Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

***(w ogrodzie lasów i pól)


Maria_M

Rekomendowane odpowiedzi

wzniesienia Roztocza powoli usypia
kołysanie wiatru postrzępione rzepy
spowalniają ciszę szemrzącą w wąwozach
pyłem lessów gnanych na przełaj w wertepy

 

w czeluści pół świtów jesiennej szarugi
deszczem nakrapianej na pochyłach zboczy
nagich labiryntów erozyjnych ścieżek
wyżłobionych wodą korytarzach nocy

 

zabrużdżone skiby wąziutkich poletek
snują szarość ziemi po obfitych plonach
na wysokich miedzach trawami poszytych
nie słychać skowronka ostatni trel skonał

 

daleko pod ścianą buczyny i borów
w magiczno zaklętych odgłosach turkawek
płynie echo woła zaprasza ciekawych
na błękitne szlaki międzydrzewnych mgławic

 

18.10.2018r.

Edytowane przez Maria_M (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no nie, na profilu nie ma tego wiersza.

Skoro jesteś stamtąd (z Roztocza), to tylko dla Ciebie go wrzucam. Bo nie upubliczniam go zazwyczaj.

 

Proszę... 

 

Tomasz Kucina

Wyżyna Roztocza-

 

Człowiek z błękitnym okiem

Wstąpił w dystrykt Roztocza

Traperem grubego buta

Wtargnął w spadziste zbocza

Jego fiołkowe oko

Niby nieba firana

Obrosło orędziem paproci

W leśnych pagórków szykanach

 

Tu szumy i szypoty

Szturmują ucho trampa

A w Tanwi bystrych potokach

Układa rzeczna kanwa

Karki, garbate muldy

Floresy krętych wąwozów

Zarosły powojem warżek

W beteldres- ostrogą wrzosu

 

Storczyków motyle skrzydła

Niczym sukienki rusałek

Muskają ci ludzkie stopy

Cyklamenowym szałem

I wiją niczym ustrój

Wężowy Eskulapa

Surowa monokultura

Bliższa ciału niż szata

 

Od synklin kredowych skał

Kształtu nabiera dolina

Kopułą z brązowych kani

W leśne ustronie wrzyna

A człowiek podąża dalej

Upaja rzeźbą natury

Niebieskie oko na niebo

Drabiną do samej góry

 

Brokatem pożywia Urania

Muza nietuzinkowa

Powoje kwieciste w nieboskłon

Porywa plastyka kultowa

Zakrada na firmament

Zabełta przestrzeń z zielenią

I tlenią się zmysły człowieka

I lessy się w lazur tlenią

 

W poroże zgrabnego jelenia

Stukają kanciaste gwiazdy

A srebrny rogal księżyca

Blaskiem lśni Protoplasty

Gdzieś głośno tokuje cietrzew

Wysoko podnosi głowę

Pstry lirowaty ogon

Zarzucił wachlarzem w dąbrowy

 

W pas kłania przy drodze brzoza

Szumem wtóruje do pieśni

A gardło śluzem obeszło

Od flegm z zielonkawej pleśni

Zaś człowiek podąża dalej

Butami lustruje łono

Pod stopą drży salamandra

Czarna jak winogrono

 

Amarantowe plamki

Na ciele torfiastej kępy

Jaszczurcza improwizacja

Tuż obok suplementy

Tańczą świerki i graby

Kotłują skrzydlate ptaki

Melodią kształcą tu dzioby

Słońce w kolorze nijakim

 

Jastrząb kpi z krzyżodzioba

W grzędach z dębów i olszy

Gdzieś człowiek w cieniu się chowa

Śmie ptasim trelem zatoczyć

W torfiastym czarnym bagnisku

Głodna poluje rosiczka

Morale, jak polski fiskus

Wszystko pakuje do pyszczka

 

Ów szczwany insektożerca

Owadzi okrasza wdzięk smakiem

Już legat spisała pszczoła

Na miękkim pokładzie bagien

Zielone liryczne łąki

Nad Wieprzem wtuliły we mgły

Zapachną naręczem kwiatów

To specjał aczkolwiek zbyt mdły

 

Patrz – człowiek zahacza o cypel

Tu z woli zacnych waszmościów

Na wyspie po środku stawu

Wybudowano kościół

Styl jego oręduje

Modzie późnego baroku

I Jana Nepomucena

Jest aktem to święte lokum

 

Tu ongiś ordynat Zamoyski

Utworzył wielki zwierzyniec

Przy dworku myśliwskim wypasał

Sarny i dzikie świnie

Otoczył siedlisko fosami

Odgrodził zgrabnym parkanem

Tu w bramy kopytem stukały

Niewyrośnięte tarpany

 

Białe drewniane chatynki

Pokryte słomą lub gontem

Pachną pieczonym pyrem

Podczas Zielonych Świątek

Kilimy na elewacjach

Grzeszą kwiecistym morem

I człowiek przechodząc obok

Zachwyca ogrodów wzorem

 

Bez przerwy migrują chrząszcze

Pod miasto z nazwy Szczebrzeszyn

Z uporem młodego maniaka

Przyroda wypręża popiersie

Przepychem barwnego folkloru

Bezwstydnie chełpi wyżyna

Od chałup w małym Bliżowie

Po cerkiew spod Szczebrzeszyna

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Rozpalona w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozpalonej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  rozgorączkowanego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. Iw ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
    • @Starzec wierzyłam kiedyś w ludzi i w nich pokładałam nadzieję, ale to minęło, bezpowrotnie, przestałam być naiwna:P nie tęsknię, za tym stanem
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...