Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Somnambulizm


Rekomendowane odpowiedzi

Dziś w nocy spotkało mnie coś o tyle ciekawego co i niepokojącego. Najbarwniejszym przykładem przypadłości, której ofiarą padłem , jest powszechnie uznany za autentyczny , przypadek Roberta Ledru- policjanta, który ujął siebie samego.
To historia detektywa, który został wezwany na miejsce zbrodni, której sam był sprawcą; jednak tym prawdziwie osobliwym elementem zdarzenia jest fakt, iż popełnił ją w nieświadomości, podczas epizodu lunatykowania. Jakie musiało być jego zdziwienie kiedy odkrył tożsamość zabójcy?

Podobnie rzecz miała się ze mną. O tym co mi się przytrafiło , musiałem dowiadywać się stopniowo, Ogarniając po kawałku poranny pejzaż , w którym to procesie przyszło mi znajdywać elementy tam niespodziewane .Już sam moment otwarcia oczu łączył się z przykrą niespodzianką i wskazał pierwszy element mrocznej układanki, kiedy to chmurnie skonstatowałem, że sny tej nocy były wyjątkowo odpychające. Skrzywiłem się na odległe wspomnienie zdarzenia które rozegrało się w śnie tej nocy - zasztyletowanego chłopca w mosznę. Że oszczędzę wam szczegółów , jednakowoż urzekających co obrzydliwych i bolesnych dla oka. Spotkanie błyszczącej stali z pofałdowaną aksamitną poszewką skrywającą kruchy jak jajko dosłownie i w przenośni ładunek. Wyraźniejszym obrazem za lustra snu wyłoniły się cierpkie perypetie dwóch małych kotków. Odtwarzałem te obrazy z widoku oczu i w tym kadrze szczególnie często widoczne były ręce. Widok z oczu sugerował ich przynależność do mnie ,jednak ich wygląd temu przeczył- można było je przypisać jedynie komuś doskonale zaznajomionemu z ciężką praca fizyczną i to od najmłodszych lat .
W pewnym momencie sennych retrospekcji , dłonie sięgają po jednego z kociąt. Małym nożykiem, ale ostrym jak żyletka, wciśniętym między palec wskazujący a pulchny kciuk z szerokim żółtawym paznokciem , wściekle rżnęły stworzenie którego sierść sukcesywnie zabarwiała się na bordowo .Sześc cięć, osiem, 5-10-15 ,zaraz się zacznie, w końcu przestały. Strzała pulsującego ruchomymi partiami mięśni , związanymi baksztagami żył , przegubu , zwieńczona imadłem dłoni, podobna do halibuta , trzymała zesztywniałe od bólu zwierze niczym rozgwiazdę. Prawa ręka wprawnym ruchem rzemieślnika, ulizywała przemoczoną sierść tak by możliwie najściślej przylegała do skóry , liczne blizny spisane na dłoni, cielistym połyskiem wtórowały lśnieniu sierści . Tak "ubrany" kot miał przez jakiś czas stać na dolnej półce wózka hotelowego - dotąd robiącego za ich cele- niczym statuetka; uwieczniony w bursztynie zakrzepłej krwi. Żel krwi wraz z połyskającą sierścią sprawiał wrażenie jakiegoś obcisłego i fashion kombinezonu dla kotów. Drugiemu grzecznie dotąd siedzącemu kociakowi, z oczami jak spodki z dmuchanego szkła, dłoń bezceremonialnie poderznęła gardło- niczym za finezyjnym machnięciem pędzla kreślącego hiszpańskie wąsy pod nosem sportretowanego szlachcica .
Nie można było powiedzieć że kocik dzielnie próbował trzymać się życia, wręcz przeciwnie, wyglądał żałośnie. Głowa sprawiała wrażenie dotkniętej efektem opóźnionej reakcji, podobnie jak jest z ściętymi drzewami; po przeciągającej się chwili zawieszenia, drzewo w końcu uzmysławia sobie swoje nowe położenie i pada długie. Zdawało się że analogicznie będzie z głową tego gnojka, zaraz spłynie z mlaskiem ześlizgując się z szyi. Lecz to było tylko wrażenie potęgowane tym, iż odcinała się bladością na tle reszty, mimo że absolutnie niemożliwe jest by sierść pobladła. W rzeczywistości cięcie było niegłębokie lecz wystarczające. Odstawiony na blaszaną półkę , po prostu nadal grzecznie siedział i wpatrywał sie w właściciela rąk niewinnym spojrzeniem. Spojrzeniem niezdającym sobie z niczego sprawy ale przy tym śmiertelnie rannym .Tęczówkę miał niebieską, więc jego wzrok zdawał się być niebieskim ognikiem latarni morskiej dającej sygnały za mgły- w tym wypadku ,śluzówki oka zaszłej biszkoptową mgłą zdechłej ryby .

Po scenie z kotami był las, ale jakże przykry! Brzydki !, Toporny z niedosyconymi kolorami. Latały po nim pszczoły wielkości puszek po piwie i tego samego kształtu z ich nagle uciętych-kończących się odwłoków, gibały się jak na gumce, wielkości długopisów żądła. Całość robiła wrażenie wczesnej grafiki 3D.
Za tym, nabrałem głębszego przekonania że te sny są w ogóle mi nie podobne. - to mogły być moje sny tylko wtedy, kiedy mój mózg ucierpiałby na kondycji i rzeczywiście to mógł być powód- gdyż dnia poprzedniego zażyłem nasenną tabletkę, popiłem oraz byłem przeziębiony.
Koszmary od dawna przestały robić na mnie wrażenie, ale odwrócenie ról zdało efekt. Tym razem : być koszmarem .Nie jak to zazwyczaj bywało, być terroryzowanym, lecz czynić ból innym i to nie jako "Ja" lecz jako...kto? Budzące nie pokój pytanie. Miałem gęsią skórkę w świeżej pościeli , w bardziej sterylnym anturażu światła niż w gabinecie dentystycznym, bo poranka. Poranne światło ma tą sadystyczną właściwość , brutalnego wywlekania wszystkiego czym jesteś na scenę , dobrze oświetleniową scenę tzw. światła dziennego. Reasumując z całą pewnością nie byłem autorem tych oddartych z piękna, ponurów obrazów- nie zrozumcie mnie źle, na wszystko bym się zgodził , tylko zabrakło w nich estetyki i jakości wykonania czym dla odróżnienia cechują się Moje sny.

Zakończywszy emocjonalne rozdrapywanie snu rozejrzałem się po pokoju. Moja dziewczyna jak myszka podgryzająca serek skrobała coś na laptopie w kąciku pokoju. Zerwałem się z łóżka nadanym przez nogę pędem który mnie zaskoczył, po czym otworzyłem usta a z nich wypłynęły dźwięki .Cóż, to miało być kilka słów powitania-typu- "czy dobrze się spało panience". Jednak głos zabrzmiał obco, na tyle że go wstrzymałem. Dziewczyna zerwała się z miejsca , z utkwionym we mnie pytającym wzrokiem.Gdyż zabrzmiałem jak niezidentyfikowany obiekt do sprzątania ulic z wbudowanym zestawem głośnomówiącym, który do konserwacji strun głosowych używa wysokoprocentowego alkoholu oraz tytoniu kiepskiej jakości- czytaj-śmieciarz, nawet jeszcze chyba przed chwilą zdjęty z uchwytu śmieciarki, na której to tylnej części wisi w nonszalanckiej pozie z nieodłącznym szlugiem w kąciku ust. Mnie samego te akordy zdumiały, najbardziej jednak chyba nie były w smak owej dziewczynie, która swym wyrazem twarzy dała poznać, iż nie tego oczekiwała.Wgapiała się we mnie. Po chwili jednak konsternacja w jej wzroku ustąpiła miejsca wyrazowi rozpaczliwie oczekiwanej przez mnie ulgi pomieszanej z życzliwością, tryumfalnie rozpogadzającego jej oblicze.
-Ale cię wykręciło! Na drugą stronę niemal-parsknęła śmiechem-Głos masz jak zdarta płyta...i do tego chyba masz wciąż gorączkę....?-zawiesiła głos pytająco, po czym, nie dając mi najmniejszej szansy na odpowiedź, niemal natychmiast dodała: -Polopirynę weź. Albo nie,najlepiej polo i miód z sokiem z cytryny ciepłą wodą.Charczysz,jakbyś miał zapalenie krtani, a może się wybiorę do apteki i tam mi coś doradzą - trajkotała. Z głupkowatym uśmiechem i grzecznościowym modulowanym śmiechem wycofałem się do łazienki szukając miejsca odosobnienia w którym mógł bym przeanalizować -niby co właściwie? Nie popadajmy w histerie . Nie byłem udziałem niczego czego w łatwy sposób nie można by wytłumaczyć. Chyba...


Usiadłem na klozecie wydychając powietrze z ulgą jakbym pozbywał się przy tym nie tylko napięcia ale i problemu .Jednak niemal natychmiast dały o sobie znać kiszki. Ferment do tej chwili musujący w żołądku w utajnieniu stał się czytelny i bardzo nieznośny. Ból szybko stał się obezwładniający.Czułem się jakby żywy, ukrwiony szyb jelita został zasypany kamieniami i pojękiwał z rożnych rejonów swojego przewodu .To co się natychmiast wydarzyło to nie była zwykła defekacja lecz katorżnicza.
Po wszystkim zalany zimnym potem na miękkich nogach udałem się do kuchni . Chciałem tam wytrząsnąć z siebie pot jak pies otrząsający się z wody i napić się kawy z ekspresu gdyż jest w niej coś pokrzepiającego . Pokaźnego rozmiaru maszyna dwoi się i troi w sobie aby wypluć filiżankę czarnego jak olej silnikowy płynu. Ten jednak jest dla nas jak łyk benzyny dla zaspanego gaźnika.W maszynach towarzyszących na przestrzeni życia człowieka w jego intymnych momentach, jest coś z steampunkowej romantyki.

Zdecydowanym krokiem przekroczyłem próg kuchni lecz szybko ruch ten z początku pewny zamienił sie w coś w rodzaju kroczenie na dnie oceanu żywicy . Mokry dreszcz przeszył mózg jeżąc rzęsy i podnosząc wargi pod sam nos które na tą krótką chwilę porażenia żyły własnym życiem. Omdlałem i ciężki , zacząłem opadać na dno w roztworze czasoprzestrzennej formaliny. Zarazem lekki wznoszę się a ulatywaniu a zarazem spadaniu towarzyszy ten przeraźliwy lęk , który dobrze znają ludzi śniący o spadaniu z wysokości. Lęk umiejscowiony w brzuchu i koniuszkach palców . Lęk który boli fizycznie.Ten lęk jest większy niż my , jak dziwacznie to nie za brzmi.Wykracza poza ciało niczym strzelające mikroskopijne pioruny.

Mój wzrok podziwiał z obrzydzeniem krajobraz kuchni , lecz z perspektywy powietrznej niczym z pokładu helikoptera , opuściwszy ciało w popłochu, życząc sobie znaleźć się jak najdalej od tego co przyszło mu tam zastać .Zawieszonej niecałe 2 metry nad lądem, zdumiony wzrok spoglądał na piekło na ziemi. :

Parówki które trzymałem dla psa, leżały w pornograficznym obnażeniu na ludzkim talerzu .Wiły się w keczupie , a oczka tłuszczu zraszały ich rozgorączkowane w seksualnych spazmach skronie .Ściemniałe zmazy musztardy , niczym blizny oszpecały kuchenną zabudowę , były wszędzie, w miejscach których bym się nie spodziewał . Pierzyny chleba, najwyraźniej rwanego palcami, jak małe obłoki chmur przecząc grawitacji walały się po podłodze. Kostka masła również nosiła ślady palców- głębokie bruzdy szpon- zatem chleb musiał być smarowany dłonią. Szklanka matowa od śladów tłuszczu do połowy zapełniona torebkami herbaty które przypominały w jakiś sposób rybie głowy uduszone w niedostatniej ilości wody. W gniewie ponownie scaliłem się z upadającym ciałem by obserwować jak klapek z rampy startowej stopy ,wzbijając chmurę pyłu z skarpety, wzbił się w powietrze, tam szybował niczym zaopatrzony w rakietowe silniki, życzyłem mu długiego lotu a on leciał! wcale nie zamierzał upaść , z każdą chwilą stawał się bardziej piękny i wolny .Trwało to wieki ...do momentu gdy uderzył o ścianę . I stało się bum! Wielki reset który przemknął po moim umyślę jak gąbka po zapisanej tablicy. Wtedy w rozpryskującym się obrazie rzeczywistości , w jego odłamkach niczym zbitego zwierciadła , łączących się wielokątów w obrazy niczym w kalejdoskopie , ujrzałem ..... żywot śmieciarza.
Żywot który zamieszkał we mnie w swoim śnie i równolegle moim. Mój schorowany duch ,otumaniony tabletkami ,udał się tam gdzie udają się szamani i ludzie doświadczający OOBE pozostawiając ciało pustym . Powodem dzięki któremu do tego doszło musiało być nasze podobieństwo, którego z trudem można do paczyć sie w pozorach. On śmieciarz ja ..ja lepszy , jednak typ mentalny musiał być ten sam. Do połączenia nie mogło by dojść gdybyśmy z sobą nie rezonowali .Pomost musiał być kompatybilny. Może od śmieciarza różnię się w szczegółach, ale jak na nas spojrzeć to jest to tak nie wiele a zarazem wszystko.
Cóż , na podstawie przypadku Roberta Ledru wiemy, że granica między policjantem a zabójca bywa wątła .A może z Ledru było tak jak zemną? Ot nowy trop w tej niezwykłej sprawie. Nowa perspektywa na zbrodnie popełnianie podczas snu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...