W oliwnym gaju

W oliwnym gaju, gdzie pachną jaśminy,
perłowe lilie i szkarłatne róże,
nad cichym morzem barwy złotosinej
od słońca, co się paliło w lazurze,
dzieło od bogów natchnionego dłuta,
Afrodis stała z marmuru wykuta.

Naga, z uśmiechem boskim, na pół senna,
czysta, jak kiedy z wód wytrysła piany,
stała wieczyście pogodna, kamienna,
a marmur w słońcu lśnił bladoróżany...
Jej piękna w ludzkim nie wyrazić słowie,
jej pięknu sami dziwią się bogowie...

Oliwnym gajem w miedzianej zbroicy,
ku morskim brzegom grecki młodzian kroczył,
włócznię z jaworu kołysał w prawicy,
z hełmu się kity długi strumień toczył;
widna mu z oczu i z ciała postawy
odwaga, siła i dumna chęć sławy.

Na bój szedł straszny... Jako sępów stado
napada gniazdo śmiałego sokoła:
tak Pers, ogromną ruszywszy gromadą,
Peloponezu chce zagarnąć sioła -
ale napotka mężne Grecji syny,
okute tarcze, ostre rohatyny.

On naprzód z roty wystąpił orężnej,
aby zobaczyć, czy na morzu w dali
perskich okrętów nawały potężnej
nie widać pysznie płynącej po fali,
jak łabędź, co się skrzydlaty kołysze -
opodal idą jego towarzysze.

Oto po morzu, jak chmury po stropie,
śmierć przynoszące nawy Persów płyną;
tłum wielki, zbrojny i w łuki, i w kopie,
nieprzeliczony, jak gwiazdy w noc siną,
gdy miesiąc srebrny nie świeci na nowiu,
a od gwiazd rojno na niebios pustkowiu.

Lecz jako zorza krwawo powstająca
spędza ze stropu nocy złote błyski:
tak Grecja, sławą podobna do słońca,
rozproszy wroga ostrymi pociski.
Ares na walkę powiedzie ich zgubną,
da laur tryumfu lub śmierć wiecznie chlubną...

Pójdźcie, najeźdźcy! On pierwszy umoczy
w krwi waszej dziryt!... Chciałby biec przez fale!...
Wtem rozognione uderzył mu oczy
marmur, na słońcu błyszczący wspaniale...
I wszystka krew w nim płomieniem zażegła,
z żył mu się w serce stoczyła i zbiegła.

W hymnie wspaniałym czarowna przyroda
wielbiła piękność bóstwa niezrównaną,
śpiewa ją morza szafirowa woda,
śpiewa ją niebo i barwą różaną
śpiewają kwiaty... Bóstwo śnieżnołone
stoi zaklęte w marmur, uwielbione...

I Grek odrzucił swój dziryt stalony,
zerwał hełm z czoła długą zdobny kitą:
żądzą płomienną miłości palony
krzyknął, przed boską stojąc Afrodytą:
"- Za jeden uścisk twój, bogini złota,
zapłacę chwałą mojego żywota!..."

I dziw!... Ożywia się posąg kamienny,
usta rumienią, oko blaskiem pała,
łono faluje i z zadumy sennej
bogini budzi się różowobiała...

A jego bracia milczący leżeli
na piersiach wrogów i na piersi krwawej...
Bogini piękna nie wyrazić w słowie;
jej pięknu sami dziwią się bogowie.

Czytaj dalej: Lubię, kiedy kobieta... - Kazimierz Przerwa-Tetmajer