Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Gdzie ja do życia, cz. I


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Wstęp

                A zatem wypada mi skreślić ciąg dalszy retrospekcji, za rozmówców obrawszy sobie zjawy z dalekiej przeszłości, które martwe w rzeczywistości, uparcie trzymają kompanię z ową zdradliwą wszetecznicą, która wszystkiemu oddaje chętnie łono, niczego jednak nie płodząc. Na imię zaś jej pamięć i tym większą ciąży winą, gdyż jest pamięcią ludzką, najgorszą z możliwych, niebywale bowiem skłonną do zmiennokształtności, ukrywania szpetoty i eksponowania zalet. Jedyna, co nie opuści cię, człowieku, do śmierci, choćbyś miotał przeciw niej wszelakie zaklęcia lub obojętniał na podszepty. Niespeszona, wciąż powraca falą wspomnień. Możesz uważać się za poczytalnego, ale nie zaczerpniesz mądrości z tej lektury, skoro księga dawno już otwarta, ale znaki zatarte przez czas. Dwa są powody, dla których zawsze potrzeba rozmówców. Po pierwsze i zupełnie humanistyczne, ażeby spokojnie móc podzielić z kimś odpowiedzialność za występki lat dawnych i z dosyć sterylnym sumieniem objawić się teraźniejszo oraz po wtóre, aby odbyć z ich pomocą ów tajemny rytuał powrotu do nieistniejącego świata, który dla każdego oznacza to, co lepsze, zdrowsze, świeższe, gdziekolwiek i kiedykolwiek. Mówiąc w skrócie: uczynić sobie ze śmierci bramę do życia.

                Niepotrzebne cmentarz osnuty mgłami, północna godzina i guślarskie inkantacje. Ani nici poezji w tym tkaniu prozy, choćby i nieaktualnej. Nie przeczę, że zakradną się tutaj treści, które kto, rażony talentem, mógłby gładko złożyć w wiersze, bo i o przyjaźń zahaczę, co czyni znośnym kręcenie kołowrotem dni, i o jej młodszą siostrę – miłość, która jedną ręką unosi ku niebiosom, drugą zaś strąca w otchłań i nie ma przy tym bynajmniej opaski na oczach, jak owa bogini. Pomieszczę również ich antonimy, trudno bowiem rozdzielać bliską rodzinę. Zdaje się, że nie wspomniałem jeszcze słowem o tak zwanym „zdobywaniu wiedzy”. Ach, jakże ohydne faux pas, zwłaszcza że rzecz cała opiewać ma licealny okres nauki. Cóż powiedzieć, najlepiej zaś zamiast gadać, ze świecą szukać indywiduum, które uczęszcza do szkoły i bierze dobrowolnie, a instytucjonalnie udział w mitrędze określonej na wyrostek procesem uczenia się po to tylko, aby rzeczywiście czegoś się nauczyć. Otośmy więc uczyli się, ale na marginesie, w formie didaskaliów do wielkiego dramatu, którym było nasze wspólne bytowanie, odgrywane częstokroć w tragikomicznej masce, rzadziej bez rekwizytów, wśród przeróżnych póz i zmian scenografii, chóralnie i solo. Nie będzie w tym dziele doniosłej filozofii, śmiało więc wchodzę drugi raz do tej samej rzeki i dłużej nie ściemniam. W drogę.   

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...