Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Nadwymiar (elegie lotosu)


adolf

Rekomendowane odpowiedzi


Pod skorupą ziemi, twardą silną czaszką
jest mózg tego świata, czerwony z gorąca
to jądro planety, magmowy procesor
co tą rzeczywistość sobie wyobraża.

Bo wszystkie istoty są myślami Ziemi
które wynikają po prostu z potrzeby
zrobienia zlecenia, wypełnienia luki
świat się mimowolnie sam organizuje.

Rzeźbi własne ciało, dekoruje lokum
my jesteśmy drogą do jego "całości"
Robotnice myśli w szarym ulu mózgu.

Spójny obraz siebie - jedna osobowość
solidna konstrukcja, potężny rezonans
z której się wykluwa jeszcze wyższy wymiar.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj -  uwielbiam fantastykę więc wiersz  też polubiłem - mimo że straszna...

                                                                                                                                                     pozd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo mi się podoba twoja koncepcja planety.

Z pewnością jesteśmy jej częściami, nieoderwalnymi cząstkami Ziemi, choć nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Ziemia jest organizacją (organizmem, jak twierdzili pozytywiści), jest dobrze zorganizowana, a my jesteśmy trybikami tej "machiny".

Nie wiadomo tylko, czym jest życie i skąd się bierze. Nie wiadomo też, w jaki sposób i "kto" organizuje ten świat. Różne można tu mieć koncepcje i pomysły.

Twój przypadł mi do gustu. :)

I do tego sprawnie to napisałeś w formie przypominającej sonet. (Przypominającej, bo nie jest to klasyczny sonet z podziałem na część opisową i część refleksyjną).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

a czy nie o to pokłócono się niegdyś na początku stworzenia świata i w momencie kiedy ktoś dał ludziom samoświadomość która trochę napsuła krwi i zepsuła porządek (wiele zwierząt nie ma takich problemów)  :) w sumie to nie wiemy jaka jest prawda, i kto tak naprawdę ma racje - - trochę jak w Matrixie, i pytanie czy uciekać z tego świata, negować go, czy zaakceptować :) 

 

w sumie może dobrze że nie wiemy, można mnożyć teorie :) i dalej się łudzić że jest jeszcze inaczej :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

A wolałbyś być "wolnym elektronem", niezależnym i oderwanych od wszystkiego? Ja nie. :) Bycie "trybikiem" czy żywą komórką wielkiego organizmu daje mi poczucie wspólnoty ze światem i pewne poczucie bezpieczeństwa. Dopóki żyjemy zgodnie ze swoją naturą i przeznaczeniem, a więc nie sprzeciwiamy się organizmowi  ziemskiemu, dopóty jesteśmy w miarę bezpieczni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Tyrs To beznadziejny przypadek z ego na wysokiej orbicie... okołośmietnikowej. Na każdym portalu ma ,,swoich" czytelników.    A tak na serio, to startuje w konkursie erekcjato a tam jest ogromna kasa... więc nie przeszkadzaj jej w pracy i nie zaczepiaj, bo menopauza przeszła po niej i nie zostawiła nic z delkatności... zresztą sam zobaczysz w jaki sposób Ci odpisze. Generalnie szkoda naszej wrażliwości....   DOBREGO DNIA

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • stoję  wpatrzony w lustro  a świat  świat przechodzi obok  chciałbym  mu coś powiedzieć    może...  nawet wykrzyczeć    brak odwagi   4.2024 andrew  
    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. I w ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...