Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Ga-Pa


Rekomendowane odpowiedzi

Tym razem we wrześniu nie poszedłem do szkoły.

Cieszyły się z tego niemal wszystkie matoły.

Jednakże wolność została nam odebrana.

Tragedia to była wprost nie do opisania.

Źli żołnierze w obcym języku zwykli mówić.

Za małym był, by cokolwiek z tego rozumić.

 

W moim domu nowe osoby się zjawiły.

Wszystkie w piwnicy lub na strychu zamieszkały.

Zabroniono mi o tym komukolwiek mówić.

Głucha cisza nawet, gdy ktoś miał się pierdolić.

Rodzice stali się jacyś bardziej nerwowi.

Karali mnie tak, by być pewnym, że zaboli.

Cieszyłem się, że w domu brakło alkoholu.

W końcu mogłem mieć w domu ciut więcej spokoju.

Niejeden raz z byle powodu oberwałem,

Aż w końcu za nocny powrót kablem dostałem.

Poszedłem spać bez kolacji i obolały.

Wszystkie osoby w domu bardzo mnie wkurwiały.

 

Ze snu wyrwało mnie walenie do drzwi głośne.

Towarzyszyły temu okrzyki donośne.

Nagle grupa żołnierzy do nas wparowała

Oraz każde piętro dokładnie przeszukała.

Niektórzy byli naprawdę bardzo przystojni.

W płaszczach, z bronią wydawali się tak dostojni.

Wszystkich naszych gości do salonu zabrano.

Rodzice mieli miny jakby się coś stało.

"Wer ist für diese Situation verantwortlich?"

Wskazałem, że ojciec współdziałał z nimi ongiś.

"Heraus!!! Tod für alle! Prügelstrafe auch für ihn."

Doszukano się najpewniej jakichś przewinień.

Wszystkich oprócz mnie i ojca wyprowadzono.

Potem zdarto z niego spodnie i położono.

Dawniej ojciec często lanie kablem mi sprawiał.

Teraz sam głośno krzycząc szpicruta obrywał.

Jak go sprali również wyprowadzony został.

Jeden żołnierz wraz ze mną w salonie się ostał.

Z kuchni czuć było zapach wczorajszego żuru.

Patrzyłem przez okno. Wszyscy stali wzdłuż muru.

Każdy, kto się tam znalazł został zastrzelony.

Ceglany mur stał się nieco bardziej czerwony.

Zmartwiłem się. Czekałem na rozwój wydarzeń.

Czy mnie to czeka? Nie zrealizuję marzeń?

Zabrano mnie i dano zaległą kolację.

Dali mi spać i jeść w zamian za informacje.

Czasem mi też nacisnąć na spust pozwalano.

Po wojnie do nowej rodziny mnie oddano.

Moi przybrani bracia Helmut oraz Uwe

Pomogli mi ogarnąć niemiecką maturę.

 

Po dziś dzień zamieszkuję w Garmisch-Partenkirchen.

Do Polski i Polaków daleko mi jest hen.

Czy powinienem był kraj i rodzinę zdradzić?

Raczej nie, ale trzeba sobie jakoś radzić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. I w ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...