Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Z nich zaś na zawsze największa jest


Mwierszoman

Rekomendowane odpowiedzi

Siedzieli blisko lecz nic nie mówili
W myślach hardo o miłosć się bili
Od lat najmłodszych, od szkolnych ławek
Wśród licznych zdarzeń, emocji huśtawek
***
Nigdy ni słowa do siebie nawzajem
Wchodziła do szkoły o siódmej zwyczajem
O szóstej pięćdziesiąt pachniało już szczęściem
Szary budynek złotym był miejscem

Gdy ludzie patrzyli wiara w nich rosła
W młodość i miłość co klasę podniosła
Choć jedną z dwudziestu dziewczyn tam była
Jedyną co sercem nie wzrokiem patrzyła
***
Nigdy ni słowa do siebie nawzajem
Wchodziła do szkoły o siódmej zwyczajem
O szóstej pięćdziesiąt pachniało już szczęściem
Szary budynek złotym był miejscem

Nagle nie przyszła, ławka zaś pusta
Szkołę skończyli z miłością na ustach
Gdy patrzył na nią ostatni raz szczerze
Czas zabrał mu wiarę, miłości nie odbierze

Nigdy ni słowa do siebie nawzajem
Nie wchodzi do szkoły o siódmej zwyczajem
O szóstej pięćdziesiąt nie pachnie już szczęściem 
Szary budynek szarym jest miejscem 

Lecz trwają wiara, nadzieja i miłość
Z nich zaś na zawsze największa jest miłość ...
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podoba mi się :). Lekki, aż miło się czyta. 

 

Jedyne zastrzeżenie to ten jeden wers 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Liczba sylab jest większa niż w reszcie wiersza (13 - w innych miejscach gdzie sprawdzałam oscylowała 10-12). Trochę to wybija z rytmu czytelnika. 

 

Pozdrawiam! 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ogólnie nie lubię przesadnego liczenia sylab. Przy jednej mniej/więcej sylabie każdy człowiek instynktownie potrafi odpowiednio zaakcentować wiersz żeby było dobrze (inna sprawa czy tego chcę, są tacy czytelnicy co zaczynają wiersz od technicznego przeliczenia sylab :D). Niestety w tym wypadku jak bardzo bym się nie gimnastykował to prędzej złamię język niż odczytam odpowiednio ten wers.

 

Ale to tylko jedno zdanie, które mam nadzieję Mwierszoman poprawi :)

 

Za całość plusik ode mnie. Jednak nie ukrywam, że zadziałała w pewnym sensie zapomoga dla debiutanta. Jak możesz to popraw. Chciałem zaproponować skasowanie zaimka "mu", jednak taki zabieg i tak nie poprawiłby odpowiednio rytmiki...

 

Do dzieła! :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Oj, ja również nie lubię wyliczać innym sylab. Robię to dopiero w sytuacji, gdy nierówność przeszkadza w dotrwaniu do końca. :)

 

Teraz jak to czytam to myślę że słowo "odbierze" psuje tutaj wszystko. A gdyby zamienić to na "zbierze"? Myślę, że to może naprawić to złamanie językowe. 

 

Ale to już kwestia tylko i wyłącznie autora :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. I w ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...