Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rodzina 2/7


TheDiary44

Rekomendowane odpowiedzi

W naszych żyłach płynie ta sama krew
Ona łączy nas i spaja w całość
Dlaczego więc robimy sobie wbrew
Wytykając przy tym każdą słabość?

 

Bo ile w lesie jest drzew
Tyle w nas kłócących różnic żyje
Nie nastanie z nas lew
Gdy wzajemnie celujemy sobie w szyję

 

Świadomy, że noszę geny swojego ojca
W lustrze podobna do niego mina
Wytykane mam w tym domu bez końca
Jakby to była moja wina
Chcę być lepszym człowiekiem
Najlepszym jakim tylko potrafię
Niektóre rzeczy przyjdą z wiekiem
Jak najszybciej buduję pozytywną biografię

 

Zrozum iż nie jestem nim Mamo
Pozwól więc po prostu być sobą
Nic do mnie nie przyszło samo
Ciężko pracuję z każdą dobą
Nie dostałem nigdy wiary
od Ciebie, jedynie pogardę
Nie chcę nagłej w Tobie zmiany
Gdy pewnego dnia sukces odnajdę

 

W naszych żyłach płynie ta sama krew
A wartości i cele zupełnie inne
Dlaczego więc robimy sobie wbrew
By jedno za drugie czuło się winne?

 

Bo ile w lesie jest drzew
Tyle w nas kłócących różnic żyje
Nie nastanie z nas lew
Gdy wzajemnie celujemy sobie w szyję

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Za innych pisać nie będę, jedynie od siebie. Ja w wierszu potrzebuję zobaczyć szeroko rozłożone ramiona, wtedy się do niego przytulę. U ciebie, w tej publikacji siedzę w kącie, bo tyle mi zostawiasz miejsca. Pierwsze co mi się rzuciło po przeczytaniu to pytanie " czy matka to czytała?"

A zaglądać do ciebie będę, bo mnie bardzo interesuje temat nieobecnego ojca, w każdym aspekcie i jego wpływ na ludzi.

 

Pozdrawiam raz jeszcze :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Natuskaa Dzięki za opinię. Akurat te 7 wierszy, które powoli wstawiam jest raczej moim wywodem, więc faktycznie miejsca tutaj na rozkładanie ramion nie ma. Niemniej postaram się za jakiś czas napisać bardziej przystępne wiersze, chociaż już teraz mam wrażenie, że to nie do końca w moim stylu :P


Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

bo to kwestia zrozumienia , nie chodzi o geny tylko o 'programy' zapisy spiski na ktorych podstawie dziala nasz umysl . pomimo ze mozesz przeczytac tu wiersze to w roznych jezykach sa one spisane . jak nie masz klucza to nie zrozumiesz . jak np slowo mama w jednych ludzich wzbudza milosc a inny mysli wez spierdalaj, bo ma inne wiadomosci zwiazane z tym samym slowem okreslajacym matke . a bezbledne slowa znajdziesz w przyrodzie w dziele bozym w szumie wiatru w deszczu itp. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. I w ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...