Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

"Przyjacielu" z cyklu "Ekspres do kawy"


Rekomendowane odpowiedzi

Drogi przyjacielu, prawie w ogóle nie piszę o tobie i może myślisz, że nie jesteś dla mnie ważny. Nie powiedziałam ani razu, że cię lubię - nie licząc tych kilku słów wysłanych w pośpiechu w smsie - nie powiedziałam ani razu, a przecież... przecież w każdym poradniku piszą, aby robić to przynajmniej raz dziennie, na przykład rano przy śniadaniu, kiedy kawa pachnie, albo w południe, gdy najjaśniej i wszystko wokół brzęczy, żyje, lub wieczorem na dobranoc, żeby smacznie ci się spało. Ciągle zapominam o tym.
Od dzisiaj będzie inaczej, zawiązałam na sznurówce supełek i pamiętam, niech tylko mgła nieco opadnie, niech wyjdzie słońce i zrobi się cieplej. Mam takie zimne ręce...

***

Drogi przyjacielu, dzisiaj wstałam bardzo wcześnie i postanowiłam posprzątać swój świat - ostatnio straszny w nim bałagan. Nic nie chce być na swoim miejscu. Jak zawsze, prawda? Nie wiedziałam, od czego zacząć te porządki, więc usiadłam na werandzie z książką, tą od ciebie, otuliłam się kocem, ranki są teraz chłodne, i zaczęłam czytać. Książka opowiada o miłości, przyjaźni i cierpieniu, czyli o tym, co ważne, i o czym ludzie nie potrafią rozmawiać na co dzień. Ja coraz częściej myślę o śmierci. Proszę, nie miej mi tego za złe. Kiedy przyjedziesz, napijemy się kawy i porozmawiamy o życiu. Obiecuję. Posłuchamy też świerszcza, który schronił się przed chłodem w szparze między belkami. Można powiedzieć, że mieszkamy teraz razem w tej mojej samotni. Dobry z niego grajek. Uczciwie pracuje na okruszek chleba - przyjaciel.
W Sarniej Dolinie od kilku dni pada deszcz.

***

Drogi przyjacielu, myśl o mnie czasem... 
Nadeszły wakacje i tak jak prosiłeś, więcej teraz spaceruję po okolicy. Dziś zapędziłam się naprawdę daleko, dotarłam aż do sklepu, w którym sprzedaje się myśli, takie zwyczajne, człowiecze. Nie uwierzysz, można je tam kupić na wagę jak cukierki lub mięso, na przykład dziesięć deko na spróbowanie, żeby tylko zająć czymś głowę, albo hurtem pięć, sześć, a nawet siedem kilogramów, pewnie wystarczy na całe życie, według gustu i potrzeby. 
Gdy tylko stanęłam przy ladzie, ekspedientka dygnęła jak uczennica na szkolnym przedstawieniu i z uśmiechem wyrecytowała, bez zająknięcia, wyraźnie akcentując każde słowo:
- Bardzo proszę! Mamy dziś przecenę na myśli sekretne i brudne! Polecam również myśli beztroskie! Przy zakupie dwóch kilogramów klient otrzymuje gratis jedną myśl tęskną. 
Zachęcona ciepłym brzmieniem głosu sprzedawczyni zaczęłam oglądać sklepowy asortyment. Z początku nieśmiało zerkałam na półki, do szklanych gablot zamkniętych na kłódki, do ogromnych koszy wypełnionych myślami po brzegi, a potem coraz śmielej - grzebiąc w pudłach bez skrępowania, przejrzałam towar z przeceny. Dwa kilogramy beztroski plus jedna myśl tęskna.
Jedna myśl tęskna... 
Posyłam ją tobie, kochany.

W Sarniej Dolinie, kiedy noc przychodzi, pachnie maciejka.

***

Drogi przyjacielu, nie wiem, od czego zacząć tę opowieść. 
Na zewnątrz wszystko tonie we mgle. Zdaje się być inne niż zawsze, obce. 
O poranku wybrałam się na spacer. Jak wiesz, robię to teraz co dzień. 
Postanowiłam nie budzić naszej przyjaźni. Kiedy śpi wtulona w pościel, wygląda tak ładnie, jak dziecko - słodko i niewinnie. Nie budziłam jej... Niech jeszcze sobie pośpi, pomyślałam, powoli tonąc we mgle. 
Było mi dobrze. Po raz pierwszy od wielu dni czułam spokój.
Nie minęło kilka chwil, a przyjaźń przybiegła moim tropem, tą samą ścieżką, którą chodzą jednorożce do rzeki, przybiegła jak wierne psisko, wystraszona, cała zziajana, pokaleczona przez pędy jeżyn, nieumyta i rozczochrana, z kosmykami suchych traw we włosach. 
Może się zlękła, że odeszłam na zawsze? 
Teraz leży obok mnie na tapczanie i drży. Staram się ją uspokoić - głaszczę po włosach i śpiewam jej ulubioną piosenkę. Ma zamknięte oczy...
Udała nam się ta przyjaźń, mój drogi, udała się bardziej niż cokolwiek innego.

***

Drogi przyjacielu, dziś potrzebuję cię bardziej niż zwykle.
Ostatnio moje ciało zachowuje się dziwnie, niezrozumiale. Może to kwestia wieku? Wreszcie dojrzało do tego, żeby być asertywne - z odwagą mówi "nie". Wierz mi, korzysta z tego przywileju w nadmiarze, kiedy tylko chce, o każdej porze dnia, a szczególnie rano, właśnie wtedy, gdy powinno być posłuszne w stu procentach. 
Dziś na przykład nie chciało wstać z łóżka. Otulone szczelnie kołdrą gapiło się w sufit, jakby ktoś zapisał tam coś ważnego, kto wie, może najważniejszego, jakąś wielką tajemnicę, na odczytanie której warto poświęcić życie.
Na zewnątrz wszystko rozkwita, pulsuje gamą barw, zapachów i dźwięków.

Edytowane przez Alicja Jonasz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Świetne, świetne pióro!

Nie mogłam się oderwać :))))))))))))

Masz niezwykłą wyobraźnię, droga Alu :)

Zazdroszczę narratorce i adresatowi :)

 

Jedna mała uwaga techniczna:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

to co na tłusto bym dołożyła :)

 

Pozdrawiam :)

Edytowane przez Deonix_ (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo przyjemny tekst. Ciekawie zapisany. Forma "listu do przyjaciela" nadała fajny klimat :-) Spodobało mi się wiele fragmentów, ale taki, który przykuł moją uwagę, to ten poniższy cytat:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Świetny kawałek, lubię taki sposób pisania :-)

Pozdrawiam

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Ekspres do kawy" - "Przyjacielu" fr.2

Drogi przyjacielu, dziś byłam daleko. Zawędrowałam dalej niż kiedykolwiek - na skraj znanego mi świata.

Postanowiłam opuścić Sarnią Dolinę raz na zawsze. Tak, opuścić! Nie wracać tu nigdy więcej! Wymazać to miejsce z pamięci i ze snów! Wreszcie znaleźć swój kąt wśród ludzi, wrócić do stada, stać się jego częścią i biec razem z nim, pędzić! Dokąd? Wiesz dokąd...

Tak wiele razy wspólnie próbowaliśmy odwrócić nieuniknione. Bezskutecznie...

Odchodząc, nie spakowałam żadnej walizki, nie zabrałam żadnej rzeczy, która byłaby dla mnie pamiątką, wszystkie książki zostały na półce, kamyki, szyszki i szkiełka na dnie szuflady. Zrzuciłam skrzydła i ułożyłam je ostrożnie na łóżku. Nie będą mi już potrzebne, pomyślałam, zatrzaskując za sobą drzwi.

Nie pożegnałam się z Duchami. Odeszłam bez słowa. Nawet nie zapłakałam, widząc, jak stoją na werandzie z bezradnie opuszczonymi rękami. Bóg ich pocieszy...

Po prostu poszłam przed siebie, nie oglądając się, nie żałując niczego, aż ucichł śpiew ptaków, i wtedy, w tej ciszy, wreszcie do mnie dotarło, że ty zostałeś...

Nie ruszyłeś za mną.

Dlaczego?

*** 

Drogi przyjacielu, posyłam ci zapach mięty, który tak lubisz.

Dziś rano zbudził mnie krzyk jakiegoś ptaka, gwałtowny i przenikliwy, pełen lęku, a potem na długo zaległa cisza. Nie mogłam już zasnąć.

Przypomniał mi się nasz słowik. Znalazłeś go w ogrodzie, w malinowym chruśniaku, dosłownie. Pamiętasz? Był w kiepskiej formie, ale ty - cudotwórca leczący chromych i przywracający martwych do życia, uparłeś się i zawróciłeś go z drogi, którą powinien był podążyć. Tak długo w dłoniach tuliłeś poszarpane, stygnące ciało, aż ożyło. Po godzinie słowik otworzył oczy, po kilku dniach zaczął jeść, chodzić i trzepotać skrzydłami, a po tygodniu wypuściłeś go z klatki. Odleciał. Wszystko na pozór toczyło się po staremu - nadal mieszkał w Sarniej Dolinie i co jakiś czas odwiedzał leszczynowy zagajnik, ale już nie śpiewał, jakby tę umiejętność zgubił po drugiej stronie, na ścieżce, z której go zawróciłeś...

***

Drogi przyjacielu, dziś kilka słów o miłości. Nie pisałam ci dotąd o niej, choć przecież jest najważniejsza jak ty i wszystko, co w życiu robię.

Twierdzisz, że mieszka w każdym z nas, a ja ci mówię, że ona jest jak ptak - wije gniazdo tylko tam, gdzie będzie czuła się bezpieczna.

Moja miłość jest piękna i bardziej rzeczywista niż cokolwiek na świecie, wierna. Powiadają, że wierny jest pies. Moja miłość więc taka jest, jak pies - gotowa umrzeć z tęsknoty.

Lubi jeździć na rowerze, tak, na rowerze, małym, dziecięcym, pomalowanym na niebiesko, z gwiazdkami na ramie i siodełku, z trąbką przy kierownicy. Uwielbiam na nią wtedy patrzeć, jak śmieje się, a jej włosy falują na wietrze.

Moja miłość nosi zarost i kiedy mnie całuje, potrafi dawać jednocześnie przyjemność i ból, i coś jeszcze, nieuchwytnego, czego nie umiem nazwać. Tych kilka zmarszczek, nie tylko w kącikach ust, dodaje jej uroku.

Moja miłość nosi okulary i ma więcej pryszczy niż żyrafa plamek. Czasem zachowuje się jak słoń w składzie porcelany - tłucze talerze i kubki, a potem robi tę swoją minkę niewiniątka i nie sposób się na nią gniewać. Lubi spać do południa

i nigdy nie wiem, czego się boi...

***

Drogi przyjacielu, powiedziałeś, że nie ma śmierci, a ja, wyobraź sobie, widziałam ją dzisiaj w ogrodzie, jak beztrosko biega po trawniku, próbując złapać motyla. Nie wiem, skąd się tam wzięła, przecież zawsze zamykam furtkę na klucz. Musiała przeleźć przez płot. Nie wyglądała źle, na pewno w niczym nie przypominała groteskowego kościotrupa ze średniowiecznych obrazów. Taka zwyczajna kobieta, nie młoda i nie stara. Nie licząc przybrudzonej sukni i upstrzonej suchym zielskiem czupryny, prezentowała się całkiem ładnie. Wcale się jej nie bałam, przeciwnie - wzbudziła we mnie sympatię, zwłaszcza, gdy uśmiechnęła się, ukazując rząd równiutkich zębów, a potem usiadła przy stole i nalała sobie do filiżanki kawy, jakby robiła to co dzień. Sączyła powoli, patrząc na tańczące po płocie rudziki. Właśnie samiec kończył drugą zwrotkę serenady, przeskakując z miejsca na miejsce na swych śmiesznych, krzywych nóżkach, gdy śmierć zadrżała, ale tak, jak drży człowiek, kiedy się wzruszy albo czuje bezradny...

***

Drogi przyjacielu, gdyby nie twoja cicha obecność, ta jakże rzadka umiejętność wsłuchiwania się w drugiego człowieka, może już nie byłoby mnie tutaj, może dawno rozpadłabym się na drobinki jak kłos na ziarna i pofrunęła w brzuchu jakiegoś ptaka nad łąki, te obiecane pastwiska, pełne zapachu ziół, gdzie brzmienie ciszy jest niczym woda z listkiem mięty - orzeźwia i koi.

 

Edytowane przez Alicja Jonasz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Ekspres do kawy" - "Przyjacielu" fr.3

Drogi przyjacielu, jeśli coś jest dla mnie ważne, staram się to chronić i czasem, na pewno zdążyłeś się już o tym przekonać, zatracam granicę - zamiast chronić, zniewalam. Wybacz, że bywam jak dziecko - zachłanna i krnąbrna.

Dziś spotkałam anioła. Sam wiesz, jak trudno rozpoznać je w tłumie i oswoić. Ten nie miał żadnych znaków szczególnych, charakterystycznej aureoli ani skrzydeł, ani też uduchowionego wyrazu twarzy, a mimo to od razu wiedziałam, z kim mam do czynienia. Siedział na werandzie, nic nie mówił, tylko ze smakiem wyjadał z miski agrest. Wydawał mi się zbyt ludzki, zbyt słaby, abym mogła mu kiedykolwiek zaufać, więc tylko pogłaskałam go po płowej czuprynie, ale tak, jak głaszcze się porzuconego kociaka, ostrożnie, w obawie, że podrapie, a potem odeszłam usprawiedliwiona, bo nie sposób przecież przygarnąć wszystkich.
***
Drogi przyjacielu, nie będziesz ze mnie zadowolony. Zdradziłam jedną z naszych podstawowych zasad - jeżeli na czymś ci zależy, zrób wszystko, aby to osiągnąć i utrzymać.

Zdobycie czyjegoś zaufania jest bardzo trudnym zadaniem, o wiele trudniejszym niż wdrapanie się na górski szczyt. Wspinam się już od kilku godzin, jestem zmęczona i spragniona, czuję spływający po plecach pot, ale uparcie wędruję dalej, coraz wyżej i wyżej, ku wierzchołkom świerków, do światła, wiatru, cudownych widoków... i nagle, kiedy do szczytu mam zaledwie kilka metrów, zatrzymuję się i spoglądając z żalem na majaczącą wśród drzew biel nagich skał, postanawiam zawrócić. Poddaję się zwątpieniu, jakby ktoś potajemnie pozbawił mnie sił i wiary, że osiągnięcie celu jest możliwe.

Przyjacielu, dziś moje serce skurczyło się - malutki orzech laskowy w skorupce.

 

W Sarniej Dolinie jesień.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Ekspres do kawy" - "Przyjacielu" fr.4

Drogi przyjacielu, dziś w całym domu pachnie suszonymi ziołami. Z samego rana rozpaliłam w piecu, jak zwykła to robić w chłodne, deszczowe dni babcia, i położyłam się na zapiecku. Wygrzewam się tutaj już od kilku godzin, co chwilę przeciągając leniwie niczym kocur, i z zadowoleniem zerkam na zioła wiszące w wiązkach nad piecem.

Lawenda pachnie oczywiście najintensywniej.

***

Pisałam przez całą noc, a kiedy nastał świt, wyszłam do ogrodu. Spacerowałam przez chwilę wśród drzew z mgłą pod rękę. Dobra z niej towarzyszka, nigdy nie mówi zbyt wiele, uwielbia za to tak jak ja chodzić boso po rosie. Nie muszę przy niej niczego udawać ani uśmiechać się, gdy nie mam ochoty - wystarcza jej po prostu sama moja obecność. Najbardziej lubię patrzeć, gdy mgła snuje się wśród kwiatów - wygląda wtedy tak pięknie, tak zgrabnie i beztrosko, że mam ochotę wziąć ją w ramiona, zapomnieć się i mocno tulić, najmocniej jak potrafię, a potem wraz z nią rozpłynąć się w powietrzu, niezauważalnie. 

*** 

Drogi przyjacielu, jak mam cię pocieszyć? Mówią, że czas jest najlepszym pocieszycielem.

Czekanie... Jeszcze do niedawna ta umiejętność w moim mniemaniu była przywilejem wyłącznie ludzi starych. Tak, starych! To oni opanowali ją do perfekcji, bez najmniejszego oporu, sarkania, przyjęli ją po prostu na klatę z całym inwentarzem wad i zalet. Uważałam, że każda staruszka na sto procent potrafi czekać, każdy starzec jest w tym najlepszy, w ogóle wszyscy starzy ludzie są prawdziwymi wirtuozami w tej dziedzinie, czekają przecież co dzień na coś lub na kogoś - na przykład na listonosza z emeryturą, na odwiedziny dzieci wiecznie zajętych pracą, na wizytę u lekarza specjalisty, na księdza po kolędzie albo na śmierć, która jeśli ma przyjść, niech przychodzi szybko, najlepiej we śnie.

Zawsze czekali inni, ci oni - cierpliwi, nadszarpnięci zębem czasu, pachnący naftaliną, nigdy ja...

Tymczasem siedzę tutaj od świtu, a ludzka ciżba płynie jak rzeka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Ekspres do kawy" - "Przyjacielu" fr.5

 

Drogi przyjacielu, podobno żyjemy dopóty, dopóki ludzie o nas pamiętają. Jak długo pamiętać będą o mnie?

Dziś pod starą jabłonią w ogrodzie znalazłam kilka słów, leżały na trawie pokryte rosą. Zebrałam je do kosza, ostrożnie, żeby się nie poobijały, mają bardzo delikatną skórkę, umyłam pod bieżącą wodą, pokroiłam na plasterki i suszę. Pod wpływem ciepła wydzielają ładny zapach.

Szukanie słów zawsze sprawiało mi wyjątkową przyjemność, z upływem lat przeistoczyło się w uzależnienie. To nic, że zajmuje mnóstwo czasu, odciąga od spraw w mniemaniu większości ważnych, naznacza człowieka jak kalectwo, skazuje na piekło bycia niezrozumianym. To nic, że szukając słów, czasem całymi dniami nie udaje mi się znaleźć ani jednego. To nic...

Najważniejsze złudzenie, majak zbyt wybujałej wyobraźni, że jednak coś po mnie zostanie, nie umrę tak całkiem...

***

Drogi przyjacielu, myślę, że nie spotkaliśmy się przypadkiem - musiało to być ukartowane od początku, nie inaczej, od początku, czyli od chwili naszych narodzin. Pewnego dnia, może właśnie takiego jak ten dzisiejszy, Bóg, słysząc nasz pierwszy krzyk, uśmiechnął się łagodnie i ciepło, tak jak robi to każdy kochający ojciec, a potem lekko skinąwszy głową, posłał cały zastęp aniołów, aby nas wiodły na to spotkanie.

Jak myślisz, kochany? 

***

Drogi przyjacielu, piszę, bo wiem, że ty jeden to przeczytasz i zrozumiesz.

Dziś postanowiłam odwiedzić Bratnią Duszę, która jak ci wiadomo, mieszka daleko, znacznie dalej niż ty, tak jakby na innej planecie, w kosmosie, w oderwaniu od wszystkiego, co zwykło się określać "rzeczywistością", ale czego się nie robi, żeby przez chwilę posiedzieć razem, ramię przy ramieniu, kubek przy kubku, czego się nie robi, kiedy obu stronom daje to wiele dobrego, o wiele więcej niż cokolwiek innego na tym jakże ślicznym, ale niestety zafajdanym przez ludzi świecie.

Bratnia Dusza nie ma dzwonka przy drzwiach, więc zawsze pukam najsubtelniej jak umiem, a potem, gdy już wystarczająco dokładnie obejrzę wzorki na wycieraczce, za każdym razem inne, naciskam na klamkę i wchodzę.

Tym razem Bratnia Dusza siedziała przed telewizorem.

- Cześć, Duszyczko! Jak tam? - przywitałam się serdecznie.

Bratnia Dusza ma ładny uśmiech, ale rzadko go pokazuje. Schowany w ozdobnym puzdereczku czeka na lepsze czasy.

- A leci pomaleńku! - odpowiedziała z westchnieniem. - Dobrze, że jesteś, bo zaczynało mi się już nudzić. W telewizji, kurwa, nie idzie obejrzeć nic sensownego! Same bzdety!

Taka już ta Bratnia Dusza jest, że czasem zaklnie sobie solidnie, jak szewc, a potem wyjmuje pędzle, tubki z farbą i maluje te swoje bohomazy. Ma wtedy takie coś w oczach... Nie, nie szaleństwo! Piękno... Tak, piękno! Czyste, nieskalane niczym, żadnym badziewiem, piękno, które promieniuje!

Wygrzewałeś się kiedyś w promieniach piękna, kochany?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Ekspres do kawy" - Przyjacielu fr.6

Drogi przyjacielu, posyłam ci promyk słońca, choć i z tym ostatnio u mnie krucho. Od tygodnia ciężkie, brzemienne deszczem chmury nie skąpią kropel. Leje prawie bez przerwy.

W takie przedpołudnie najlepiej zostać w domu i pielęgnować swoje smutki, które wierz mi na słowo, tego lata potrzebują troski bardziej niż kiedykolwiek. Dziś zerwały się z łóżka wyjątkowo wcześnie. Zbudził je zapewne szum kropel uderzających w blachę dachu. Leżałam jeszcze pod kołdrą, rozpamiętując koszmary senne, gdy przypełzły jeden za drugim, rozczochrane, głodne i zziębnięte. Moje poczciwe smutki, pomyślałam, głaszcząc je po skrzydełkach, a one od razu przylgnęły do mnie jak do najlepszej matki. I tak sobie leżymy tutaj w ciepełku, czytamy książki i chrupiemy paluszki.

*** 

Ulewa była gwałtowna i rzęsista. Woda z okolicznych wzgórz wtargnęła do ogrodu, siejąc spustoszenie, po chwili zaczął jej wtórować wiatr - w napadzie jakiegoś nieposkromionego szału jednym silnym podmuchem obalił starą czereśnię, która rosła tam chyba od wieków, co roku rodząc pyszne owoce.

- Biedaczka - jęknęłam, widząc, jak resztami sił próbuje jeszcze wesprzeć się na płocie.

Nie miała szans z żywiołem. Zanim zdążyłam zamknąć mokre od łez oczy, padła na ziemię w plątaninę pokrzyw i jeżyn.

Drzewa są piękne w swej walce o życie, kochany. 

***

Drogi przyjacielu, wczoraj przytrafiło mi się coś niezwykłego.

Znalazłam słowo niepasujące do żadnego z mojej kolekcji. Próbowałam dopasować je na różne sposoby, najpierw postawiłam w duecie z innym, na pierwszy rzut oka podobnym, potem w rzędzie, w różnych miejscach, na początku, w środku i na końcu, lecz za każdym razem układ zgrzytał okropnie, fałszywe brzmienie raniło uszy, wywołując dyskomfort psychiczny. Aż w końcu zrezygnowana posadziłam je na kanapie obok siebie i poczęstowałam imieninową wódką, której zostało z imprezy mnóstwo. Siorbało chętnie, kielich za kielichem, choć było widać, że picie mu nie służy. Wódka była gorzka i źle schłodzona, no i nie mieliśmy zagryzki. Wkrótce słowo padło bez sił, zwinęło się w kłębek i zasnęło. Otuliłam je kocem, noce są teraz zimne, i postanowiłam czuwać. Sny musiało mieć niespokojnie, bo co jakiś czas niemiłosiernie się wierciło, a po jego policzkach płynęły łzy. Nad rankiem chyba mi się przysnęło, w każdym razie na chwilę zamknęłam oczy, a kiedy znów je otworzyłam, słowa już nie było...

Próbuję sobie przypomnieć jego brzmienie i nie mogę. Bardzo mnie to dręczy, kochany.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...