Ona miała dużą nogę,
nogę widmo, supernogę,
i na tle tym złe kobiety
traktowały ją PER NOGĘ.

Taka noga! Supernoga!
Niebywała jakaś bryła!
Nawet krewnych brała trwoga,
żeby się nie powiększyła.

Mąż się radził różnych powag,
oczywiście wpadał w długi,
lecz u szewca wciąż od nowa:
- But numer czterdziesty drugi,

taka noga, taka noga,
to zjawisko niepowszednie.
Wody! Noga! Mamo droga!
I ze strachu zmarł ekspedient.

Cóż, wiadomo: kulfon starcom
też nie puknie w serce: puk,
więc zmartwieni byli bardzo
mąż i właścicielka nóg.

Taka noga! Choć oszalej!
Noga - widmo! I tak dalej.

Ale czasem nadzwyczajne
rzeczy dzieją się na świecie,
bowiem życie jest jak czajnik
z niespodzianką w pedetecie.

Otóż, w pewien ranek modry,
jakby dzieło różdżki wróżki,
mąż patrzy, a tu spod kołdry
nie te giry, ale nóżki!

Mąż zawoła: - Na Jowisza!
drży mi dusza oraz ciało,
może od tych ziół z Kalisza
tak się wszystko pozmieniało?

To nie noga, supernoga,
ale nóżka, mikronóżka!
Taka noga to śpiew Fogga
-ach! całować te cacuszka.

I aż zachwiał się przy ścianie,
łzą radości łka jak rynna:
- Inne nogi masz, kochanie!

Kobieta też była inna.

Czytaj dalej: Pieśń o żołnierzach z Westerplatte - Konstanty Ildefons Gałczyński