Pieśń o głodzie - Prolog.

w wielotysięcznych, stuulicych miastach
wychodzą codziennie tysiące gazet,
długie, czarne kolumny słów,
wykrzykiwane głośno po wszystkich bulwarach.
piszą je mali, starsi ludzie w okularach.
nieprawda,
pisze je Miasto
stenografią tysiąca wypadków.
rytmem, tętnem, krwią.
długie czterdziestoszpaltowe poematy.
wystukują je stutysięczne aparaty,
które słyszą puls świata za miliony mil,
agencje reutera, havasa, paty,
długie, kilometrowe papierowe zwitki.
komunikaty.
miasto słyszy wszystko.
wie za kogo wychodzi księżniczka hiszpańska
i co spiskują w gdańsku niemcy wciąż niesforni,
o budowie w himalajach nowego wiaduktu,
radiodepesze z kaliforni
i stan pogody w timbuktu.
o wszystkim pisze miasto w swoich 40-szpaltowych poematach:
strajki w elektrowniach. przejechania. samobójstwa.
oto jest prawdziwa gigantyczna poezja.
jedyna.dwudziestoczterogodzinna wiecznie nowa.
która działa na mnie, jak silny elektryczny prąd
jak śmieszne są wobec niej wszystkie poezje.
poeci, jeseście niepotrzebni!
ja nie czytam strinberga, ani norwida
nie przyznaję się do żadnego spadku.
czytam świeże, pachnące farbą dzienniki,
bijącym sercem przeglądam rubryki wypadków,
które mnie kłują, jak ostre pilniki.


o, nadzwyczajne wypadki.
samobójstwa, podrzucenia, katastrofy.
krótkie spięcia, tajemnicze pożary.
czarne strajki, rozstrzelania, napady.
jaka ogromna kryje się w was tajemnica.
nieprzetłumaczalna.
tajemnica pulsujących miast.
krzyczy w was ukrzyżowana ulica.
żywe, odpreparowane od naskórka mięso.
ja,
który śpię,
kiedy otello morduje desdemonę,
czuję, jak mi się nogi przerażone trzęsą,
gdy na rogu, otoczony gawiedzią,
zdycha ślepy, zajeżdżony koń.
oto jest prawdziwy niemalowany teatr.
wielobarwne, heraklitowskie wszystko,
walące konkretnością, jak obuchem, z nóg.
wie o tym dobrze i motłoch,
kiedy gapi się na bezpłatne widowisko.
nie wiedzą tego panie i panowie
z taktem
przechodzący na drugą stronę, gdy na płytach
wśród grobowej, naprężonej ciszy
idzie ciężki, przedśmiertelny balet. -
panowie nie mogą pogodzić się z faktem,
w że teatr ten ma wiele niewątpliwych zalet

piszą o tym wszystkie gazety,
piszą więcej.
w rubryce nadzwyczajnych wypadków
są małe, niewyraźne wzmianki,
o śmierciach
jakichś niewiadomych ludzi,
które się kończą słowami:
"...zawezwany lekarz pogotowia skonstatował śmierć głodową..."

o niewiadomi, bezimienni ludzie,
zagłodzeni w Saharach milionowych miast,
którym nie miał kto podać nawet bułki z masłem.
o wasze sine, popuchnięte trupy,
jak o własne,
upomni się żarłoczne, wszystkożerne Miasto.
czarne, natłoczone prosektoria
wyeksploatują wasze zwłoki,
rozdłubią resztki waszych ciał od kości.
wy jesteście przedziwnym nawożącym sokiem
wielkiej, nieobliczalnej, wspaniałej Ludzkości!

Czytaj dalej: But w butonierce - Bruno Jasieński