Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

O bezruchu słów kilka, fragment opowiadania. Część 2.


janofor

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień 10.
Obudził mnie deszcz, tak przynajmniej myślałem. Świeża woda kapała z sufitu. Przez chwilę myślałem, że leżę gdzieś na dworcu po nocnych wojażach. Niestety myliłem się i wciąż byłem w tunelu. Postanowiłem napełnić plastikowy kubek, który gdzieś znalazłem wodą przefiltrowaną przez wapienne sklepienie. Była dobra, naprawdę smaczna. Po wypiciu około 1/3 kubka naszła mnie chwila nostalgii. Przypomniałem sobie letnie pobyty u dziadków na wsi i wodę z żeliwnej kadzi. Miała ten sam posmak żelaza. To pewnie przez miejskie zanieczyszczenia na górze.

 

Otrzepałem ubranie i ruszyłem dalej. Krok za krokiem, kamyk za każde pięć. Będąc w połowę 400 kamyka ujrzałem małe szczurzątko. Tak to mój dzień, nareszcie los się do mnie uśmiechnął. Schyliłem się i podniosłem urocze stworzonko z gołym ogonem. Szczurek ledwo oddychał, był wycieńczony, prawdopodobnie ucieczką przed swoimi oprawcami, pobratymcami. Jego futerko było całe posklejane, szlam oblepiał je grubą na 2 minimetry warstwą. Oczyściłem je i schowałem go do kieszeni. Nie bardzo wiedziałem jak się nim zajmować, więc urwałem mu kawałek nóżki szczurzej i wrzuciłem do zakamarka. Zjadł je, a następnie zwinął się w kłębek zasypiając. Piękny akt naturalnego życia, jedzenie i sen.

 

Zatrzymało mnie coś niespodziewanego tutaj. Był to obraz. Z przegniłą ramą i płótnem wyjedzonym do połowy przez sami wiecie kogo. Przedstawiał on kobietę o pulchnej twarzy i obfitym dekolcie. Uśmiechała się i wskazywała palcem na dalszą drogę. Poczułem przypływ energii, dzisiaj tu spędzę noc – pomyślałem. Rozłożyłem swój tobołek i znów jak zwykle dzień za dniem począłem polować na szczury. Kiedy to robiłem naszła mnie odraza do samego siebie. Szczur był moim jedynym przyjacielem i szczur był moim jedynym wrogiem, nutka kanibalizmu wisiała w powietrzu.

 

Tym razem upolowałem tylko jednego. Musiał mi wystarczyć. I tak przez te 10 dni mój żołądek zdążył się przyzwyczaić do małych porcji jedzenia, więc nie było to dla mnie męczące. Schudłem około 5 kilogramów zaciskając pasek na ostatniej dziurce. Ubrania, niegdyś dobrze skrojone, zaczynały wisieć na mnie jak na wieszakach w galeriach sklepowych.

 

Rozpaliłem ognisko i usadowiłem się obok mojego nowego przyjaciela szczurka. Był zaciekawiony, chyba pierwszy raz w życiu widział ogień. Na boku wypatroszyłem szczura i nabiłem go na patyk. Nóżka dla szczura, reszta dla  mnie. To sprawiedliwy podział zważając na różnicę w masie i położeniu. O dziwo posiłek zjedliśmy ze smakiem. Ten konkretny szczur musiał mieć inną dietę, bo smakował mnie mulasto niż zwykle. Dorzucając trochę drewna do ogniska położyłem się spać.

 

Dzień 11.
Kiedy się obudziłem stało się coś dziwnego, obrazu pod, którym spałem nie było. Pozostał tylko gwóźdź upewniając mnie, że to wszystko nie było halucynacją z niedożywienia. Obejrzałem ścianę i tak, on musiał tam wisieć. Miejsce po ramie wyraźnie odznaczało się jaśniejszym kolorem. To znaczy, że nie byłem tu sam? A może to ja w przypływie lunatyzmu nocnego  zdjąłem obraz i przeniosłem go w inne miejsce? Nie wiem, wiem tylko, że co raz mniej wierzyłem sobie i swojemu rozumowi.

 

Na szczęście mój towarzysz był nadal przy mnie i w nagrodę za zabranie wolności postanowiłem nadać mu imię. Nazwałem go Królem. To w nim pokładałem moje największe nadzieje i chciałem, żeby w przyszłości wyrósł na porządnego szczura.

 

Zebrałem swoje manatki i wyruszyłem dalej. W nocy musiało mocno padać bo poziom wody podniósł się i sięgał teraz kostek. Byłem cały przemoczony, ale groza jaką wywołało we mnie zniknięcie obrazu wciąż dodawała mi witalności. Na śniadanie zjedliśmy resztki wczorajszej kolacji wysysając wspólnie szpik z kości.

 

Dzień 12.
Tunel zaczął się zwężać i z pierwotnej szerokości około 3 metrów pozostał półtorametrowy korytarz. Zauważyłem, że ściany są bardziej obdrapane, a sufit nosi ślady podłużnych rys. Szedłem dalej zagłębiając się w klaustrofobiczną ciemnię. Lampy, wcześniej rozstawione co 2 metry, teraz były rzadkością. Głuchy stuk moich stóp i ciągłe popiskiwanie szczurów powoli doprowadzały mnie do obłędu. W głowię wciąż powtarzałem sobie rytm kroków, raz-dwa-trzy-cztery-pięć. Odcięty od świata zewnętrznego, już nie tylko tunelem, ale i własnymi myślami zacząłem mówić do Króla.

 

-Królu, gdzie jesteśmy? Dokąd zmierzamy?

 

-Jesteśmy w krypcie Janie. -To nie mogła być prawda. Musiałem zwariować, ale szczur wciąż zdawał się do mnie mówić. – Jesteśmy razem.

 

-Skąd znasz moje imię? – zapytałem z przestrachem.

 

-Czeka cię jeszcze 25 tysięcy obrotów kamienia. – Jego głos był niski i tajemniczy. Basowa głębia rozchodziła się po całym korytarzu. Byłem pewien, że dźwięk pochodzi od niego, prosto z mojej kieszeni.

 

-Mogę zawrócić?

 

-Nie, nie masz dokąd Janie. – Zabrzmiało to naprawdę beznadziejnie.

 

-W takim razie czy jestem wolny? – Spróbowałem podejść szczurka ogólnikowym pytaniem. Choć znałem na nie odpowiedź brnąłem dalej. Nie chciałem, żeby nasza rozmowa tak się skończyła, bałem się tego.

 

-Niestety nie, nikt nie jest wolny.

 

-Jak to nikt nie jest wolny, mi się zdaję, że jestem.

-Nie, nie jesteś. Jesteś tak samo uwięziony w tym świecie jak ja. – Uwięziony w tym świecie, co to mogło oznaczać, czy wszystko czego doświadczaliśmy było pewnego rodzaju grą?

 

-W jakim świecie Królu?

 

-Och Janie, ty tak mało wiesz. Myślałem, że jesteś mądrzejszy. – W tym momencie objawiła się pogardliwa strona mojego towarzysza. Był w końcu brudnym szczurem, ale to  JA  go przecież uratowałem. Powinien być bardziej wyrozumiały. – W świecie iluzji oczywiście.

 

- Nie rozumiem.

 

-Jeszcze zrozumiesz. – Szczur ugryzł mnie w tym momencie swoimi ząbkami, ale nic nie poczułem. – Zrozumiesz kiedy przyjdzie na to odpowiednia pora.

 

W tym momencie nastąpił okropny trzask, drewniane deski pode mną zarwały się i zapadłem się pod poziom wody. Nie topiłem się jednak, ani nie prosiłem o pomoc. Postanowiłem, a raczej to świat, który mnie otaczał postanowił, abym płynął z prądem. Moje ciało ogąrnęło momentalnie coś w rodzaju zmrożenia. Czułem każdy mięsień, kość i ścięgno osobno. Płynąłem i nie wiedziałem dokąd. Świat wirował mi w głowie, a wszystko było osnute brudno szarą poświatą wody z kanalizacji miejskiej.

Edytowane przez janofor (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Janofor, niesamowite jest to Twoje opowiadanie. No fragment:

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jak uwięzione zwierzę, odgryzie sobie łapę, aby uciec. Tu jeszcze kanibalizm. No głowę masz nie od parady. 

 

Czytam dalej i patrzę:

 

 

Idę w następny dzień. 

oj! 

 

Tu, mam zgryz - uratował narrator po to, aby mieć towarzysza, czy po dlatego, ze jest Narrator dobrym człowiekiem? A w ogóle jest człowiekiem? 

 

janofor - to jest naprawdę ciekawe. Justyna. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...