Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Luźne przemyślenia przed snem...


Rekomendowane odpowiedzi

18.03.2019r.

 

Co czyni człowieka nieśmiertelnym? Czy martwe marzenia potrafią jeszcze ożyć w zmęczonym umyśle? A może w umyśle szalonym, który od dziecka marzył, że kiedyś zostanie kimś, kogo świat zapamięta?

 

Czy żywy kiedyś programista ma zostać martwym poetą, który na gwiezdnym szlaku spotyka jeno wygasłe gwiazdy swego powołania? A może kiedyś, wśród starego, zdezelowanego sprzętu komputerowego ktoś odnajdzie tego laptopa i przeczyta zapisane tam kiepskie wiersze? Może mu się spodobają i przyniosą ukojenie?

 

Czy istnieje gwiazda pośród całego wszechświata, która nie zgaśnie zbyt szybko kiedy ledwo zdołam jej dotknąć? Ileż to marzeń kiedyś żyło w tym szalonym umyśle, który dziś tylko we śnie jest naprawdę kimś? Może kiedyś coś o tym napiszę.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już o tym pisałeś, chyba w pierwszym sonecie. Jednak temat, jak widać, nie daje Ci spokoju. Którędy iść, czego się chwycić, co poświęcić i w jakim stopniu? Kto jest naprawdę żywy: programista - czy poeta? Kto żyje kosztem kogo? W kogo warto inwestować? Kto jest prawdziwy? Czy brak uznania to normalna kolej rzeczy - czy ostrzeżenie, że obrana droga jest ślepą uliczką? Czy prawdziwsze są marzenia, czy twarda rzeczywistość?

 

Polecam wiersz wklejony przez @beta_b pt. "Paradoks". Może Cię zainspiruje?

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wiesz co jest w tym dla mnie piękne ? Wszystko, poeta patrzy na świat inaczej, można to czytać na milion sposobów i każdy będzie prawidłowy, więc te wiersze nie są wcale kiepskie, żaden nie jest, jeśli wkładasz w tą pracę siebie, a czy to robisz czy nie należy pozostawić Tobie. Dzisiaj mi ktoś powiedział '' poeci patrzą na świat inaczej, widzą drobiazgi i robią z nich coś wielkiego i pięknego,  widzą inaczej, widzisz tą krzywą sosnę ? Poeta potrafi napisać o niej, zrobić z tego widoku coś niezwykłego '' Tak właśnie jest. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dokładnie. Myślę o tym prawie codziennie. Co będzie za dwadzieścia lat...?

 

 

Dla mnie także. Sam nie wiem czy jestem lepszym programistą czy poetą... a może jeszcze kimś innym, kim jeszcze nawet nie wiem, że jestem? Może nigdy się tego nie dowiem...? Hmm... być może dlatego bohater romantyczny jest mi tak bliski? Człowiek, który cały czas szuka swojego miejsca na Ziemi... To jest właśnie fascynujące. :-)

 

 

Dokładnie i powiem Ci, że słyszałem już podobne zdanie z ust kilku osób. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Hmm... lubię takie zwroty i zostawię to, natomiast sam tekst chyba nawet nie aspiruje do bycia pełnoprawnym utworem. Ot, coś mnie naszło by opisać to co w danym momencie czułem za pomocą prostych słów, ponieważ nie miałem natchnienia na wiersz. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Rozpalona w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozpalonej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  rozgorączkowanego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. Iw ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
    • @Starzec wierzyłam kiedyś w ludzi i w nich pokładałam nadzieję, ale to minęło, bezpowrotnie, przestałam być naiwna:P nie tęsknię, za tym stanem
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...