Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Babcia i Dziadek


Rekomendowane odpowiedzi

Babcia siedziała wysoko. Robiła na drutach czapeczkę dla męża.

Dyndała się przy tym jak jabłko, co jeszcze nie spadło daleko od jabłoni.

Dziadek był naprawiaczem szkód. Biegał po słupach, jak góralki po pionowych ścianach.

Raz tylko spadł, ale akurat babcia zeszła, więc zleciał na żonę.

 

Jego ślubna - mająca przyzwoite rozmiary - posłużyła jako poduszka powietrzna.

Dziadek co prawda przeżył, ale i tak swoje po członkach dostał.

Żalił się później kolegom, że już by wolał wylądować twarzą na chodniku,

niż uzyskać tego typu przebaczenie od żony swojej.

 

Bo trzeba przyznać, że babcia potraktowała go łagodnie.

A na pewno bardziej litościwie, niż wtedy, gdy przez pomyłkę – tak mówił dziadek –

wziął ich ślubne obrączki, bo chciał sprawdzić, czy dżdżownice potrafią się bawić w: hula – hop.

Już za sam pomysł dostał po łbie. Dżdżownice nie dostały, bo jak zobaczyły babcię, to wlazły do norki.

 

A zatem babcia siedziała na wysokościach i nie miała zamiaru szybować w dół.

Rozpędziła się trochę z tą czapeczką, która zaczęła się ocierać o chodnik.

Jeden złośliwy sąsiad, pociągnął – tak dla jaj - za pomponik, który mu się wiewał nad głową.

Babcia nie spadła, bo wykombinowała wielkie klamerki,

którymi swoje dyrduny do drutów przyczepiła.

 

Ewentualnego kopnięcia przez prąd, nie musiała się obawiać, bo prędzej ona jego, niż on ją.

Była też roztropną kobietą. Trzymała się dodatkowo jaskółek.

Oczywiście nogami, bo ręce miała zajęte dzierganiem.

 

Jednemu ptaszkowi oko wykuła, bo podszedł za blisko. Sam sobie winien – pomyślała.

Po co się rajdał po drucie na drut. Ptaszek odleciał, ale nie bardzo wiedział, gdzie sobie leci.

Usiadł po drugiej stronie babci… by po chwili stracić – drugie oko.

Babci zrobiło się ptaszka żal, więc skróciła jego cierpienie,

robiąc z piórkowego ciałka – drugi pomponik.

 

A dziadek stał na dole i zakrywał odruchowo oczy.

 

Innym razem sytuacja była podobna - aczkolwiek odwrotna.

Zgodnie postanowili, że babcia będzie statkiem kosmicznym a dziadek – kosmodromem.

Słoneczko rześko prażyło wszystko co popadnie, kiedy wybrali się do lasu po gałęzie.

Kiedy wrócili, babcia przywlekła ogromny karton i razem z dziadkiem, zaniosła na stodołę.

 

Kłopot polegał na tym, że dach był raczej pochyły.

Ale jakoś im się udało, przywlec karton i chrust – by położyć to wszystko przy kominie.

Babcia wlazła do statku, a dziadek ją nakrył gałęziami.

Miały symbolizować, wszelką maszynerię i przyrządy nawigacyjne.

 

Astronautka przed podróżą, jednego sobie golnęła, a zatem nawet nieważkość zaczęła odczuwać.

Dziadek nie mógł. Kosmodromowi nie wypada. A poza tym musiał bezpiecznie zejść z dachu.

Jego żonie nic nie groziło – gdy włazili – bo nawet gdyby spadła,

to tylko Ziemię by trochę wgniotła.

A nawet gdyby zobaczyła gwiazdy, to w końcu nic dziwnego, podczas takiej zabawy.

 

Dziadek powrócił na matkę Ziemię.

Napisał na glebie, że spory obszar wokół niego, należy do statków kosmicznych,

a osobom nieupoważnionym wstęp wzbroniony.

Chociażby ze względu, na własne bezpieczeństwo.

 

Zauważył zieloną krowę, jak się zbliża do niego.

Nie miała rogów – tylko czułki, oraz sześć nóg i oczy wokół głowy.

Kopyt też nie miała, tylko płetwy.

A ponadto – okulary na takim czymś, co przypominało ludzki nos.

Nie wspomniałem o tym, ale kosmodrom - co prawda przed przygodą –

trunku w kiszkach swoich nie ugościł, ale za to wąchał – nie pamiętając – co.

 

Dziadek nie dał się nabrać. Aż tak otumaniony nie był.

To nie była jego żona. Jego luba miała za chwilę na nim bezpiecznie wylądować,

mając cztery nogi a nie – sześć.

Wiedział, że zostanie wgnieciony,

ale przez to przeżyje i będą mogli wspólnie wspominać – kosmiczną przygodę.

 

Lotnisko leżało i leżało – i nic. Przewrócił się na plecy.

Ujrzał swoją żonę, jak rozmawia z bocianem. Krzyknął do niej:

– Daj sobie spokój z tym ptakiem. Leć na mnie. Jak długo mam czekać.

Po tej wypowiedzi, ponownie położył się płytą do atmosfery.

 

Poczuł nagle, że coś na nim stoi.

No wreszcie wylądowała – pomyślał sobie – Ale dlaczego dziobnęła mnie w pas startowy.

Odwrócił się nagle. Zobaczył bociana, trzymającego żabę.

No tak – znowu główkował – nie napisałem, że żabom także wstęp wzbroniony.

 

Po chwili, coś go wgniotło w płytę. Miał na sobie statek kosmiczny.

Ledwo ujrzał – albo raczej się domyślił – że jego żona, postawiła pierwszą nogę,

na nowo odkrytej planecie.

 

On też się jakoś wygramolił, ale wdepnął – w bardziej przyziemny aspekt nowego świata.

A zatem – krzyknął – jest tu życie. Babcia w tym czasie, znalazła jajko.

Siadła na nim i czekała, co się z tego wylęgnie.

 

A później – chociaż byli posunięci w latach – zaczęli zaludniać nieznaną planetę.

Coś im te rejony przypominały. Tylko powietrze jakieś takie.

Aż im się w głowach kręciło.

 

Czuli się prawie, jak u siebie w domu.

 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...