O powrocie do kraju.

(Odpowiedź na list)
 
Wolny próżności, nie mierząc wysoko,
Kiedy mi wszakże wybierać jest danem,
Wolę być wiosnę niosącym bocianem
Niźli zimowym krukiem albo sroką.
Ja nie chcę z psami, jak ów ród plugawy,
Drzeć się na śmieciach o kęs marnej strawy
Ani jak sroka, nad życia zagładą,
Siedząc na płocie, skrzeczeć: goście jadą!
Ja chcę jak bocian, na gniazdo ojczyste
Dziób wyciągnąwszy i skrzydła sążniste,
Lecieć śród białej bocianów gromady,
Kiedy czas przyjdzie sprośne łowić gady;
Bo nie dla pychy ni żadnej ozdoby
Dano nam skrzydła sążniste i dzioby.
Kiedy czas przyjdzie, kiedy boże słońce
Z kurzawy śniegu gładkie czoło zwlecze,
Kiedy ze sosen lód soplasty ściecze
I staw zamarzły pęknie w strzał tysiące,
Gdy tchnienie życia skruszy śmierci zbroje,
Wtedy ja klasnę z góry: gniazdo moje!...
A starej brony nikt mi nie zabierze,
Ani obawy żadnej o to nie ma:
Siwy dąb polski oburącz ją trzyma
I jest ktoś jeszcze więcej, co jej strzeże,
Ktoś, co się modli od zmroku do świtu
W pasie z gwiazd jasnych i w sukni z błękitu.
Wrócę ja, wrócę, ale bez pośpiechu,
Wiosnę przyniosę, a nie torbę śmiechu,
I nad ojczyzną, nad tym białym grobem,
Zdrowie potężnym zaklekoczę dziobem -
Aż echo mego bocianiego klasku
Pójdzie po brzozach stojących na piasku,
Których po wzgórzach stoją białe rzesze,
A wiatr im co dnia złoty warkocz czesze.

Czytaj dalej: Dwa dęby - Teofil Lenartowicz