Stąd – moje tak i nie, moje nie na pewno. Gdzie kula ma
tę właściwość, że jej koniec wszędzie. Gdzie urzet,
wyjaławiając ziemię, barwi ją na niebiesko. A smutek
ubrany w vantablack pochłania każdy strach. Gdzie
świst mulety rozwściecza tyranów, śląc ludzi po ordery,
aż po kraniec ziemi. Gdzie – noc, coraz krótsza i coraz mniej
czasu na miłość, więcej wojny. Gdzie chmura ogranicza
dostęp do słońca, tworząc pareidolię – gdzie rozpoznać
postać po krokach, po schyleniu ciała prościej niż człowieka,
jedząc z kutrów rybackich śledzie o północy. Gdzie – czytam
nudny traktat Zun Si do poduszki. I wiatr skrzypi starą
huśtawką, czyniąc poruszenie roślin. Ja, pochylony
nad kartką - to przenośnia – szukam fontanny wiecznej młodości.
Stąd, moje wszystko, piszę do ciebie o obrazach. Wpatrzony
w ikonę.
nie inspirujesz mnie -
nawet odrobinę...
za rogiem ciemno
pójdę dalej w nieznane
ciekawość z pewnością minie -
ale jutro dopiero
za rogiem jutra...
nie wcześniej
wejdę w ciemność
w moje strony nieznane
rankiem wszystko rozpoznam...
a serce jak śnieżna kula -
urośnie...
a wtedy zasnę życiem strudzona
i tymi zdaniami pełnymi -
tłustym drukiem na cienkiej kartce