Lilie albo kwiatki prohibicyjne

Sensacja niesłychana:
pani zdradziła pana.
I zostały na biurku
te słowa: - Drogi Jurku,
przebacz. Jadę przez Kielce.
Fatum. Zupa w butelce.

O, hydo, o, nieszczęście!
o, niecny paradoksie!
Pań włożył w kieszeń pięście
i po ulicach wlókł się.

I błądził straszną marą,
jak jaki Andrzej Strug...
Do maleńkiego baru
stuk, puk, stuk, puk.

Wychodzi portier-szpicel,
z punktu po mordzie wali:
- Koniec z alkoholizmem,
nie ma spirytualii.

Tutaj mąż się rozełkał,
dziwne rzeczy postrzega:
- Ha, pójdę do Pawelka,
na Ceglaną, "Pod Zegar".

I chociaż traci wiarę
(czarne niebo i bruk),
do knajpki "Pod Zegarem"
stuk, puk, stuk, puk.

Stuka nogą i głową
jak Porfirion Osiełek*,
wreszcie z lampą naftową
wyszedł siwy Pawełek.

- Próżne twoje stukanie,
nadaremna ochota,
nie ma wódki, kochanie,
smutnym została słota.

Rzucił się pań ze skały,
przeklął żonę i zupę...
i puchacze puchały
nad ha mężem, ha trupem.

Czytaj dalej: Pieśń o żołnierzach z Westerplatte - Konstanty Ildefons Gałczyński