Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Egoizmy


Rekomendowane odpowiedzi

Egoizmy.

Już dobre dziesięć lat będą po ślubie. Skąd wiem? Wiem wiele więcej. Tak szybko ten czas upływa mówiła często tak w jego obecności. Zapierdala jak motocyklista bez kasku zdarzało mu się że na ten filozoficzny aspekt odpowiedział. Masz pojęcie jak szybko dzieci rosną? – kobieta dalej w tym meta duchu mówiła. Dopiero co szukałem smoczków rozrzuconych po całym domu, dopiero co obejmowałaś mnie, myślał, dopiero co wpadliśmy na siebie, dopiero co jeździłem do ciebie na to twoje odludzie, dopiero co mur berliński ktoś postanowił rozwalić, dopiero co siedząc w szkolnej ławce obiecywałem sobie, że to moje życie przebiegnie niezwykle, myślał. Ale nic nie powiedział. Nigdy moje sprawy cię nie obchodziły, a mnie boli brzuch i w krzyżu i jeszcze serce kłuje – mówiła tak, jak widziała, że słuchał. Inna sprawa czy rzeczywiście.
Mężczyzna pracował na szczęście. Patrząc z mojego oddalenia to było szczęście, chociaż on sam nie miał takiego poczucia, raczej bardziej nie lubił tego pospolitego według niego zajęcia; kiedyś myślał sobie, że rozpędzi, którąś z branż na własny rachunek, z niespotykanym jak na miasteczko rozmachem. Dajmy na to, opanuje rynek hurtowy napoi w mieście, później może jeszcze piwa, wina i wódki. I będzie miał wyłączność na sprzedawanie piwa puszkowego i w kegach jednej z największych kompanii piwowarskiej w Polsce. Tak planował i mój Boże nie mogło się tak stać?, myślał, nie mógłbym tak siedzieć teraz w biurze i ustalać grafik pracy dla 20 osób zatrudnionych w hurtowni? Pomyśleć, że następnym krokiem mogło by być kupienie małego lokalnego browaru, w którego piwnicach odnalazł by stare piwowarskie przepisy, dawno zapomniane tajemnice? Teraz jeździł nie nowym polonezem i wkładał ludziom plastikowe okna, główne jednak pieniądze te duże brał ktoś inny, jemu ludzie płacili za fizyczną robotę. Walę tylko młotem i wiercę w murze dziury, tak mówił do siebie, tylko walę i wiercę. Dlaczego tylko takie okazje mi się trafiają? – myślał, czemu tylko takie możliwości? Nie myśl tak nawet, doradziłbym mu, w taki mnie więcej sposób tłumacząc: Bierzesz w kieszeń pieniądze i leć z nimi szczęśliwy do domu. Pomyślałeś, co by było, gdyby ludzie nie wymieniali okien, choć przebiegła ci taka myśl odkrywcza przez głowę?
Kobieta też pracowała. W biurze, w kancelarii notarialnej gdzie dawała do podpisu papiery i robiła ksera. Natomiast wpływ na kobietę ta praca miała dobry, lubiła nawet te zajęcia i obowiązki biurowe. Codziennie przed wyjściem, przed lustrem długo podkręcała sobie rzęsy. Rzeczy też wkładała nienagannie wyprasowane i kolorystycznie dobrane np. zielone buty do zielonej sukienki, szef wymagał żeby w takim miejscu jak jego biuro odnoszono się do jego klientów z należną atencją. Lubiła ładnie się ubierać, pachnieć i się nie skarżyła. Brawo.
Mężczyzna rano podpatrywał jak kobieta omiata swoją powierzchowność, podkreślała kreską kształt ust i oczy pogłębia spiralką.
- Co się gapisz? – mówiła wówczas do niego.
- Przeszkadza ci? – pytaniem odpowiadał.
- Podniecasz się jak patrzysz? – pytała.
- Tak robię to z lubieżnej przyjemności - odpowiedział wtedy i wyszedł z łazienki.
Oczywiście nie działo się tak zawsze, nie chciałbym upraszczać ale nadmienić muszę, że nie zawsze pytała go czemu się gapi, dlatego nie zawsze miał sposobność odpowiedzieć pytaniem czy jej to przeszkadza.
Tamtego razu było jednak jak opisuję, dlatego przed swoim odbiciem w lustrze goląc się rano przyrzekł sobie, że nie spojrzy na nią więcej, niech myśli, pomyślał, że mimo jej porannych czarów i tak jest już brzydka i stara zwłaszcza rano jak wstanie z łóżka. Co innego ja, myślał i długo patrzył na swoje w lustrzane odbicie. Żadnej zmarszczki, żadnego zauważalnego wpływu czasu na skórę.
Gdy wychodziła myślała, jak to on siedzi teraz w domu i przywołuje jej urodę przed swoje duże niebieskie oczy, myślała, że podbiega zaraz do okna żeby za nią jeszcze tęsknie przez chwilę popatrzeć. Wszystkie te myśli niosła schodząc rano po schodach, krok i już jest niżej, następny – niżej, na sam dół. Mężczyzna rzeczywiście usiadł po jej wyjściu; jak stał, tak przysiadł na krześle. Czemu tak mnie atakuje, myślał wtedy, wyraźnie bez powodu skacze mi do gardła. Nic złego przecież nie zrobiłem stojąc tak i patrząc. Za kogo siebie masz, mówił w myślach do niej, swojemu notariuszowi tak powiedz, odwarknij, spróbuj niech usłyszy. Ale nie, Pan od przekrętów to mężczyzna doskonały. Ubrał co naszykowała mu wcześniej i położyła wyprasowane na łóżku. I tak zaraz jak przyjedzie do pracy będzie musiał wskoczyć w łachy robocze, mówiłem jej tyle razy po co to prasujesz? I tak cały dzień przeleżą zmięte.
Będzie musiał dzisiaj wywalić trzy stare drewniane okna i jedno balkonowe oraz założyć nowe plastikowe u pewnej samotnie mieszkającej pani. Zlecenie dostał dzień wcześniej. Handlowiec od okien powiedział mu, że będzie mu płacić kobieta, która mieszka sama. Wystarczyło. Myśląc o tym wkładał po kolei rzeczy; najpierw wciągnął spodnie i wpuścił w nie podkoszulek. Gdyby się na przykład zdarzyło – pomyślał – że zostałby sam z tą panią w mieszkaniu - ściągnął spodnie paskiem - a ona by bardzo zapragnęła jego bliskiej obecności - jak na porno produkcjach, że rzęsami ona trzepie i językiem nawilża usta, wyobrażał sobie. Ale musiałby wcześniej gdzieś posłać pomocnika, młodego chłopaka, z którym razem pracują, po to oczywiście żeby kobiecie dać szansę. Żeby mogła, tak właśnie, żeby nie wstydziła się okazać swojego dla niego uwielbienie, myślał. No dobrze, ale co wówczas?, myśli, ściąga jej majtki oczywiście, i odwracając ją plecami do siebie, opierając o parapet schodzi w podziemia. Albo jeszcze lepiej, ta klęka na kolanach, a on łaskawie pozwala kobiecie żeby ta zakosztowała i wyrobiła sobie smak - wyobrażał sobie. Nie zaprzeczaj ja wszystko, widziałem.
No ale jak?, myślał dalej, jak później po czymś takim do żony otworzyć usta? Skoro jednak tak mnie traktuje, przypomniał sobie zdarzenie z rana, skoro emanuje jedynie złością w stosunku do mnie, a jak tutaj same panie - pchają się okazje? Uśmiechnął się do własnych myśli. W końcu wyszedł z domu, gnało go widziałem jakby ubyło mu dziesięć lat i przetoczono mu parę litrów nowej krwi. Ładne rzeczy. Siedząc już we firmowym polonezie myślał, że gdyby tak jednak dzisiaj mu się zdarzyło, załóżmy, wchodzi do wspomnianej kobiety, a w jej oczach dostrzega tę wrażliwość i miękkość nóg, których na próżno szukać u żony. Ona ciepłe zadaje pytania, wspomina, że cały dzień stojąc w otwartym oknie można jednak coś przeziębić, robi wreszcie herbatę i stawia przed nim na stole. Sam przed sobą przyznaje, że to możliwe, takie zdarzenia się odnotowuje nie tylko na starych filmach ale i w nowszych produkcjach też. Kobieta mało nie wywróci się na jego widok, a niech jeszcze otworzy usta, to się nie powstrzyma, wyobrażał sobie.
Jednak widzę, że coraz bardziej boi się, wzdryga, obawia tego co mogłoby być potem. Czy to w ogóle możliwe? Pyta siebie, nie niemożliwe – zaraz odpowiada. Nieznajoma kobieta na pewno nie rzuci się zaraz na budowlańca, który wkłada okna. Tym bardziej, że pracują we dwójkę. Wystarczy, że będę blisko przy sobie trzymał młodego, ani na chwilę nie dam się jemu oddalić, przy nim będę bezpieczny, ta przecież nie odważy się, nie przywita nas nago w samych drzwiach przecież – myślał. Dobra, kombinował, w godzinę wywalamy stare okna, później jakieś dwie godziny obstalowujemy nowe. Kasuję pieniądze i lecimy z młodym na dół do samochodu. Ale jeśli, myślał tak siedząc w samochodzie przyklejony do wątku, ta wyraźnie samotna, pozbawiona męskiego, na pięćdziesięciu metrach kwadratowych towarzystwa od dawna, wciągnie go do pokoju obok pod byle pretekstem i rzuci mnie na nieskazitelnie posłane łóżko już dawno nie wprawiane w ruch i drżenie? Co wtedy? – myślał. Co wtedy zrobię?
On był zdecydowanie możliwością przejęty, żona?, cóż na pewno się nie dowie, a znajomość z taką panią mogłaby jeszcze owocować długo, tłumaczył sobie, przez lata całe.
Czuł, że właściwie mógłby, jakby w odwecie, jeśli nadarzy się okazja z niej skorzystać. Nie będzie oglądał się na nikogo. Przyrzekł sobie w duchu po cichu.
Dojechał i zatrzymał samochód przed biurem handlowca gdzie już czekał na niego młody.
- Wrzucacie te trzy małe i jedno balkonowe - powiedział handlowiec.
- Te spod ściany? – spytał.
- Tak te.
- Ładujemy młody, nie zapomnij tylko zapakować piany i poziomnice wsadź do bagażnika
- Tutaj macie adres - handlowiec podał mu kartkę jak polonez był załadowany.
Wsiedli do samochodu. „Jedziemy”. Można było nie mówić tego, powiedział. Prowadził pewnie, mimo że wiózł okna przecież szklane. Dobrze znał ulicę, przy której stał blok, w którym mieszkała owa pani. Wymieniali już okna przy tej ulicy, wiedział, w którą stronę numery bloków pną się, a w którą opadają. A może by – pomyślał, tak najpierw wejść bez okien na plecach, tak na początek, zapukać, zamienić dwa słowa z kobietą po kątach się rozejrzeć. I gdyby coś się święciło to wymówię się telefonem od szefa, i że nastąpiła pomyłka w oknach, że nie te przywieźliśmy co potrzeba. Zmywamy się wtedy i niech sobie weźmie inną ekipę żeby babie wstawiła okna. Nie dotknę jej, wszystko jedno czym by mnie nie częstowała. Postanowił. No ale zaraz chłopie, myślał dalej, to tu kobieta wita cię z sercem na dłoni, z całym inwentarza przyjmuje, zadbana i napalona czterdziestka, składa prawie ręce do ciebie a ty myślisz o żonie? Po tym, jak na ciebie tylko warczy i patrzy spode łba jak wracasz do domu? Może ostatni raz taka rzecz mi się przydarzy, myślał. Raz tylko i nigdy więcej w życiu. Przypieczętował.
Dojeżdżali, odczuwał to po lekkim kołataniu serca i wilgotnych dłoniach na kierownicy. Numer bloku zgadza się, numer mieszkania? Jest, jest 12.
- Wnoś te małe i ustawiaj pod ścianą na parterze, ja sprawdzę czy ktoś jest w mieszkaniu. Czekaj jak wrócę – powiedział do młodego i zaczął wspinać się po schodach na górę.
Z każdym jednak krokiem wspinał się coraz wolniej aż przystanął na półpiętrze. A jak wejdę do niej i ta ciepło mnie przyjmie? Myślał. Młody na dole może postać. Może kobieta zna sztuki niecodzienne? Idzie dalej. Wreszcie stanął pod drzwiami. Zapukał. Nikt nie zaprosił go do środka. Złapał za klamkę i..... drzwi ustępują. Znalazł się w ciemnym przedpokoju.
- Dzień dobry – woła.
Jak odpowie będzie wiedział, w którą pójść stronę.
- A pan co tutaj robi? – mówiąc to kobieta wystawiła głowę zza otwartych drzwi.
- Mamy wstawiać u pani okna - powiedział.
- No doczekałam się, spóźnił się pan pół godziny z tym panem drugim od okien umawialiśmy się na ósmą, a jest, widzi pan wpół do dziewiątej.
- Nic mi nie przekazał.
- Ja już muszę wyjść – oznajmiła kobieta - przyjdzie tu do was pan Wiesiek sąsiad mój i będzie przy was, żebyście nic nie poniszczyli i zrobili jak należy, on jest stary budowlaniec. Jak wrócę żeby było posprzątane, a nie zasrane w każdym kącie. Ile wam to zajmie?
- Może trzy godziny, może dłużej – powiedział.
- To pan nie wie? Pierwsze to będą okna w pana życiu?
- Do końca wszystkiego się nie przewidzi - odpowiada.
- Jak to nie przewidzi panie szanowny?
Stała już ubrana w płaszczu i butach wysokich aż do kolan. Nie za stara ani nie za brzydka, pomyślał.
- Jest i pan Wiesiek – na widok wchodzącego powiedziała – niech ich tu pan przypilnuje.
- Dopiero przyszedłem jak usłyszałem, jak tłuką się z tymi szybami na parterze. Niech pani będzie spokojna, dopilnuję jakby chodziło o moje okna w domu.
Schodził powoli, głową w dół. Finał chyba sprawy. Ale jestem głupiec, taki stary i taki głupi, myślał, skąd ten pomysł, że mogłaby kogoś w życiu ta baba pożądać. Był poniżony wyczuwałem, podświadomie zakrywał parawanem porażkę. Mógł być przecież na wierzchu, brzuchem do góry leżeć i podawać tempo, a tak złazi na parter z podciętym ogonem. Już kit z nią przeboleję, ale ten Wiesiek ten może nam stać nad głową i patrzeć na ręce, myślał. Zdenerwowanie nie ustąpiło, więcej nasiliło się, bo jakże robić gdy na ręce cały czas patrzy się upierdliwy i drobiazgowy, domyślał się mężczyzna, facet.
U niej w pracy zapowiadało się na dzień, który sam poprowadzi za rękę, bez zwrotów od nagłych podmuchów. Wiatr w żagle i błękitne niebo. Właściwie, to żadnego klienta w kancelarii do południa nie było. Nie znajdzie się chyba dzisiaj chętny na kupienie parceli, myślała, pod nowy dom, nikogo wobec tego nie będzie co chciałby pozbyć się kawałka ziemi przecież o klasie zerowej, nieużytku za który mógłby przecież wziąć i to jakie pieniądze, tak myślała, jakbyśmy my mogli kupić kawałek czyjejś ojcowizny i wybudować na niej nasz prawdziwy dom, myślała. Sprzedać bloki, w których dwu pokojach od tylu lat siedzą. Podpowiadała mu, mówiła nie raz ale co mu tam, jemu widać w tej klatce dobrze. Rozłoży się na wypoczynku przed TV i brandzluje pilotem. Gdyby to on brał pieniądze za okna, myślała, jemu gdyby ta duża forsa szła do rąk, to byłaby szansa, gdyby jemu się chciało, a nie chce. Tak całe życie zejdzie nam na drugim piętrze w dwóch pokojach.
Wszedł wreszcie ktoś do biura notariusza bo drzwi słychać było jak otworzono i z poczekalni dochodzić zaczęły głosy. Podniósł się natychmiast notariusz z miejsca w swoim pokoju żeby witać wchodzących na stojąco. Ona to widziała bo drzwi do kancelarii były otwarte. Któraś stówka zawsze wpadnie, któraś, myśli notariusz, na koniec dnia przeliczy, minus oczywiście to co będzie musiał oddać, co państwu się należy, polskiemu złodziejskiemu skarbowi. Dwóch weszło do sekretariatu, dwóch towarzyszących zostało w poczekalni.
- Panowie byli wcześniej umówieni? – spytała kobieta wchodzących do sekretariatu.
- Oczywiście z Panem Andrzejem umawiałem się telefonicznie.
- Tak. tak Pani Aniu, specjalnie tę godzinę zarezerwowałem dla Panów - prawie krzycząc mówił z głębi swojego pokoju.
- To co? – spytał ten co się umawiał.
- Zatem zapraszam panowie do biura proszę, proszę siadać.
Drzwi zamknął za sobą i nimi, wiadomo. Na pewno ten co się umawiał telefonicznie miał kupić, oni zwykle są rozmowni ho, ho pani Aniu jaki dzień dziś piękny mamy. Ci, co kupują właśnie to im się śpieszy najbardziej, żeby wydać te pieniądze, nie ten co dostanie w walizie poukładane stosy, ale przeciwnie, myślała. Z tego co kupuje to przystojny mężczyzna, ubrany? Proszę bardzo jak młody chłopak chociaż miał tak na oko czterdzieści skończone ale proszę żadnego brzuszka, żadnej zmarszczki i dłonie jakie miał wydelikacone, w myślach analizowała. Ten drugi prezentował się gorzej i w nie podskokach wchodził ale wolno noga za nogą. Sprzedaje bo musi; wesele córki, choroba matki, długi karciane. Albo głęboka choroba alkoholowa o czym jednak wygląd nie świadczył, gdybała. Za drzwiami słyszała jak szeleściło, mamrotało czasami także, lekko tylko głośny śmiech wiadomego. Była ciekawa co kupuje ów tym samym co sprzedaje tamten. Zgadywała, że dom z ogrodem i stawem pełnym czerwonych karasi, może nawet kawałek lasu za domem, a wszystko ogrodzone pięknym kamiennym płotem, altana przykryta zielonym gontem i nieduży basen dla Piotrusia. Gdyby tak nam się trafiło, myślała za siebie i męża. Ten co przyszedł widać, że umie zadbać o pieniądze, myślała o tym co siedział za drzwiami i kupował, codziennie pewnie zarabia ile ten mój na miesiąc. Może jest właścicielem salonu z samochodami? Jak podpiszą to sprawdzę jakie ma nazwisko i dowiem się wszystkiego, a może, to ten do którego należą te cztery apteki, a teraz nawet doszła stacja benzynowa? Pan najbogatszy w mieście? To na pewno on. Wstała i wyjrzała na parking przed kancelarią ale nie stało tam nic takiego, oprócz jej szefa Lanci. Może przywiózł go kierowca i odjechał? – pomyślała. No ale jak?, skąd będzie wiedział kiedy podjechać, kiedy skończą zapis? Może jest ekscentryczny i przyjechał rowerem? Ale znów jak z odpisem notarialnym zaiwaniać na rowerze, niemożliwe.
Poczekaj będziesz miała chwilę, swoją minutę kiedy zrobisz ksera i odłożysz do segregatora z rokiem wymalowanym na grzbiecie - 1999, przecież zawsze będziesz mogła tam zajrzeć, wiadomo, że to ty wychodzisz ostatnia, gasisz światło i zamykasz drzwi na klucz. Ale to dopiero zacznie chodzić Pani Ani po głowie.
Drzwi się otworzyły i panowie wyszli.
- W sądzie zrobią Panu wpis do księgi wieczystej - notariusz wychodził ostatni, rutynowa gadka w razie kiedy dojdzie do złożenia podpisów.
Kiedy jest już na papierze, mimo że jeszcze tusz czarny nie wysechł ostatecznie, to on chowa ręce już do kieszeni poprawia krawat, ech teraz to życie potoczy się z górki, teraz się dywan pod nogami rozłoży każdy krok czyniąc miękkim i tak już przez resztę życia, po sam grób, a może później też. Takie właśnie miał notariusz myśli, mniej więcej w tym duchu.
- To będzie wszystko? – zapytał się nowo obdarowany.
- U mnie wszystko załatwione w dziesięć minut sam Pan widzi tak jak przewidywałem w telefonicznej rozmowie.
- I o dwa tysiące jestem lżejszy.
- W każdym biurze notarialnym zapłaciłby Pan tak samo.
- Wiem, wiem żartuję tylko – klient uśmiechnął się do notariusza, nie było przecież innej rady.
- Do widzenia.
- Do widzenia.
- Drzwi się za nimi zamknęły.
- Niech pani skseruje te akty i wrzuci do szafy, dowód wpłaty do szuflady, pieniądze do skrzyneczki.
- Tak wiem szefie, wiem.
- Wyglądało, że zna Pan gościa? – zapytała notariusza.
- Żadna tam znajomość, przypadkiem dowiedziałem się że jego teść chce zrobić darowiznę na niego, bo z córką od dawna nie może się zgodzić. Swoją drogą jak on go podszedł żeby z zięcia zrobić właściciela, nie wiem.
- Czyli darowizna - stwierdziła raczej niż zapytała zawiedziona.
- Tak i to na raty.
- Coraz więcej ludzi wie, że tak można – kontestowała - czysty zysk.
A polegało to na tym, że nie trzeba było zapłacić podatku od darowizny jeśli jej wartość nie przekraczała 10 000 zł. Dlatego najpierw teść daruje połowę ziemi i nic nie płaci, a za pięć lat drugą połowę, nie wcześniej bo tak stanowiło prawo. W myśl przyjętego zwyczaju to obdarowany powinien zapłacić wszelkie koszty związane z darowizną. Tyle prawo, tyle zdrowy rozsądek i pierwszej wody wyliczenia. Wiedziała o tym pani Ania znakomicie.
Czyli nie posiadłość Pan kupił za gotówkę, ani sadu, ani lasu tym bardziej. Droga Pani Aniu. Myślałam, myślała Pani, że facet jest większego kalibru, wygląda że korzysta jedynie z okazji jaką skojarzył mu naiwny teść, dołoży tym samym jeszcze działkę budowlaną do swoich posiadłości? Do aptek i stacji benzynowej? Niech pani pomyśli. Zaraz zresztą zerknę na nazwisko, pomyślała. Pakując papiery do szuflady przeczytała nazwisko, adres, żaden właściciel aptek to nie był, żaden fabrykant, ani nawet polityk samorządowy, nikt. Ale ręce miał wyjątkowo ładne z pięknie wypiłowanymi paznokciami, pomyślała. Godzina 16. Wypadało policzyć dzisiejsze pieniądze, wypisać polecenie wpłaty i oddać szefowi, który jadąc z pracy do domu wpłaci kwotę w banku najbliższym, najdroższym jego sercu. Wyłączyła komputer, zamknęła szafę na klucz, zgasiła światło i zamknęła drzwi za sobą jak co dzień, z wyjątkiem sobót i rzecz jasna niedziel. Do samochodu zawsze zbiegała, niosły ją schody i rozkoszne tupanie obcasików po betonowych stopniach. Jej fordzik „Ka” stał jako jedyny na parkingu i uśmiechał się do niej okrągłymi ślipkami, mój ty maleńki, łapała się na tym, że tak często o nim myślała. Pojechała do szkoły gdzie chłopiec lat 7 czekał na matkę w świetlicy szkolnej.
- Myślałem, że się znów spóźnisz – powiedział chłopiec do wbiegającej kobiety.
- Raz się tylko spóźniałam, a ty mi codziennie to wypominasz.
- Raz, raz – chłopiec przecież wiedział lepiej.
- Czy Pani zadała coś do domu? – w samochodzie sadowiąc się zapytała.
- Wiesz przecież, że jeszcze w pierwszej klasie nie zadaje się dzieciom do domu? Pani mówiła, że nauka będzie później, a teraz to tylko zabawa.
- Ale przecież wierszyka o zimie się uczyłeś? Tak ale Pani nie pytała.
- Sam widzisz.
- Czemu mnie nie pytała?, pytała Agatkę.
- Może powinieneś się zgłosić.
- Zgłaszałem się – krzyknął w stronę matki - zawsze mówisz zgłoś się, zgłoś, ja się zgłaszam, a Pani mnie nie wybiera, nie będę się uczył żadnych głupich wierszy.
- Nie krzycz na mamę – powiedziała.
- Będę mówił jak będę chciał – ale to już uleciało przez niedomknięte okno.
Spokojnie kobieto przymknij oczy i policz do dziesięciu.
Weszli do mieszkania na drugim piętrze w bloku. Rozebrała siebie i dziecko z kurtek i czapek, i zaraz pobiegła do kuchni szykować późny bo późny jednak obiad.
On wchodził ciężko po schodach, wdrapywał się mozolnie na półpiętro, później piętro, półpiętro i drugie piętro; otwiera swoim kluczem drzwi. Gdy tylko usłyszała jak wolno idzie, jakby w ołowianych butach podchodził do Rowu Mariańskiego żeby bić rekord w głębokości nurkowania. Była pewna, że nie wszystko poszło tego dnia po jego myśli, że miał na końcu języka przekleństwa, że wejdzie ze spuszczoną głową . Słyszała od samego parteru muzykę żałobną, organową.
- Znów okna nie pasowały? – zapytała jak wszedł uśmiechając się krzywo przy tym w kuchni.
- Pasowały – odpowiedział.
- Nie chciała zapłacić? – nie rezygnowała.
Skąd wie, że kobiecie wstawialiśmy okna?, pomyślał.
- Jak chcesz mnie pocieszyć to chodź i potrzymaj mnie za ręką – powiedział.
- Znów będziecie się kłócić? - chłopiec zawołał ze swojego dziecinnego pokoju.
- Nie – co mógł innego powiedzieć.
- Na pewno! - dziecko przecież wie najlepiej.
- Zupę będziesz jadł? – zapytała.
- Nie - krzyknął z łazienki przekrzykując płynącą z kranu wodę - nic chyba w pracy nie robiłaś – powiedział wychodząc z łazienki.
- Bo co?
- Bo masz jeszcze siłę głupio się pytać.
- Pytam się bo widzę jak wyglądasz, jakby ktoś na ciebie nasrał.
- Mama się wyraża – wołał radośnie malec.
- Nie możesz się zapytać, czy może coś się stało? Albo widzę, że jesteś zmęczony? A ty mażesz po mnie gównem. Może okna nie pasowały, może nie chciała zapłacić – udawał jej głos i sarkazm w nim obecny.
- Wkurwiony jesteś.
- Jestem.
- Mama się znów wyraża.
- Tylko ty masz prawo być rozdrażniony. Tylko ty. Wrócił Pan Zbawiciel do domu. Usiądź, kapcie ci w zębach przyniosę i wymasuję olejami twoje bycze karczycho – powiedziała i zniknęła w kuchni.
Od rana jeszcze jej nie przeszło, tyle godzin, a ją trzyma, myśli, może z tydzień gdyby mnie nie widziała, nie słyszała, może to zmieniłoby jej w mózgownicy.
- Słyszysz? – wołał - mamy jechać do Warszawy w całym bloku są do wymiany okna.
Jedź, jedź. Przynajmniej jakieś pieniądze przywiezie, pomyślała.
- Na długo jedziesz?
- Nie wiem skąd mam wiedzieć ile takie wstawianie potrwa?
- Nigdy nic nie wiesz.
- Pojadę to odpoczniesz, widzisz wczasy ci załatwiłem.
- Wczasy? Teraz sama będę musiała Piotrusia odwozić do szkoły, przywozić, gotować i nad jego lekcjami siedzieć, wszystko sama.
- Poproś mamę to ci pomoże.
- Wiesz dobrze, że nie ma czasu – wykrzyczała.
- Mama znów krzyczy – Piotruś wszystko słyszał.
- Jeszcze żebyś jakieś większe pieniądze przywiózł.
- Przywiozę.
- Ten od okien przywiezie, ty się tylko narobisz, on śmietanę zbierze.
- I tak tam jest dniówka dwa razy taka jak tu.
- Może mi powiesz, że starczy na działkę?
- Jaką kurwa działkę?
- Nie myślałeś żeby kupić działkę i wybudować dla nas dom?
- Przecież na to trzeba by kilka lat zapierdalać w stolicy.
- A ten Wojtek jak mu tam, ten co ma apteki i stację benzynową, był dzisiaj w kancelarii i wiesz co? Kupił piękną działkę, właściwie dokupił hektar i będzie tam budował dwór i stajnie. Wiesz jaki jeszcze jest przystojny?, i powiedział, że poznał kobietę i zamierza tam z nią zamieszkać. Ale on wie jak trzeba zadbać o rodzinę. Wie jak się pieniądze zarabia. Ty młotkiem powinieneś w łeb się stuknąć, krążenie ci się wtedy poprawi i zaczniesz myśleć.
- Trzeba było polecieć za nim.
- Zrobię to, następnym razem jak przyjdzie kupić las albo kawałek rzeki polecę za nim.
- Moje kurwa błogosławieństwo. Zobaczyłbym jak byś szybko w te pędy wróciła i skomlała pod drzwiami żeby cię wpuścić. Pierwsze pieniądze zarobił bo kradł w Niemczech samochody, później dopiero starej kupił aptekę.
- Potrafił, co nie uważasz? Umie. Ty byś musiał trzy razy żyć żeby mieć połowę tego co on.
- Mam więcej od niego.
- Masz?
- Jak na mnie patrzą kobiety zwróciłaś uwagę?
- Pogięło cię widocznie.
- Nie widziałaś jak na mnie patrzą dziewczyny i dojrzałe kobiety, jak wstawiamy im okna.
- Mi ten kit wstawiasz?
- Wyobrażasz sobie?, nawet wtedy jak mąż siedzi obok w kuchni. Patrzą na mnie z pożądaniem w oku i błyskiem kurewskim. Na swoich plecach czuję wzrok i tyłku. Mógłbym tylko wyciągnąć rękę jak po swoje, a one stoją uślinione do pasa. Ale ja kurwa nic, oczy spuszczam, tyle a tyle się należy i wychodzę, do widzenia. Głupi chyba jestem, że tak robię.
- Pojebany jesteś? Jaka to przyjemność patrzeć na ciebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyta się poprostu z zapartym tchem a z każdym zdaniem poziom adrenaliny wzrasta. Jestem na tak :-) Pozdrawiam

P.S. Kilka drobnych błędów stylistycznych pewnie by się znalazło, ale nie chcę ich wytykać. Od tego są fachowcy. Ja jestem "szary zjadacz prozy" i dla mnie ważne są emocje, jakie wywołuje utwór. W tej kwestii mam 100% satysfakcji :-))) Narazisko

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...