Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Bezsenność


Deonix_

Rekomendowane odpowiedzi

w cieniu biurka
wśród kurzu
plik raportów sprzed lat
mole żywi jak matka
co dnia
wypełniony dokładnie
do ostatka do cna
po pościeli wciąż skacze jak pchła

wśród szarości poranka
szklane dusze się tlą
półmrok zmywa mi z powiek sen
zimno ciurkiem przez skórę
przenika w nerw
stres powoli znieczula mnie

na potrzeby publiczne
bez śmiechu i łez
niewzruszona
w paraliżu
swym
trwam

by wieczorem po wszystkim
nim pójdę spać
rozgrzać się wreszcie
do dna

gwiazdy przedwieczne
mienią się w kryształach
złoto lat dziecięcych
zasnąć nie pozwala
płonie horyzont
na mych snów
krawędzi
łzy mnie kołyszą
może zasnę prędzej...

kwiaty pachną na łące
lecz nie mogę ich tknąć
zachód wlewa mi w duszę żar
słońce pali od środka
tęsknot skra spada z łzą
w ogniu płonie
nadziei ślad

pustka płasko osiadła
wypełnia mnie
krzyczę ciszą
i milczę jak wrzask
iskry płoną w łzach żrących
serce ściska mi żal

gwiazdy przedwieczne
mienią się w kryształach
złoto lat dziecięcych
zasnąć nie pozwala
płonie horyzont
na mych snów
krawędzi
łzy mnie kołyszą
może zasnę prędzej...

na granicy czuć wszelkich
ból rozpala jak lód
prąd przeszywa
nieczuły
biele czernią się w bród
nicość strzaskuje myśli
pęka w pół
wiara w Cud

gwiazdy przedwieczne
mienią się w kryształach
złoto lat dziecięcych
zasnąć nie pozwala
płonie horyzont
na mych snów
krawędzi
łzy mnie kołyszą
może zasnę prędzej...




Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@A_B
Doceniam inicjatywę, wiem, że mocny akcent, ale Twoja wersja zupełnie zmieniłaby sens, więc na razie na swoim poprzestanę.
Tutaj kipi emocjami, więc nie zmiękczałabym, czytelnik powinien czuć,
że Peelka próbuje mu coś wykrzyczeć, mimo braku interpunkcji.
I nie mogę zasnąć na koniec pisania wiersza, jak bezsenność, to bezsenność :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Podobają mi się powtórzenia., ciekawy zabieg.

Wiem jak to jest, kiedy próbuję zasnąć, wciąż zawracam  do refrenu przyjemnych zdarzeń, wspomnień, coś się rwie, zapomina, więc kolejny raz próbuję tego samego, a sen nie przychodzi.

 

Akcent męski, jednosylabowy w rymach fajnie wybrzmiewa w tekstach piosenek,

 

Pozdrawiam ślicznie :)

Ćmy nocne na wypadek bezsennej nocy.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w cieniu biurka
wśród kurzu 
plik raportów sprzed lat
mole żywi jak matka
 
Piękny fragment.  Wiersz pokazuje,  że potrafi Pani prowadzić dobrze tekst i pod kątem brzmienia, i znaczeń. Są tu piękne momenty, i estetycznie, i emocjonalnie, i leksykalnie. Jednak trochę giną one w miejscami przegadanej treści. Pani wersyfikacja oraz język aż prosi się o krótszą formę. Panią stać na mocne fragmenty, które trzeba tylko lepiej wyeksponować. Pozdrawiam. 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Rozpalona w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozpalonej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  rozgorączkowanego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. Iw ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
    • @Starzec wierzyłam kiedyś w ludzi i w nich pokładałam nadzieję, ale to minęło, bezpowrotnie, przestałam być naiwna:P nie tęsknię, za tym stanem
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...