Żebrak przy drodze

Dawne człeka panowanie
Nie wyniszczone do końca!
Zostało mu używanie
Wolne powictiza i słońca

Resztę lękami twardemi
Dała możnym przemoc krwawa!
Na cóż mię było na ziemi,
Gdy nic do niej nie mam prawa?

Ptastwo wolno przelatuje
I wyżywia się z tej niwy,
Tu robak część swą znajduje,
Wziął, wiele chciał, zwierz pierzchliwy!

Ja, łownym człekiem stworzony,
Próżno pokarmu wyzieram,
Na bujne patrzę zagony
I z głodu przy nich umieram

Oto tłum ludzi i koni
Pizydioznc zboże wytłacza,
Szum się po powieli zu goni
Wozy to idą bogacza

On, nad innych roztargnionv,
Z golącem, z pyłem się biedzi,
C hrnuiąpiochu otoczony,
Że go i niebo nie widzi

Pochlebca go fałszem truje!
Co zjadło me wyżywienie,
Na ręce przed nim piastuje
Ulubione pańskie szczenię

Bogacz mym głosem zwrócony
Na tę stronę głową skinął,
Gdzie ja leżę zapomniony!
Widział kalekę i minął

Boże! Przy mym prawia stoję,
Zwę Cię Ojcem ze wszystkiemi
Nie widzisz!? Ja, dziecko Twoje,
Poniewieram się po ziemi!

Już mi się oczy stępiły,
Piozno lejąc łzy codzienne,
Nieba się z ziemią zmówiły
I stały mi się kamienne!...

Nic mię w tym życiu nie cieszy.
Wszystko mija mą kolcie
Śmierć się tylko ku mnie spieszy,
Za rękę wiodąc nadzieję.

Czytaj dalej: Pieśń wieczorna - Franciszek Karpiński