Kiedy mną tęskność rządziła,
Szedłem nad brzegi Dunaju.
Odludność mię tam pędziła
I chęć wzdychania do kraju.

Cichości! siostro tęsknoty,
Ja nie wiem, czem ty mię bawisz?
To wiem, że serce mi krwawisz:
Ja przecie lubię twe groty.

Łzy moje z jego wodami
Mieszając, w dalekie kraje
Wysyłałem je posłami,
Aż tam, gdzie mu bieg ustaje.

Łzy moje! płyńcie, mówiłem,
Kiedy w Euksynie staniecie,
Tam łzy mych braci znajdziecie,
I krew ich, zmieszaną z iłem.

O wy! sprawiedliwe świadki
Tej rany, co mię tak boli:
Powiedzcie, jak jest dzień rzadki,
Żebym nie płakał ich doli.

Wy, w ciszy morza głębizny,
Poznacie tam: jak jest mało,
Którymby się płakać chciało
Upadającej ojczyzny....

Na was napadłszy płochliwa
Ryba, gdy się już złączycie,
Lub się wkoło zatrzymywa,
Lub skosztowawszy da życie.

I niewiadomi żeglarze,
Płynąc nad waszym siedliskiem,
Nagłym jakimś łez wytryskiem
Zbogacą wasze ołtarze.

Ty, która na twojej szali
Ważysz bezprawność krajową,
Nie widzisz, żeśmy ustali
Pod twoją ręką surową?

Naród mój postać swą traci,
Miasta poszły na pustynie;
Nie widzę w ich rozwalinie,
Ledwie część jakąś mych braci.

Dusze szlachetne! wy, które
Dając ojczyźnie krew swoją,
Jużeście przeszły tę chmurę,
Wśród której burzy ci stoją.

Jeśli tam macie łzy wolne,
Płaczcież, prosząc o ulżenie!
Tu, widzę, nasze westchnienie
Ani łzy nasze niezdolne...

Czytaj dalej: Ziemia rodzinna - Władysław Bełza