Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Napisane dla kogoś jako prezent na walentynki, ale w związku z tym, że sprawa się rozmyła i rozeszła po kościach to wstawiam ten twór tutaj. 

Krótkie, ale może kiedyś wykiełkuje z tego coś sensowniejszego. 

Nie jest to romans aczkolwiek końcówkę uważam za odrobinę ckliwą. 

_

Kocie kroki dochodziły pustym echem z wysokiej szafy chowającej się przed wschodem słońca. Nastąpiły się wszystkie emocje, powoli spełzły.
Nie istniało miejsce, które uchroniłoby przed nadejściem bezlitosnego dnia, ani okrutnej godziny siódmej rano. Teraz nadszedł czas pustki, która wzbudza poniekąd kolejne odczucia. Niedospany jeszcze sen powoli spływa z powiek wraz z frustracją ciągnących się przed nim, czy za nim w nieskończoność niedokończonych i niezałatwionych spraw. Niemy krzyk był tak cichy, że zdarł gardło, a w ostateczności zostawił w kompletnym niedorozwinięciu już na samym początku tego dnia, który to przecież powinien się zacząć, ale jak to.
Stuk puk. Puk stuk. 
Toż poprzedni nie domknął drzwi, a one skrzypią. Przez szpare wlewa się trochę zachodzącego słońca, które chyli się ku powolnemu upadkowi i … bum!  
Pikpikpikpikipikii PIKIKIPIKI.PIK. 

Johann zerwał się z łóżka mocno wciągając powietrze nozdrzami. Uhonorowało go ostrym zapachem farby olejnej, w którą wdepnął zaraz tylko kiedy stopa dotknęła niedomytej, po wczorajszym artystycznym rwetesie podłogi. Cudownie rozpoczęty poranek zawierał jeszcze rozlaną kawę, deszcz uderzający w okna jak oszalały i brak przesyłki zamówionej dwa tygodnie temu. Kolejna nieprzespana noc i niemożność zaśnięcia w jakimkolwiek miejscu, pozycji czy czymkolwiek innym również nie pomagały w sprawnym zebraniu się do pracy. Plusem było małe mieszkanie znajdujace się zaraz obok miejsca pracy. 
Właśnie. Pracy.
Szybki prysznic. Kolejna kawa. Nowe spodnie. Tamte do brudów. Buty. Nie, nie te, te drugie. 
Wzięty. Wypita. Ubrane. Dane. Włożone. Te drugie. 

***

-Hans zrobiłbyś coś w końcu z tym gruchotem. Wiesz ile to ma lat? Wiesz ile byśmy z ojcem dali, wtedy jak te plastikowe pudła były produkowane, aby jeździć chociażby mercedesem? Albo bmw, tak. Dobre samochody.- Skrzekliwy głos powoli wdrążał się w uszy Johanna. Należał do starszej kobiety, której usta zaciśnięte były bardziej od zmrożonych drzwi samochodu w najgorszą zimową pogodę. Tyle, że owa kobieta była w stanie je otworzyć. Taka siłaczka. 
-Lubię ten samochód. Ostatnio przemalowałem go na żółto.- mężczyzna, do którego zwróciła się staruszka był wysokim, smukłym blondynem o jasnych oczach, które wyrażały teraz jak największe znużenie ze względu na przymus kontynuowania tej rozmowy. Długie blond włosy opadały Johannowi na ramiona, wyglądały na zadbane, ale nie były też na przymus ułożone czy uklepane. Ot proste blond włosy. 
W pokoju panowała mętna atmosfera. Nawet kot, wcześniej wylegujący się na słońcu przeniósł  się do pobliskiej kuchni, aby tam baraszkować w szafkach czy innych szparach. Starsza kobieta odstawiła kubek na szwedzki stolik dzielący ją od znacznie młodszego rozmówcy. Ten dźwięk wydawał się okropnie głośny przy królującej w pomieszczeniu ciszy. Jej siwe włosy były uziemione w sztywnym koku. Zaden wlos nie mial szansy się wydostać. Twarz kobiety, mimo wieku była zadbana. Zmarszczek było niewiele, a już te zaistniałe ukrywały się pod pudrem. Można było dostrzec pewne podobieństwo pomiędzy nią, a młodszym z rozmówców. Te same kości policzkowe, lekko zadarty nos i jasnoniebieskie oczy.  
-Nie w tym rzecz, Johann… martwimy się o Ciebie.
-Och martwicie. To szybko się mama zorientowała, ze trzeba się martwić. 
Glos mężczyzny nie był jadowity. Ton był, rzecz jasna mocno sarkastyczny, ale nie wyrażał złości. Jedynie okropnie monotonną obojętnosci, która można było tez odnotować na smukłej twarzy. Nie trzeba być specjalnie bystrym aby zauważyć, że pomiędzy tą dwójką nie było, nie jest i raczej nie będzie dobrze. Mimo starań. Teraźniejszych czy przeszłych. 
-Chcielibyśmy z ojcem…
-Właśnie, mamo.- blondyn przerwał jej, jak na siebie dość ostro.- „chcielibyśmy”. Dokladnie o tym zawsze mówię. Wy chcielibyście. Jezeli chcecie to przemeblujcie salon. Jeżeli chcecie kupcie pieska. Jeżeli chcecie kupcie inną kawę niż zazwyczaj. Jezeli chcecie pójdźcie do kościola. Jeżeli chcecie przeprowadźcie się. Świetnie, mozesz nawet do mnie zadzwonić i pochwalić się tym waszym bmw, czy czymkolwiek innym. Chętnie posłucham, ale nie interesuje mnie czego chcielibyście odnośnie mnie. Już się nachcieliście przez wiele lat mojego zycia i nie mam zamiaru do tego wracać. Wydawało mi się, ze rozdział jest zamknięty? Jezeli tylko to chciałaś mi powiedzieć…
-Nie. Czekaj.- tym razem to ona mu przerwała. Wygięła swoje ciasno zaciśnięte usta w nieprzyjemnym grymasie- Ten Twój Sebastian…
- Nie mój. Zacznijmy od tego. - Johann westchnął.- Powiedziałem już wszystko, co chciałem, a wydaje mi się, ze ty również to, co chcesz powiedzieć wiele razy już powtarzałaś.- blondyn wstał, nie zrobił tego gwałtownie, można było wyczuć wręcz lekkość w jego ruchach- Wiesz gdzie są drzwi.
Kobieta wstała i bez słowa wymaszerowała z pokoju. Nie obdarzyła swego syna już ani jednym spojrzeniem.  

***

Sebastian był wściekły. Wściekły na siebie. Wsciekły na to, ze nie mógł nic zrobić. Wściekły na lekarza. Wściekły na sytuację. Nawet wsciekły na te kobiete, która właśnie przechodziła obok. Zgrzytnął zębami i przygryzł wnętrze policzka. Potrzebował wyładować swoją frustrację, ale nie chcial krzyczeć, mieć pretensji… nie chciał znowu skupiac się tylko na sobie. Było mu głupio. Co tylko jeszcze bardziej denerwowało. Nie chciał płakać, był na to za silny. Za męski. Płakanie to nie jego działka. On zniesie wszystko. W pracy powiedzą mu co ma zrobić, on to zrobi. Bez zbędnych wyborów, bez zbędnych problemów. Nie trzeba będzie myśleć, przezywać, rozkładać na czynniki pierwsze. Ale to… ludzie ubrani na czarno, rozkopywana ziemia w charakterystycznym prostokątnym kształcie. Zacisnął powieki kiedy zderzył się niespodziewanie z jakąś starszą kobietą. Przeprosił pospiesznie nie chcąc wyglądać na tak zdenerwowanego, jakim był. Spojrzał na staruszke. Coś go zakuło. 
-Nic się nie stało, to ja się zagapiłam- odparła mu swoim skrzekliwym głosem. Sebastiana nie interesował jej głos, nie zwracał uwagi na szczegóły mimo to wydawała mu się znajoma. Zwłaszcza z twarzy. Poza tym była starsza kobietą, to jeszcze bardziej bolało, a co za tym idzie denerwowało. Przypominało o niedawno odbytym pogrzebie. Bawarczyk wypuścił powietrze. 
-Co sądzisz o tym Trabancie? - zapytała kobieta nie odrywając od rozmówcy wzroku. 
Sebastian zamrugał.
-Proszę?- zapytał siląc się na jak najmilszy ton, jaki był w stanie z siebie wykrzesać.
-Co sądzisz o tym Trabancie.- powtórzyła niezrażona i przewiercała go spojrzeniem niebieskich oczu, które tak doskonale znał. Ale skąd?
-Uh- wydusił z siebie na początku. Nie rozumiał. Pytanie kobiety nie miało najmniejszego sensu- Dlaczego Pani pyta? Chciałaby go Pani kupić? O ile wiem nie jest na sprzedaż…- w tym momencie w twarzy kobiety jakby coś zaskoczyło, Sebastian zmarszczył brwi. 
- Nie wolałbyś nowego samochodu?- staruszka zadała kolejne pytanie. Mimo podeszłego wieku emanowała dostojnością i taką pewnością siebie, że rozstrojony emocjonalnie Sebastian nie był w stanie zakończyć rozmowy i pójść dalej. Emocjonalnie. Sebastian. To było dla niego zbyt obce.
-Wolałbym.- odpowiedział twardo zerkajac mimowolnie na saksońskiego trabanta. - Nawet mam, ale… to nie mój samochód, więc tez nie moja sprawa kto go chce i kto nim jeździ.- odpowiedział dość neutralnie chociaż ściskająca go od środka złość emanowała coraz bardziej. Czuł, że dłuzej już nie wytrzyma. To było gorsze niż potrzeba fizjologiczna. Bawarczyk nie mógł do niczego innego tego porównać, nigdy nie był aż tak bardzo rozstrojony emocjonalnie. A ta kobieta nalegała. Bezlitośnie pytala o nonsensowne rzeczy. 
-Aha, dziękuje.- odpowiedziała w końcu- przepraszam jeszcze raz i miłego dnia.
Staruszka odeszła zostawiając zdezorientowanego mężczyznę na srodku chodnika z myślą o żółtym Trabancie. 

***

-Spotkałem dzisiaj kobietę- odezwał się krótkowłosy blondyn mrużąc ciemnoniebieskie oczy.- Starszą, taka wiesz. Elegancką.- powiedział wpatrujac się w stolik, który przeżył już z jakieś cztery przeprowadzki Johanna. 
-Tak? I co z nią?- Saksończyk nie był rozemocjonowany tą rozmową, ale był to u niego normalny stan rzeczy. Ton jego głosu ocierał się wręcz o znudzenie. Stał przy kuchennej szafce i czekał aż woda się zagotuje. Tez był dzisiaj jakiś nie swój. 
-Zapytała mnie o Twojego Trabanta. 
-O Trabanta? 
-Tak. O Trabanta. 

***

-Nie denerwują Cię te ciągle plamy z farb? 
-Denerwują. 
-Nic nie mówisz.
-Wiem, Hans. Dużo rzeczy mnie denerwuje.
-Na przykład?
-Na przykład Twoja dziurawa skarpetka. 
-To czemu nie wyjdziesz i nie zaczniesz pytać ludzi o moje skarpetki? 
-Bo to twoje życie, a ja jestem jednym z Twoich wyborów, więc jakbym ich nie akceptował, podważałbym też siebie. 
-Skąd te przemyślenia.
-Nie chce myśleć o innych sprawach. 
-Czyli to egoizm?
-Wszyscy jesteśmy egoistami.
-Tak, po trochu tak. Denerwuje mnie Twoje jodłowanie.
-No i co? 
- To poranne.
-Aha.
-No. Okropnie. 
-Rozwiniesz to jakoś? 
-Nie. Bo jesteś jednym z moich wyborów, a ja nie podważam siebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...