Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Tyrs

Tyrs

 

 

Zima tego roku sroga jak na podgrzewany klimat, muszę kupić buty, sweter

i coś jeszcze, co, wie tylko żona - targa mnie po kontuarze. Grubosz

przemarzł, stojąc na tarasie.

Nic mi się nie chce – poza piciem herbaty, wanilia wypełnia dom aromatem,

miło.

 

W lutym wybieram się na południe – tam wiecznie trwa koncert cykad
i niebo przejrzyste – łatwiej ułowić Boga wzrokiem, tutaj

pluskwiaki gryzą mnie w dupę w podrzędnym hotelu.

Srogo – jak mówi profesor.

 

Dostałem sms – kurier twardo wyznacza godzinę, czekam,

patrzę na dziurę w ścianie, gdzie wieszałem obrazek, szkic nieudany, ale własny –
jest coś miłego, jak wanilia, w tworzeniu.

 

Myśli o samobójstwie leczę – odłożyłem odciętą głowę na półkę, niech stoi.
Wygląda dobrze obok Lowella - w wierszach lubię niepokój; przeczuwał atak serca,

jak każdy samobójca – nie zdążył, to pewne.

 

Lit w normie – sprawdzałem, dudni mi w żyłach, drga, nie umiem nawet pisać.

Lekarz gryzmoli coś, zanim wyda receptę. Niech pan da znać – na pożegnanie.

Dam.

Warto mieć klasę.

 

Gorzej z Berrymanem. Oglądałem most, miasto skute – jak u nas – zimą.  

Minneapolis – etymologia złudna,

piszą, że nazwa pochodzi od wody. Człowiek na starość wymaga opieki,

nadmiernej dbałości, kąpania prawej,

potem lewej nogi, to męczy.

 

Jestem zmęczony, fakt – zakładam głowę na szyję i patrzę w lustro.
Bruzda.
Podbródek.
Oczy.

Całość nad wyraz logiczna – a jednak coś nie gra, utyka, próchnieje jak czas

zgubiony, drobny, skrzywiony receptor. Serotoninowy

skrzat w pięknym ogrodzie życia.

 

Czytam, pijąc herbatę, pachnie wanilia, miło.

Za oknem zima, dam znać,

 

co dalej.

 

Co

dalej?

 

 

Tyrs

Tyrs

 

 

Zima tego roku sroga jak na podgrzewany klimat, muszę kupić buty, sweter

i coś jeszcze, co, wie tylko żona - targa mnie po kontuarze. Grubosz

przemarzł, stojąc na tarasie.

Nic mi się nie chce – poza piciem herbaty, wanilia wypełnia dom aromatem,

miło.

 

W lutym wybieram się na południe – tam wiecznie trwa koncert cykad
i niebo przejrzyste – łatwiej ułowić Boga wzrokiem, tutaj

pluskwiaki gryzą mnie w dupę w podrzędnym hotelu.

Srogo – jak mówi profesor.

 

Dostałem sms – kurier twardo wyznacza godzinę, czekam,

patrzę na dziurę w ścianie, gdzie wieszałem obrazek, szkic nieudany, ale własny –
jest coś miłego, jak wanilia, w tworzeniu.

 

Myśli o samobójstwie leczę – odłożyłem odciętą głowę na półkę, niech stoi.
Wygląda dobrze obok Lowella - w wierszach lubię niepokój; przeczuwał atak serca,

jak każdy samobójca – nie zdążył, to pewne.

 

Lit w normie – sprawdzałem, dudni mi w żyłach, drga, nie umiem nawet pisać.

Lekarz gryzmoli coś, zanim wyda receptę. Niech pan da znać – na pożegnanie.

Dam.

Warto mieć klasę.

 

Gorzej z Berrymanem. Oglądałem most, miasto skute – jak u nas – zimą.  

Minneapolis – etymologia złudna,

piszą, że nazwa pochodzi od wody. Człowiek na starość wymaga opieki,

nadmiernej dbałości, kąpania prawej,

potem lewej nogi, to męczy.

 

Jestem zmęczony, fakt – zakładam głowę na szyję i patrzę w lustro.
Bruzda.
Podbródek.
Oczy.

Całość nad wyraz logiczna – a jednak coś nie gra, utyka, próchnieje jak czas

zgubiony, drobny receptor - niewydolny, skrzywiony. Serotoninowy

skrzat w pięknym ogrodzie życia.

 

Czytam, pijąc herbatę, pachnie wanilia, miło.

Za oknem zima, dam znać,

 

co dalej.

 

Co

dalej?

 

 

Tyrs

Tyrs

 

 

Zima tego roku sroga jak na podgrzewany klimat, muszę kupić buty, sweter

i coś jeszcze, co wie tylko żona - targa mnie po kontuarze. Grubosz

przemarzł, stojąc na tarasie.

Nic mi się nie chce – poza piciem herbaty, wanilia wypełnia dom aromatem,

miło.

 

W lutym wybieram się na południe – tam wiecznie trwa koncert cykad
i niebo przejrzyste – łatwiej ułowić Boga wzrokiem, tutaj

pluskwiaki gryzą mnie w dupę w podrzędnym hotelu.

Srogo – jak mówi profesor.

 

Dostałem sms – kurier twardo wyznacza godzinę, czekam,

patrzę na dziurę w ścianie, gdzie wieszałem obrazek, szkic nieudany, ale własny –
jest coś miłego, jak wanilia, w tworzeniu.

 

Myśli o samobójstwie leczę – odłożyłem odciętą głowę na półkę, niech stoi.
Wygląda dobrze obok Lowella - w wierszach lubię niepokój; przeczuwał atak serca,

jak każdy samobójca – nie zdążył, to pewne.

 

Lit w normie – sprawdzałem, dudni mi w żyłach, drga, nie umiem nawet pisać.

Lekarz gryzmoli coś, zanim wyda receptę. Niech pan da znać – na pożegnanie.

Dam.

Warto mieć klasę.

 

Gorzej z Berrymanem. Oglądałem most, miasto skute – jak u nas – zimą.  

Minneapolis – etymologia złudna,

piszą, że nazwa pochodzi od wody. Człowiek na starość wymaga opieki,

nadmiernej dbałości, kąpania prawej,

potem lewej nogi, to męczy.

 

Jestem zmęczony, fakt – zakładam głowę na szyję i patrzę w lustro.
Bruzda.
Podbródek.
Oczy.

Całość nad wyraz logiczna – a jednak coś nie gra, utyka, próchnieje jak czas

zgubiony, drobny receptor - niewydolny, skrzywiony. Serotoninowy

skrzat w pięknym ogrodzie życia.

 

Czytam, pijąc herbatę, pachnie wanilia, miło.

Za oknem zima, dam znać,

 

co dalej.

 

Co?

dalej.

 

 



×
×
  • Dodaj nową pozycję...