Słońce roztapia błękit i ziemię rozlśniewa,
złotem spłynęły rzeki, promienieją skały,
palą się hijacynty, lilie spłomieniały,
pachną kwiaty i wonią wybuchają drzewa.

Pod sennymi palmami legł Adam i Ewa:
błyszczą w słońcu nagimi, leniwymi ciały,
światło pełza po Ewy skórze gładkiej, białej,
z liści się na nią złote, rozognione zlewa.

Adam patrzy i widzi to światło na włosach,
na ustach jej, na oczach, na piersiach i łonie,
widzi, jak między uda pieściwie się wkrada,

widzi, jak Ewa leży bezwładna i blada,
jak w tych oplotach światła omdlewa i płonie
i utonął w jej objęć otwartych niebiosach.

Czytaj dalej: Lubię, kiedy kobieta... - Kazimierz Przerwa-Tetmajer