Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Spotkanie z Sindbadem


MichałOlczak

Rekomendowane odpowiedzi

Muzo, moja Muzo, Muzo ukochana,
Dodaj mi pomysłów do wiersza pisania.
No bo to już chyba, prawie ze dwa lata,
Gdym nic nie napisał, los mi figla płata.
Proszę zatem cicho, proszę zatem skromnie –
Muzo moja miła, uśmiechnij się do mnie.
Niechaj Twoja lutnia z elizejskich błoni
Zabrzmi znowu jeszcze, w mojej leżąc dłoni.

I niech tam popłynę, gdzie świerszcz cicho cyka,
Gdzie słychać szum wody z górskiego strumyka,
Gdzie pasą się kozy, gdzie rajskie ogrody,
Gdzie wszystko możliwe, gdzie zapach przygody.
Nudzi mnie już szarość każdego poranka,
Gdy dzień taki samy, niewierna kochanka.
Więc ponieś daleko, mnie zabierz ze sobą,
Gdzie tylko rozkażesz, tam zawsze ja z Tobą.

Gdym tylko te słowa na kartce napisał,
Grom jasno zagrzmiał i do ziemi zwisał.
Wiatr zadął mocno – wypadłem przez okno,
Wicher w swą paszczę mnie porwał i połknął.
Niestety nie powiem, ilem czasu leciał,
Bo zawiał wiatr mocniej zegarek mi zleciał.
Na domiar złego zgubiłem kapelusz,
A zamiast na łąkę wpadłem do burdelu...

Pomyśl, czytelniku, jakie straszne jęki
Tam usłyszałem, gdy wpadłem do wnęki.
Lecz klient i pani, co w małym pokoju,
Transakcję spełniali ciemnego pokroju
Tak byli zajęci, że mnie nie dojrzeli.
Wielkie to szczęście, bo pewnie by chcieli
Zawołać alfonsa, co z pejczem na dole
Twardo swych trzymał upadłych w niewolę.

Więc buty zdjąłem, z niemałym przestrachem
Na boso, cichutko i z kroków rozmachem
Ku oknu pomknąłem, by szybko i płynnie
Pasek związawszy, spuścić się po rynnie.
Na dole było ciemno, pusty prawie chodnik,
Spotkałem może dwóch, może trzech przechodni.
Idę sobie, myślę: „ładna mi przygoda
Miała być arkadia, a jest zła pogoda”









Pewnie bym powrócił do domu bez wrażeń,
Gdybym był nie spotkał Sindbada Żeglarza.
Przechadzał się aleją, w ręku trzymał kieszeń,
Szedł wcale nieprędko, w ogóle się nie spieszył.
Mocno mnie zadziwił, bo nie wiedzieć czemu
Pierwszy do mnie rzekł w głos po swojemu:
„Hejże, podróżniku, głowę wznieś do góry,
Powiedz, dokąd zdążasz, przez te szare mury?”

„Sindbadzie, ach Sindbadzie, wód bezkresnych książę,
Szukać chciałem przygód – dosyć mam już książek.
Chciałem na swej skórze poczuć szał przygody,
Poznać obce kraje, z czary pić swobody.
Ale moja lutnia chyba coś nie zgrana
Brzęczy, skrzypi, rzęzi niczym opętana.
Miałem w blasku słońca leżeć pośród błoni,
A miast tego muszę iść ulicą po nic.”

„Nadto się nie frasuj – Sindbad odpowiedział,
Nie wiesz przecież, dokąd ta ulica wiedzie.
Blisko stąd do portu, tam mój okręt stoi,
Ruszaj dalej, żwawo, jeśli się nie boisz.
On nas pokieruje na nieznane tory,
Bo za chwilę rusza znikąd do Balsory.
Tam spotkamy wuja mego Tarabuka,
On przygodę nową w klawiaturę wstuka.”

Weszliśmy na statek już uszczęśliwieni –
Płynie łajba chwacko, w falach blask się mieni.
Ale gdzieś w pół drogi, późnym już wieczorem,
Spotkaliśmy w wodzie z dziwnym się potworem.
Gębę miał parszywą, wielkie, krwiste oczy,
Płetwy dość szerokie, z pyska pianę toczył.
Cóż to jest za bestia? Ukłon ma nie dworski.
Sindbad odpowiedział: „druh mój Diabeł Morski!”

Kiedym to usłyszał, bardzo się przejąłem,
Pamiętałem jego psoty niewesołe.
Sindbad także, choć zuch, mocno się nasrożył,
Stał jak osłupiały, dłonie w pięści złożył.
Jeden tylko Diabeł wcale się nie burzył,
Brzydko się uśmiechał, łeb wystawiał duży.
„A niech to, nieszczęście, lat już trzy tysiące,
Odkąd nie spotkałem bestii tej cuchnącej.

Ale się nie boję – Żeglarz tak powiada –
Listów nie przyjmuję przebiegłego gada.”
„Nie bądź zły, Sindbadzie, ja przyjaciel przecież,
To za moją sprawą, tułasz się po świecie.” –
Rzekł mu Diabeł Morski – cicho, lecz donośnie,
Potem wypiął tyłek, pierdnął w nas nieznośnie.
Wraz z okropnym gazem, co pomieścił w zadzie,
List zostawił, szelma, z nami na pokładzie.

Po czym schylił głowę, skończył swe podchody
I za chwilę zniknął w nurtach morskiej wody.
„Jakie by nie było z Diabłem tym obejście,
Trzeba list wyrzucić – czeka nas nieszczęście.”
Zgodnie stwierdziliśmy i mocnym kopniakiem
Strąciliśmy list ten w morze, nie wiem jakie.

Wszystko było dobrze, miałem tę nadzieję,
Że tym razem statku wicher nie zachwieje
I spokojnym szlakiem tej doczeka pory,
Kiedy za dni parę dotrze do Balsory.
Lecz wtem majtków okrzyk z marzeń mnie ocucił:
„Sztorm się zbliża, ludzie, prędko żagle zrzucić!”

Jakoż nie pomogło: pierwszy cios uderzył –
Woda już się wdziera, maszt złamany leży
Jeszcze raz się przydał mój pasek od spodni,
Który przywiązałem mocno do masztowni
I wespół z Sindbadem silnie się trzymałem,
Okręt z wolna tonął pod sztormu nawałem.

Nie wiem, czybym uszedł z życiem z tego piekła,
Gdyby nas na wyspy burza nie zawlekła.
Okręt po otchłani dzikich wód dryfując,
Dotarł na mielizny, życie nam ratując.
Żniwo było straszne – pięciu z nas przeżyło,
Siedmiu marynarzy na dnie morskim było,
Czterech pożarł rekin, a co było z entym –
Byłbym Wam powiedział, gdybym zapamiętał.

Wyspa była piękna, pełna drzew zielonych,
W głębi stała góra o krawędziach stromych.
Po wysiłku jaki w sztormie ponieśliśmy,
Naturalna sprawa – bardzo pić chcieliśmy.
A że słona woda z morza nam obrzydła,
Trzeba było w lesie iść poszukać źródła.
Pierwszy wszedł kapitan, głową wściekle kiwał,
Zaraz jednak krzyknął: „Niech mnie, ile piwa!”

Tak w istocie było, bo na drzewach rosłych,
Zamiast liści pełne puszki z piwem rosły.
Kapitan wniebowzięty szybko zerwał owoc,
Ręka mu się trzęsie, pragnie go spróbować.
Zatrzymał go Sindbad i tak peroruje:
„Nie pij, kapitanie, ono cię otruje.
Wiele razy byłem na takich podróżach –
Zawsze podstęp kryje łatwa zdobycz duża.”


„Zejdź mi z drogi, chłopcze, pókim jest cierpliwy.”
Odgryzł się kapitan, po czym łyknął piwa
„Jakie smaczne, bracia, ze mną go skosztujcie –
Daje marynarzom – ze mną posmakujcie”
Wszyscy spróbowali, piją, piją, piją,
Tak im smakowało, już godzina mija.
Oni dalej piją! Aż kapitan stęknął –
Z przepełnienia brzuch mu nadął się i pęknął.

A z nim marynarze, choć już pić nie chcieli –
Czary to sprawiły – pić piwo musieli.
Jak szerokie beczki pod drzewami stali,
Chwilę później sami także popękali.

Muzo, moja Muzo, za ten dar dziękuję.
Zawsze mi nad wierszem trudno się pracuje,
Dziś wystarczy chwila – nowy wiersz powstaje,
Za nim jest kolejny, prędko baśń się baje.
Ale czytelnika nie chciałbym zanudzić,
Proszę więc Cię Muzo, pozwól mi obudzić
Śpiącą gdzieś królewnę – piękną, złotowłosą
Helenę lub Izoldę, niech ją diabli niosą...

Wracam więc na wyspę... głodni i spragnieni
Musieliśmy szukać czegoś do zjedzenia.
Tylko czego przecież? Bo tu wszędzie rosło,
To co zgubę wcześniej marynarzom niosło.
Zgodnym tedy sumptem ruszyliśmy dalej
Szukać szczęścia w ciemnym drzew skupisku alej.

Długo tak wciąż szliśmy aż do lasu granic.
Tam ujrzałem ścieżkę – wiodła do otchłani
Góry, która była bardzo tak wysoka
Że swój czubek biały gubiła w obłokach.
Więc nie było wyjścia – chyba tonąć w morzu –
Trzeba wspiąć się po tym stromym gołoborzu.

Z początku było trudno – strop skalny narastał
Ścieżka kręta, długa wiła się jak pasta
Z tubki wyciśnięta w zbyt dużej ilości
Lub jak obwarzanek, gdy pierwszej jakości.
Sindbad jednak siły nowe we mnie wzbudził,
Choć był głodny bardzo za nas dwóch się trudził.

Wreszcie ukazała dal się za zakrętem
A na końcu zamek, dziwy niepojęte!
Ile wokół złota, srebra i diamentów,
W słońcu aż się mieni blask tych ornamentów.
Resztką tedy siły szybciej znów ruszamy
I za minut parę byliśmy u bramy.




Piękny wewnątrz miasta rynek się przedstawił –
Długi i szeroki, miał kilometr prawie.
Dobrze trafiliśmy, nikt nas nie lustrował,
Tylko jeść do stołów żwawo inwitował.
Cały plac był bowiem wzdłuż i wszerz zajęty
Stołów wielką liczbą od ciężarów zgiętych

Przeróżnej żywności – na pierwszy rzut oka
Pieczenie i kiełbasy błyszczały z wysoka,
Potem zobaczyłem soczyste rolady,
Ciasta, rogaliki, słodkie czekolady.
Dalej winogrona, jabłka, ananasy,
I obrusów zwisłe, jedwabne kutasy.

Wtem trąby zagrzmiały i mężczyzna siwy,
Co najwyżej siedział taki głos dał tkliwy:
„Dzisiaj święta chwila, ruszają zawody,
Mej córki Przeobżartej ogłaszam gody.
Kto dziś do wieczora najwięcej zjeść zdoła,
Tego ma księżniczka przed ołtarz powoła” –

Mówił król, gdy skończył, usiadł uśmiechnięty.
Zadecydowano – uczta rozpoczęta!
Wszyscy zajadają, tłuszcz im brodą ścieka.
Płynie wino, wódka, z żarciem nikt nie zwleka.
Wokół gra muzyka, szum gwar i hałasów,
Tak tu często było – kraj był to grubasów.

A że często jedli, szybko się zatrują –
Tamci wciąż bekają, ci już wymiotują.
Ja tymczasem wolno, acz również obficie
Głód swój zaspokajam, jedząc smakowicie.
I gdy wszyscy moi obok konkurenci
Leżeli na ziemi kolką jelit zdjęci,
Ja siedziałem dalej i razem z Sindbadem
Jedliśmy na deser mleczną czekoladę.

„Brawo, brawo, brawo – krzyczy Przeobżarta –
Tych dzielnych rycerzy moja miłość warta,
Z nimi mogę co dzień przysmaki zajadać,
Kolacjować, ciamkać, deserować, śniadać.”
„Miarkuj się dziewczyno – król do córki gada –
Dwóch kochanków przecież to lekka przesada,
Powiedz szczerze, droga, którego wybierasz,
On twym mężem będzie, z nim się naobżerasz.”



Sindbad przerwał kłótnie i tak do nich prawi:
„Problem, który wasze teraz serca trawi,
Łatwo się w istocie bardzo da rozwiązać –
Ja mam przecież żonę, za nią chcę podążać,
Lecz ten mój przyjaciel młody jest i wolny
Przy tym uśmiechnięty, no i kochać zdolny...”

Król usłyszał radę i tak podsumował:
„Niech tak pozostanie, słuszna jest ta mowa.”
Wtedy głośno radość wielką obwieszczono,
Że królewna wreszcie jest już zaręczona.
Zabrzmiała muzyka tańce i zabawa,
Na stoły wędrują znów nowe potrawy.
Takim to sposobem i bez mego zdania
Wszedłem w tej królewskiej córki posiadanie.

Choć królewna gruba trochę ponad miarę,
Miała jednak całkiem ładne oczy szare.
W celu zapoznania wzięła mnie do wieży,
Gdzie w komnacie pięknej duże łoże leży.
Rozmawiamy, w końcu na posłanie padłem
I w sen twardy, mocny, niebacznie zapadłem.
Jakież było moje ogromne zmieszanie,
Gdy się obudziłem na własnym tapczanie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...