Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Kamienne sny


Wuren

Rekomendowane odpowiedzi

1.
- Wracajmy, zimno straszliwie... - Andrzej wyglądał, jakby właśnie wrócił z zesłania na Sybir. Twarz mu zsiniała, nie mógł utrzymać papierosa w rękach. Drżenie mięśni przeszło w ostatnie stadium i teraz wyglądał, jakby miał chorobę św. Wita.
- Jeszcze tylko troszkę - powiedziałem, po czym wróciłem do moich pomiarów. Zgodnie z moimi przypuszczeniami szczelina między ręką i kolanem wynosiła ok. 1 mm. Nie dało się tego w żaden sposób wytłumaczyć - nawet obecnie byłoby to trudne do wykonania, a co dopiero 320 lat temu. Obejrzałem sobie tę rękę jeszcze raz. Szczelina mogła być spowodowana erozją, ale jak wytłumaczyć tak doskonałe wyprofilowanie opuszków palców, skoro nie ma tam miejsca na żadne narzędzia?
- No to wracamy, nic już tu nie wymyślę - zachęciłem mojego najlepszego przyjaciela. Wydał się niezmiernie uradowany.
- Przecież ci nie ucieknie do jutra - odrzekł siląc się na resztki sarkazmu.
Poszliśmy więc do domu, zostawiając rzeźbę człowieka klęczącego na jednym kolanie.
Sprawiał wrażenie, jakby chciał się podnieść i uciec z tego zimna.


2.
Anna była w złym nastroju.
- Jeśli nie przestaniesz ganiać z suwmiarką za tymi swoimi pomnikami, to się wyprowadzę - słyszałem tę groźbę chyba po raz tysięczny, jednak dziś w jej głosie wyczułem prawdziwe rozgoryczenie.
- Kiedy skończysz ten program? Dzwonili dziś z firmy i kazali powiedzieć, że jak nie pokażesz im projektu do soboty, to będzie źle...
- Zawsze tak mówią, wiesz jak jest - odpowiedziałem. - W pracy programisty jest tak, że przez początkowe 90% czasu powstaje 10% kodu, a później, przez 10% czasu - 90% kodu - próbowałem obrócić wszystko w żart. Chyba jej nie rozśmieszyłem.
- Rób jak chcesz, ale nie będę ciebie więcej tłumaczyć i usprawiedliwiać.
- Anno, wiesz przecież, jakie to dla mnie ważne. Może właśnie jestem na progu odkrycia największej tajemnicy świata..
- Wiem, ale ta twoja tajemnica nie zapłaci rachunków. A propos, przekroczyliśmy limit karty kredytowej, więc gdybyś zechciał napisać ten program, to by nam troszkę pomogło w gospodarowaniu finansami - chyba powoli mijał jej paskudny nastrój.
- Już dobrze - przyciągnąłem ją do siebie. Burza chyba przeszła bokiem. Jednak będę musiał usiąść do komputera, bo naprawdę jest krucho z gotówką, pomyślałem.
Rano zapytałem Annę, czy nie chciałaby pojechać do Florencji.

3.
- W żadnym wypadku! - Paweł pozwalał sobie na podniesienie głosu tylko w szczególnych okolicznościach.
- Ale szefie, ja naprawdę potrzebuję tych pieniędzy - żałośnie wypadło, trochę jak skomlenie...
- Dobrze wiesz, że nie wypłacamy zaliczek. A już na pewno nie zaliczek większych, niż cała ustalona kwota za program - właściciel studia programistycznego, w którym pracowałem nie dawał się łatwo wzruszyć.
- Przecież nie zrezygnuję z pracy, jeszcze pan na mnie sporo zarobi - próbowałem jakoś obronić swój punkt widzenia.
- Gdybyś jeszcze był w jakichś poważnych tarapatach... ale na wycieczkę do Włoch? Tobie się chyba pomieszało w głowie od tego stukania w klawisze... - moje błagania nadal nie przynosiły rezultatu.
- Bo ja muszę zobaczyć Dawida na żywo... - ciągnąłem dalej, choć moje szanse chyba już były mniejsze, niż zero.
- Ściągnij sobie z sieci fotki, na pewno w internecie są tysiące zdjęć rzeźb Michała Anioła - jego sumienie chyba też było rzeźbą z kamienia.
- To nie to samo - próbowałem oponować - to może chociaż pięć tysięcy? Tak, żeby starczyło choć na tydzień pobytu...
- Do roboty, dalej. Chyba dziś jest dzień dobroci dla zwierząt. Cztery tysiące. Ale dopiero, jak skończysz ten kretyński program do krzyżówek! - miałem ochotę rzucić mu się do kolan z radości.
- Oczywiście, dziękuję, już siadam - nie czekając, aż zmieni zdanie zaszyłem się w pokoju i zacząłem stukać w klawiaturę.

4.
- No i? - spytałem z nadzieją w głosie.
- No i co? - odparła Anna.
- Nie widzisz?
- Czego nie widzę? - moja żona nie była poruszona pięćsetletnią rzeźbą.
- No, że ma zgiętą lewą rękę - ciągnąłem.
- To co, że ma zgiętą, każdemu się ręce zginają, to taka dziwna właściwość człowieka - odpowiedziała z cynizmem.
- Ale na szkicach, które Michelangelo zrobił, przygotowując się do tego posągu lewa ręka jest tylko wpół zgięta.
- I o czym to niby ma świadczyć? Pewnie ze sto razy zmieniał koncepcję, patrząc na swojego modela. - Anna nie widziała w tym nic dziwnego. Jej pragmatyczne postrzeganie świata było wspaniałą pomocą w prowadzeniu naszego domu, lecz w sprawach sztuki jedynie przeszkadzało.
- Moim zdaniem Dawid był wyrzeźbiony z reką wpół zgięta... - zacząłem, lecz przerwała mi
- Chyba nie chcesz mi wmówić, że posąg sam zgiął rękę przez pięć stuleci od czasu powstania... Nie, ty naprawdę w to wierzysz.... Wiesz co, wracamy do domu. Albo się opanujesz i zdasz sobie sprawę, że rzeźby się nie ruszają, albo czeka cię długa i nieprzyjemna kuracja w takim szpitalu, z którego dość trudno się wypisać na własne życzenie.

5.
Andrzej siedział na podłodze. Jego wygląd zasadniczo odbiegał od mojego. Miał czyste ubranie, był ogolony i w ogóle w niczym nie przypominał lumpa, którego miał przed sobą, czyli mnie.
- Uprzedzałem cię, że to ci na dobre nie wyjdzie - wycedził w końcu. - Nie licz na to, że nadal będę ci pożyczał pieniądze. A o Annie możesz zapomnieć, zadzwoniła do mnie i powiedziała, że za twoje długi nie odpowiada i że nie wróci do ciebie - wydawał się wzburzony, ale wiedziałem, że to tylko pozory. Był przecież moim najlepszym przyjacielem. W zasadzie jedynym przyjacielem. Kiedy wyrzucili mnie z pracy, tylko dzięki niemu jakoś jeszcze wegetowałem. Zapraszał mnie na obiady, dawał trochę grosza, czasem szliśmy na piwo. Nie dawał się jedynie namówić na wyprawy w celu mierzenia pomników.
- Mam rację i wiesz o tym, te pomniki się ruszają, jakby były żywe - ciągnąłem swój temat - ale nie wiem, dlaczego tylko niektóre... może ich twórcy tchnęli w nie życie... Może one żyją, myślą, tylko setki razy wolniej od nas. Może jest szansa, żeby się z nimi porozumieć?
Nie wydawał się tym zainteresowany.
- Ruszaj się - powiedział - idziemy, postawię ci kolację, może potem skoczymy na jednego, tylko błagam cię, zapomnij o tych posągach. Weź się w garść, ogol się, poszukaj roboty. Jako informatyk znajdziesz pracę w każdej firmie...
Poszliśmy do jakiejś knajpy.

Wróciłem do domu, najedzony po kilku dniach przymusowej głodówki. Meble już dawno sprzedałem, więc położyłem się na kartonowej imitacji łóżka, nakryłem starym płaszczem i zasnąłem. Był to ostatni wieczór mojego życia. Nad ranem, wyziębiony, umarłem.
A przynajmniej tak mi się zdawało.

6.
Na pogrzebie było zaledwie kilka osób. Mowę wygłosił Andrzej. Mówił o pasji, jak zniszczyła moje życie, o celu i poszukiwaniu przyczyn. Obiecał nad grobem, że należy mi się pomnik, za to moje szaleństwo. Był raczej zamożnym biznesmenem, więc nie zajęło dużo czasu wprowadzenie zamiaru w czyn. Po kilku miesiącach na jednym ze skwerów naszego miasteczka stanął pomnik wysoki na pięć metrów, Przedstawiał mnie, jak zamyślony patrzę w niebo, z suwmiarką w jednej ręce i plikiem papierów w drugiej. Wtedy to się zaczęło.

7.
Obudziło mnie pulsowanie światła i szum. Powoli otworzyłem oczy. Wokól mnie świat oszalał. Zamiast słońca na niebie widziałem jedynie świetlistą smugę, która migotała, przesuwała się w górę i w dół, czasem przygasała na chwilę by potem znów rozjaśnić nieboskłon. W uszach mi huczało, szumiało, jakby ktoś włączył jednocześnie miliony magnetofonów na przyspieszonych obrotach. Nie mogłem wyłowić ani jednego znanego mi dźwięku, wszystko zlewało się w ni to szum, ni to syczący pisk. Spojrzałem w dół. Wszędzie wokól pulsowała masa nieokreślonego koloru. wydawało mi się, że dookoła mnie krążą w zawrotnej szybkości duchy o nieostrych kształtach, Niekiedy na chwilę krótszą, niz mgnienie oka zatrzymywały się, wtedy jakby nabierały realności, by niemal natychmiast ruszyć w dalszy wyścig. Budynki pojawiały się i znikały, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Stałem tak nieruchomo, zapatrzony w oszalały świat, trzymając w jednej ręce suwmiarkę, a w drugiej jakiś plik papierów i zastanawiałem się, jak dać światu znak, że miałem rację.


Inowrocław, 2003

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za przeczytanie - i za miłe komentarze :)
Asher - hmm.. może faktycznie ciut skondensować - ale nie wiem, żeby nie zatracić stopniowania...


Leszek, Piotr, BlueGirl - hmm czasem, jak tak siedzę, to zdarza mi się myśleć - i wymyślać takie różności :)

Pozdrawiam
Wuren

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej-ho, doktorku ;)
Ja się zasadniczo nie znam na prozie, ale dorzucę cóś.
Więc (żeby jakoś zacząć - a można chyba i tak ;) - początek fatalny. Pierwszy kawałek wkurzył mnie niechlujstwem stylu, aż miałem ochotę się pożegnać, na szczęście... Im dalej, tym lepiej (mówię o stylu). Zakończenie: niby niespodziewane, ale jeneralnie wynika z fixa, więc do przewidzenia. A jakąś myśl byś WPan podłożył pod to? Zawsze mi szkoda słów na zabawę tylko ;)

Ten początek daję Ci dokładniej:

- Wracajmy, zimno straszliwie... - Andrzej wyglądał, jakby właśnie wrócił z zesłania na Sybir.
kto dziś zna to z autopsji?, oryginalne i owszem, ale -
Twarz mu zsiniała, nie mógł utrzymać papierosa w rękach. Drżenie mięśni przeszło w ostatnie stadium i teraz przypominał chorego na chorobę św. Wita.
chorego na chorobę - :), sam wiesz
- Jeszcze tylko troszkę - powiedziałem, po czym wróciłem do moich pomiarów. Zgodnie z moimi przypuszczeniami szczelina między ręką i kolanem wynosiła ok kropeczka 1 mm. literki duże w nadmiarze NIe dało się to w żaden sposób wytłumaczyć - nawet obecnie byłoby to trudne do wykonania, a co dopiero 320 lat temu. Obejrzałem sobie tę rękę jeszcze raz. Szczelina mogła być spowodowana erozją, ale jak wytłumaczyć tak doskonałe wyprofilowanie opuszków palców, skoro nie ma tam miejsca na żadne narzędzia?
- No to wracamy, nic już tu nie wymyslę ś- zachęciłem mojego najlepszego przyjaciela. Wydał się niezmiernie uradowany.
- Przecież ci nie ucieknie do jutra - odrzekł, bez przwecinka ;) siląc się na resztki sarkazmu.
Poszliśmy więc do domu, zostawiając liczącą ponad trzysta lat kamienną rzeźbę człowieka klęczącego na jednym kolanie.
Sprawiał wrażenie, jakby chciał się podnieść i uciec z tego zimna.


Tyle. To tylko moje dyletanckie grymasy - słuchaj mistrzów prozy ;)
pzdr. b

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


No i się mi dostało...
Ale popoprawiałem szybciusieńko :)


Włożyłem - widać, ciężko dostrzec - suspensu tu żadnego (w zamyśle), do przewidzenia, iż skończy jako pomnik. Inne pytanie miało pozostać :)

Pozdrawiam
Wuren
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie dało się to w żaden sposób = chyba tego?

liczącą ponad trzysta lat kamienną rzeźbę = a skoro wspominasz wcześniej "320 lat temu" to na cóż to wypomnienie?

ale nie będę ciebie więcej = cię

choć moje szanse chyba już były mniejsze, niż zero = nie-e, coś mi tu zgrzyta

ich twórcy tchnęłi w nie życie = tchnęli

Weź się w garśc = ć

nieostrych ksztłtach, Niekiedy = kształtach.

..............................................................

świetny temat :)
z pewnością przy mijaniu pomników wspomnę sobie tego bohatera.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre:)
i wcale bym nie skracał, bo wtedy straciłaby cała atmosfera, budowanie atmosfery przyciągającej czytelnika do tekstu.
całość ogólnie mnie lekko rozbawiła, co można uznać za efekt uboczny.

podsumowując, bardzo podoba mi się

pozdrawiam
MZ

P.S. zauważyłem modyfikację zasady Pareto 80/20, wśród informatyków najwyraźniej jest ona jeszcze bardziej skrajna;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...