Eros i Psyche

na morzach nocy odpływ szumi pianą
jak w szkło w pustkę srelirnawą przenika poranek
chce wydobyć z topieli dom moi miasto wzgórza
słaby l bardzo szary próżno skrzydła trudzi
mimo ze świt z mórz nocy świat się nie wynurza

z zorzy bez horyzontu głosy dwojga ludzi



słowa toczcie się do me)
powiedzcie znowu

serce myśl
miłuję

wracajcie jego słowa wonne
hzepnijcie mu ode mnie to samo
miłuję

jedno to jest od wieków
głód zagłada l ty
jedno to jest od wieków
głód zagłada l ty

wiatr wieje z siwej nicości
świt nieznany ma zimny oddech
aleś ty jak woda rzeźwiąca
a my razem |ak miecz i dłoń

płaczę
miłość smutek wspólne to drzewo
jak chmura i grzmot
pod ręką czuję twe serce
smuci się równie

oczy ci łzami zaszły
wargi drżą tak skrzydła złamane trzepocą
to ból nie smutek

nie myśl
bo może dlatego płaczę
żeś nic widział nigdy moich łez

nie słuchaj serca
bo może goniłem ku tobie z prędkości miłowania
zmęczyło się

zapomnij o przeszłych i przyszłych
opuść błyskawice szalone
cóż że gwiazdę na której się unosimy
niebo uroni wkrótce

zapomnienie to ty
ty jesteś przy mnie
więc nie czeka mnie nic i nie żegna przede mną ni za mną
ty wieczność
głębiej szerzej
niż sądzisz

jcsteś sprzed sił
które czas wydarły z łona bogów
mocna

miłuję
miłuję

na morzach nocy odpływ szumi pianą
jak w szkło w pustkę srebrnawą przenika poranek
szarość stoi na lądach beznadziejną ścianą
ziemia drży chce otrząsnąć się z tej tępej krzywdy
po coś słuchał człowieku
rozmowa dwojga zgasła w konstelacjach sekund
mogłoby nic być jej nigdy

Czytaj dalej: Zima - Józef Czechowicz