Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dzień dobry, to może wyjdę


Czarek Płatak

Rekomendowane odpowiedzi

całkiem przyjemne przebudzenie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Czarku, no bez przesady, to brzmi jak "bo ponieważ że" z monologu Gajosa "Kultura_i_Sztuka",

w mordę... :) No dobra, bez bo. ;))

w półśnie i kitłaszę, ale jak uważasz, chociaż "kitfaszę" nie istnieje w słowniku.

Fabuła przemyślana, ciekawa, chociaż całość (mimo karcącego dzieła o rymie i rytmie) mogłaby płynniej się toczyć, moim zdaniem. Ale podoba mi się zakończenie, bo przypomina podobną frazę na koniec "Pani Dulskiej".

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie to, niezły 'galimatias', ale zarazem zwykły dzień i "dzień dobry" w zwariowanym poranku

kompletnej rodziny, to może przyprawić o chęć wyjścia i powrotu, wtedy, "gdy przyjdę".. :)
Podoba mi się porównanie Marcina, do 'dnia świra'. Niby komedia, a tak naprawdę, dramat. Twój "dramat",

to szał poranka, ale jest Twój i gdybyś nawet wyszedł to i tak wrócisz, bo w domu czeka 'wenus' i dwa (?)

brzdące (m.in), które sprawiły, że powstał wiersz. Dłuuugi, ale całość przeczytałam.

Pozdrawiam.

ps. do III-ciej chyba najbardziej się uśmiecham, szczególnie, schron z kołdry, rozbawił mnie.... :)
 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ta opcja sprawdza się jedynie w przypadkach gdy dopadnie mnie jakieś straszliwe przeziębienie i złożony takowym niemal nie opuszczam sypialni. W przeciwnym razie nie ma zlituj. 

A piszę w moim ukochanym Międzyczasie. Normalnie jeśli się kiedyś wydam to pierwszą książkę nazwę Międzyczasy. Niesamowite miejsce. Mówię Ci ;) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję Nata. 

Masz rację - wyjść/uciec chce się nieraz, ale ten galimatias to mój świat i choć daje mi popalić to przecież na dłuższą metę tęskniłbym do moich diabląt (tak, tak dwóch) i Wenus nieraz siejących totalny chaos w moich myślach. 

Porównanie Marcina mega trafne. I masz rację pisząc, że to dramat. Po prawdzie Adaś Miauczyński jest tu bohaterem dramatycznym, a i ja nieraz mam wrażenie, że to wszystko to czysta tragikomedia ;) 

Uściski!! 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Tyrs To beznadziejny przypadek z ego na wysokiej orbicie... okołośmietnikowej. Na każdym portalu ma ,,swoich" czytelników.    A tak na serio, to startuje w konkursie erekcjato a tam jest ogromna kasa... więc nie przeszkadzaj jej w pracy i nie zaczepiaj, bo menopauza przeszła po niej i nie zostawiła nic z delkatności... zresztą sam zobaczysz w jaki sposób Ci odpisze. Generalnie szkoda naszej wrażliwości....   DOBREGO DNIA

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. I w ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...