Do Jana...

Gwiazd jasne niebo, piasku morskie brzegi,
Kropel spory deszcz, spłachcia gęste śniegi,
Nie tyle mają i jeziora trzciny,
Jak ja mam bólów dla mej Katarzyny.
Tobie, mój Janie, tobie przed wszytkimi
Wiersz się mój kłania i między pańskimi
Ścianami, gdzie cię służba twa zawiera,
Ciebie się Muza nawiedzić napiera.
Drwa-ć to do łasa i do Aten sowy
Słać ci wiersz, który u ciebie gotowy;
Ale-ć i bogom, chociaż też niegłodni,
Choć ich wiatr smrodem nie zaleci spodni,
Przecie im kurzą, przecie z uniżenia
Chleby im kładą i całopalenia.
Kiedy cię niebo tak udarowało.
Że-ć aż do zbytku nie dostaje mało,
Jeśli odrzucisz to, czego masz dosyć,
Cóż ci przyjaciel ma w dary przynosić?
Choć ja nie za dar te-ć posyłam wiersze,
Ale abyś je. niż się puszczą w szersze
Granice i na wyższe wstąpią szczeble,
Sam przegręplował i puścił po grzebie;
Bo jeśli twoje odniosę w tym zdanie
(A bez pochlebstwa), że też i mnie stanie
Wątku do piórka i tchu do tej sprawy -
Nie dbam o cudze przegryzki, poprawy,
Dosyć mi na twym rozsądku i śmiele
Pić- z hipokreńskiej już będę kąpiele.
Tyś u mnie pierwszy i tobie przyznawam,
Że w polskim wierszu za tobą zostawam
I tak leniwo w trop za tobą jadę,
Jak też po sobie pozad drugich kładę.
Miejże się dobrze; odpisz na znak, że ty
Nie skąpisz dla mnie choć droższej monety;
A przy tym - chociaż nie cale znajoma,
Ale życzliwa i bardzo łakoma
Przyjść do lepszego z siostrzyczką poznania -
Moja się Jaga twojej Zozie kłania.

Czytaj dalej: Do trupa - Jan Andrzej Morsztyn