Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

W pewnej kawiarni…


Rekomendowane odpowiedzi

Nie widział świat takiej wrzawy,
W kawiarni zabrakło kawy!
A przecież to napój bogów
I powód wielu nałogów,

 

Więc kiedy klient nadejdzie,
Co jeśli kawy nie będzie?

 

Właściciel wzywa dostawców,
Baristów i „kawopodawców”,
Bo wszyscy na pewno w spisku
Chcieli zaszkodzić nazwisku,

 

Bo kiedy klient nadejdzie,
Co jeśli kawy nie będzie?

 

Właściciel cały czerwony,
Musiał zadzwonić do żony,
W słuchawce usłyszał „halo”,
Spytał nadęty jak balon:

 

- A kiedy klient nadejdzie,
Co jeśli kawy nie będzie?

 

Usłyszał płacz cichy żony,
- Jesteś już przecież skończony,
Co za kawiarnia bez kawy!
Może sprzedawaj kebaby?

 

Jeżeli klient nadejdzie
Co jeśli kawy nie będzie?

 

Właściciel na zawał schodził,
Gdy klient spragniony wchodził,

- Dzień dobry – mówił – poproszę
Herbatę, bo kawy nie znoszę.

 

Jeżeli klient nadejdzie
Co jeśli kawy nie będzie?

 

I druga, i trzecia herbata,
Rachunek i znowu zapłata,

Tak do wieczora bez kawy,
Udało nie ponieść się straty!

 

Od jutra znów w tarapatach,
Skończyła się właśnie… herbata!

 

01.05.2018r.
Przemysław Skrzypczyński

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale fajny i lekki tekst :-) Uśmiałem się chwilami. A przeczytałem "migiem", tak dobrze oddałeś sytuacje w kawiarni. Co do kawy, to szeroki temat, ale brak tego napoju, chociażby jednej filiżanki dziennie, to byłaby bolesna strata ;-)

Pozdrawiam.

 

*Herbatę też lubię ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny tekst :)

 

Troszeczkę uwiera mnie:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

ta inwersja, ale nie mam pomysłu na przekonstruowanie,

więc niech zostanie :)

 

Nie przejmuj się moim marudzeniem,

ja od jakiegoś czasu kawy nie piję, także tego...

Jeszcze mam herbatę, ale też pewnie nie za długo potrwa to posiadanie :)

 

Pozdrawiam :)))))))))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam -  filiżaneczka czarnej z mlekiem o dziewiątej rano to

super zaczynający się dzień i tak co dzień.

Uśmiecham się do wiersza  - mimo wielu powtórzeń...

                                                                                                                            Pozd.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Humorystyczne spojrzenie na wszechobecne pragnienie. :)

Historyjka zgrabnie opowiedziana; wygładziłabym tylko niektóre rymy.

 

Chciałam jeszcze dodać, że tytuł zupełnie mnie zmylił - nie spodziewałam się zabawnego tonu i myśli moje pobiegły w zupełnie innym kierunku. Zaskoczyłeś mnie - ale to może też być inspiracja...

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Rozpalona w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozpalonej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  rozgorączkowanego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. Iw ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
    • @Starzec wierzyłam kiedyś w ludzi i w nich pokładałam nadzieję, ale to minęło, bezpowrotnie, przestałam być naiwna:P nie tęsknię, za tym stanem
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...