Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Miłość duchowa


Rekomendowane odpowiedzi

Napisałem , pierwszy wiersz od 10 lat. . Wiersz surrealistyczny. Jeszcze wiele pracy przede mną. Proszę o wyrozumiałość. w którym kierunku iść.

Wiersz o miłości platonicznej.

 

Miłość duchowa.


 


 

Twoja dziwna wyobraźnią, nie do wyleczenia i chora psychika.

 

Stabilna jak płynąca szybko rzeka.

 

Inteligenta jak niebieska pszczoła w ogrodzie.

 

Kreatywna jak zerwany kawałek gazety.

 

Sprawiła, że zakochałeś od pierwszego do ostatniego wejrzenia .

 

Nie ty się zakochałeś ale twój specyficzny z pojemnością dwóch giga bajtów mózg.

 

Nie liczy się wygląd tej osoby, nie liczy się charakter, nie liczy się chemia.

 

Jesteś zakochany , jak zaprogramowana tanio sztuczna inteligencja.

 

Widzisz jej zjawiskowo piękny wygląd tylko twoja chorą wyobraźnia. 

 

Słyszysz jej anielski głos tylko poprzez halucynacje.

 

Czujesz przyjemny jej dotyk, dotykając miękka i jedwabista poduszkę.

 

To wystarczy aby poczuć czerwone motyle a nawet ziejącego ogniem smoka w brzuchu.

 

Jesteś zamyślony, zakochany, przecież tak w iluzji jesteście sobie oddani.

 

Słyszysz głosy, że ona Cie tez kocha, a to tylko echo z koncertu życzeń

 

W końcu lekko udaje Ci się wyleczyć i spada kawałek skały z marsa prosto na twoja głowę.

 

Ona Cie nie kocha, twoja nieziemska energia się osłabia i pojawiają się w oczach żółte łzy.

 

I nie chce Ci się już nie tylko na tej planecie ale we wszechświecie żyć.

Edytowane przez sdali (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie powiem Ci, w jakim kierunku iść,

bo nie jestem wyrocznią, ba nawet krytykiem literackim ani filologiem nie jestem.

Ale postaram się ocenić Twój utwór najrzetelniej, jak umiem.

Zacznę od tego, co mnie w tym tekście uwiera:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

czy może jednak wyobraźnia ?

literówka;

 

przecinek by się zdał;

 

to wytłuszczone brzmi wg mnie nieładnie, nie lubię takich zbitek.

I chyba tylko twoją chorą wyobraźnią - winno być;

dotykając miękkiej i jedwabistej poduszki - jak dla mnie błąd gramatyczny;

znów interpunkcja się kłania;

 

literówki;

 

nie podoba mi się to lekkie wyleczenie, już prędzej - "otrząsnąć się" bym tu widziała.

I Marsa - dużą literą, nazwa własna; oraz prosto na twoją głowę.

 

Tu popatrz na pogrubienia.

 

Poza tym - ten tekst jest w moim odczuciu zbyt dosłowny,

zbyt bezpośrednio podajesz czytelnikowi swoje myśli, za dużo tu powtórzeń (warto by gdzieniegdzie zastosować synonimy), zbyt wiele zaimków, za często porównujesz używając słowa "jak", to brzmi dla mnie nieelegancko.

Fantastyczne wtręty przeplatasz frazesami, przez co tekst traci swój urok i magię, a szkoda.

Ale mam nadzieję, że pióro Ci się doszlifuje, bo potencjał jest,

masz bujną wyobraźnię i wplatasz w tekst ciekawe obrazy, tylko go przegadujesz oczywistymi spostrzeżeniami,

rozumiem, że chcesz czymś uderzyć w czytelnika, ale można to zrobić metaforycznie.

Czasami dosłowności są potrzebne, ale tu jest ich zdecydowanie za dużo.

 

Na razie tyle z mojej strony,

mam nadzieję, że nie zabiłam w Tobie chęci do pisania :)

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Rozpalona w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozpalonej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  rozgorączkowanego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. Iw ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
    • @Starzec wierzyłam kiedyś w ludzi i w nich pokładałam nadzieję, ale to minęło, bezpowrotnie, przestałam być naiwna:P nie tęsknię, za tym stanem
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...