziecka. Ono jest nieświeże. Spływa ci z rąk. Dawno nie żyje. Plama pośmiertna zwisa ci ręki. No co ty dziadku. Nie pij z niego!! Fe !! Oczu nie masz… albo węchu?

 

– O kuźwa, wnuczko. Rzeczywiście. Namieszałem. Otwarłem nie tą co trzeba.

 

Stary wampir naprawdę namieszał. Podchodzi do innej trumienki. Tym razem trafia. Otwiera wieko. Dużo różnych – prawie pełnych buteleczek – stojących jak żywe żołnierzyki na warcie. To jego barek. Żelazny zapas. Uzupełnia w miarę możliwości przerobowych. Ma już swoje lata. A może nawet więcej. Już nie te siły, co w czasach świetności.

 

Gul gul gul – słyszy wnuczka.

 

– Dziadku. Goście czekają. Przestań mi tu gulgotać i mlaskać, bo mnie to wkurza. Trochę kultury dziadku. Nie dosyć, że chcą wyprawić twoje święto, to jeszcze mają ciebie błagać na czerwonych krwinkach, żebyś raczył przyjść, tak?

– Kochana wnuczko – gul gul gul – musisz dziadka zrozumieć. Dziadek ma tylko jeden samotny kieł. Dziadkowi wycieka – gul gul gul – po bokach. Dziadek musi sobie miseczkę podstawiać, żeby nie zmarnować.

– Na przyjęciu będzie więcej, więc nie marudź. Nie musisz tutaj tutać. Mamusia i tatuś mówili, że idą na romantyczny spacer. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o jaką romantyczność chodzi. Zapytałam tylko: po co wam te baniaczki? Odpowiedzieli: „Na czerwoną galaretkę”. Ładna mi galaretka –– myślę sobie – skoro już wiem o co biega. No… czyli... krwawy stół będzie. Jak tra la la. Bez obaw dziadku.

– Jak ja cię kocham, moja wnuczko kochana. Widzę, że leży ci na sercu moje dobro. Chcesz wylizać miseczkę?

– Nie, dziękuję. To kwestia higieny.

– Jak chcesz.

– Ale ja nie chcę.

– No właśnie mówię. Nie ważne... zakryję tamtą trumienkę.

– Zakryj dziadku, zakryj... i napisz kartkę na wieczku: „Nie otwierać” . Na wypadek, gdybyś chciał znowu… no wiesz. Zresztą niech malec ma spokój. Po co ma być gnieciony przez jakiegoś wampira.

– Oj wnuczko. Tylko nie… jakiegoś wampira, bo mi przykro.

– Przepraszam dziadku. To z emocji. A tak a propos… możemy już wreszcie iść. Bo w końcu po nocy, dzień księżyc schowa… i święto przepadnie.

– No to przepadnie. Może i lepiej. Głupio mi tak przed rodziną z jednym zębem. Będą podśmiechujki robić ze mnie. A jak jeszcze zaprzyjaźnionych wilkołaków zaprosili, to już zupełna porażka. Wstyd… i to przed obcymi. Toż to inny klan.

– Dziadku. Przestań chrzanić. Mówię tak, bo zgroza mnie do otchłani wciąga, jak to słyszę. Przecież to Święto Jedynego Kła. Rozumiesz?

J e d y n e g o !!!

 

– A kto powiedział, że mojego?

– Ależ dziadku. T w o j e g o!!!

– A po czym poznać, że mojego?

– Ty udajesz głupka… czy już nie musisz. Zważ na to, że w nerwach mówię.

– Szybko dorastasz wnuczko. Gadasz jak dorosła. Jak krwi pamięci twoja babka. Moja żona ukochana. No cóż. Wampiry tak mają. Nie musisz serduszka swego zadręczać.

– A ja myślałam, że nas nie można zabić… nic nie mówisz… o zgrozo, można?

– Stoisz jak kołek w płocie, wnuczko ty moja.

– A co ma do tego jakiś kołek. Nie mam nastroju do jakiś… kołków.

– A powinnaś mieć. I jeszcze do kilku innych drobiazgów. Ale bez obaw. Tu spokojne okolice. Pożyjemy jeszcze. To tyle na ten temat. No nie płacz mój skarbie. Dziadkowi zastawki w sercu skrzypią, gdy patrzy na smutną wnuczkę.

– Skrzypienie skrzypieniem, ale musimy wreszcie iść. W końcu lektykę po dziadka przyślą. A wie dziadek jacy goście będą ją targać?

– Zwisa mi to. Jak kropla z kła.

– Wilkołaki!

– E tam…

– Nie… e tam, tylko wstyd. Przemawia ?

– ...

– Dziadku! Znowu chrupiesz krew! Ostatni ząb sobie wyłamiesz i święta nie będzie. Gdzie to znalazłeś?

– Ależ…

– Przecież słyszę, jak ciamkolisz!

– To nietoperze.

– Akurat. Wywalaj podszewki. Ale mi już! No tak… fuj… pełno okruszków.

– Widocznie Hemoglobinka mi nakładła.

– Nie zwalaj na babcię, bo tak nie przystoi!

– Na stare lata mi zabraniasz. Wnuczko! No nie bądź taka.

– To nie zgodne z rodzinną tradycją.

– A moja córka, a twoja matka czasami chrupie.

–Nie wiedziałam. Widocznie jest… degustatorką dla potrzeb naukowych.

– Akurat.

– Nie powtarzaj po mnie. Chodźmy wreszcie, bo mnie jasna krew zaleje!

– To cię wykręcę nad barkiem.

– …

– No co? Żartowałem.

– …

– Zaradny jestem.

– Dziadku! Idźmy już.

– Muszę jeszcze zasłać łóżeczko.

– O rany!!!

 

dekaos dondi

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...