Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Ucieczka pieska


evicca

Rekomendowane odpowiedzi

(z cyklu: Maryśkowe wierszyki)
 
Mały piesek po kryjomu
na wycieczkę uciekł z domu. 
 
Miał plecaczek w białą łatkę 
i chciał rzeczkę przejść przez kładkę,
lecz kładeczka stara była
i pod pieskiem się zburzyła.
 
Wpadł do rzeczki mały piesek, 
chwycił się z kładeczki desek,
płynął z rzeką kawał drogi,
aż mu ścierpły wszystkie nogi. 
 
Gdy dopłynął pod Warszawę,
wyszedł  z wody wprost na trawę,
ciut futerko swe osuszył,
zwiedzać miasto żwawo ruszył.
 
Pooglądał, co się dało, 
aż się nagle ciemno stało.
W brzuszku się zrobiło głodno,  
a z wieczora też i chłodno.
 
Wzdycha piesek tak markotnie, 
że mu zimno i samotnie.
Głośno kiszki marsza grają..
Gdzie tu jakieś ciastka dają?
 
Pchły mu także przykrość robią,
gdy pieskowi skórę skrobią.
Płacze biedak, aż drży cały,
nagle uszka usłyszały
głos radosny- chodź tu, Arcik!
To Marysia- żadne żarty!
 
Wielka radość dla kundelka, 
oto jego właścicielka!
Pieska swego odszukała
i do domu go zabrała.
 
W ciepłej kuchni gdzieś za miastem,
piesek połknął miskę ciastek. 
Pani pieska wykąpała, 
wszystkie pchełki wypłukała,
potem spać się ułożyli
i wesoło sobie śnili.
Pani spała na poduszce,
piesek chrapał pod jej łóżkiem. 
 
Arcik więcej nie ucieka.
co dzień na Marysię czeka,
kiedy już z przedszkola wróci 
i mu piłkę znowu rzuci. 
 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez evicca (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Jak nie czytałaś to polecam "Psie serce" Bułhakowa poniżej fragment

 

 Auuuu. Spójrzcie na mnie, przecież umieram. Zamieć wyje mi w bramie modlitwę za konających, a ja wyję razem z nią. Przepadłem, przepadłem. Łajdak w brudnej białej czapie - kucharz ze stołówki racjonalnego żywienia pracowników Centralnej Rady Gospodarki Narodowej - chlusnął wrzątkiem i oparzył mi lewy bok. Co za kanalia, a podobno proletariusz. O Boże mój, jak boli! Przeżarło wrzątkiem do kości. Wyję teraz i wyję, ale czy to wycie coś pomoże? No i co ja mu takiego zrobiłem? Czy Rada Gospodarki Narodowej zbiednieje, jeżeli pogrzebię w jej śmietniku? Zachłanne bydlę! Proszę kiedyś spojrzeć na jego pysk - szerszy niż dłuższy. Złodziej z mordą jak patelnia. Och, ludzie, ludzie. W południe ugościł mnie wrzątkiem, a teraz już się zmierzcha, będzie pewnie około czwartej, sądząc po zapachu cebuli z komendy straży ogniowej na Preczystience. Strażacy, jak powszechnie wiadomo, na kolację jadają kaszę. To wyjątkowe świństwo - w rodzaju grzybów. Nawiasem mówiąc, znajome psy z Preczystienki opowiadały, jakoby na Nieglinnym w restauracji „Bar” jada się dyżurne żarcie - grzyby plus sos pikantny za trzy ruble siedemdziesiąt pięć kopiejek porcja. Potrawa dla amatora, równie dobrze można lizać kalosze... Uuuu... Bok piecze nie do wytrzymania, dalszy ciąg mojej kariery życiowej widzę najzupełniej wyraźnie: jutro pojawią się rany i pytanie, czym je będę leczyć? Latem poleciałbym na Sokolniki, rośnie tam także specjalne bardzo dobre ziele, w dodatku można się nażreć bezpłatnie piętek od kiełbasy, wylizać zatłuszczone papiery, które wyrzucają tam obywatele. I gdyby nie jakaś wydra, która na łące pod księżycem śpiewa „Boska Aido” tak, że aż serce zamiera, byłoby naprawdę wspaniale. Ale zimą dokąd mam iść? Dostawałeś kopniaki w tyłek? Dostawałeś. A cegłą po żebrach? A jakże. Dostałem już za swoje. Wszystkiego doświadczyłem, pogodziłem się z losem i jeśli teraz rozpaczam, to wyłącznie za przyczyną fizycznego bólu i zimna, ponieważ duch mój nie osłabł jeszcze do końca... Żywotny jest duch sobaczy. Ale za to ciało moje udręczone, poranione, pastwili się nad nim ludzie zupełnie wystarczająco. A najgorsze, że kiedy chlusnął na mnie, wrzątek dostał się pod sierść, a to znaczy, że nic już nie chroni lewego boku. Z łatwością mogę się nabawić, powiedzmy, zapalenia płuc, a z zapaleniem płuc, to proszę obywateli, po prostu zdechnę z głodu. Z zapaleniem płuc należy leżeć na frontowej klatce pod schodami, a kto wtedy zamiast mnie, samotnego, obłożnie chorego psa, będzie biegać po śmietnikach w poszukiwaniu jedzenia? Choroba zaatakuje płuco, zacznę pełzać na brzuchu, osłabnę, a wtedy byle hycel zatłucze mnie kijem na śmierć. A dozorcy z blachami na piersiach złapią moje zwłoki za nogi i rzucą na furmankę... Ze wszystkich proletariuszy dozorcy są najpaskudniejsi. Wyrzutki społeczeństwa, najniższa kategoria ludzkości. Kucharze jeszcze zdarzają się rozmaici. Na przykład nieboszczyk Włas z Preczystienki. Niezliczonym uratował życie. Ponieważ w czasie choroby najważniejsze, żeby dorwać coś do żarcia. No więc, zdarzało się, jak opowiadają stare psy, rzuci czasem Włas kość, a na kości jeszcze i pół ćwiartki mięsa. Niechaj mu ziemia lekką będzie za to, że to był naprawdę nie byle kto, nadworny kucharz hrabiów Tołstojów, a nie Rady Racjonalnego Żywienia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...