W Karlsbadzie

Marzyło mi się we śnie,
Że byłem ptaszkiem małym:
Wstawałem bardzo wcześnie,
Zarówno z dzionkiem białym;

W czyściutkim, jasnym zdroju
Pluskałem dzióbek potem
I w adamowym stroju
Grzałem się w słonku złotem.

Robaczków drobnych kilka,
To było me śniadanko,
A potem - szczęścia chwilka
Z samiczką, mą kochanką.

I żyłem rad ogromnie
Wśród lubych tych igraszek,
I każdy mówił o mnie :
Cóż to za miły ptaszek!

Tak mi się w nocy śniło,
Nim sen mi umknął z powiek,
I bardzo mi niemiło
Zbudzić się jako człowiek...
* * *
Jeszcze na dworze szaro,
A już jak dobra wróżka
Dziewczę niemiecką gwarą
Za łeb mnie ciągnie z łóżka.

Herr Doktor! schon ist sechse -
Mówi ściągając koce;
Hol` Teuf`l dich, alte Hexe -
Z wdzięczności jej mamrocę.

O, biedne moje kości,
Zgiąć was się próżno silę;
O, biedna ty, ludzkości,
I za cóż cierpisz tyle!

Gdzieżeś jest, gdzieś, niebogo,
Młodości ma kochana,
Gdym władał każdą nogą
Już od samego rana!

Gdym stąpał lewą, prawą
I myślał w mym obłędzie,
Że to me święte prawo,
Że to tak zawsze będzie!...
* * *
Słoneczko pierwsze cienie
Ledwie na ziemi kładzie,
A ja już me cierpienie
Wlokę po promenadzie.

Cóż tu za masa ludzi!
Cóż za zgiełk! Boże święty!
Jak tu się nikt nie nudzi,
Jak każdy jest zajęty!

Mężczyźni w sile wieku
Z minami tęgich zuchów:
Ach, pociesz się, człowieku,
Patrząc na tylu druhów!

Ten, ów, na lasce wsparty,
Każdy przy swoim kubku,
I kroczą w ciżbie zwartej
Półdupek przy półdupku...

Jak wszystkim jedno w głowie,
Jedną myśl każden pieści:
I niechże mi kto powie,
Ze życiu braknie treści!

Jak tutaj się ocenia,
Jak tu się staje jasne,
Że celem wszechstworzenia
Jest chronić zdrowie własne!

I z łezką rzewną w oku
Pokornie staję w rzędzie,
Ślubując, iż co roku
Odtąd tak zawsze będzie...
* * *
O, czysty, jasny zdroju,
Łagodnie alkaliczny,
o, źródło ty pokoju,
Nektarze ty mistyczny,

O, boski darze nieba,
Co wabisz nas rokrocznie,
Ileż nabłądzić trzeba,
Nim się przy tobie spocznie!

Kto w tobie usta zmacza,
Ten czuje w tym momencie,
Jak mu się przeinacza
Wszechziemskich spraw objęcie;

Wraz w piersi jego wz biera
Zaświatów jakieś tchnienie
I życia rytm zamiera
Na jedno oka mgnienie...

Kształt bliski w dal ucieka,
Kolorów tęcze bledną,
Opuszcza duch człowieka
Ziemi skoruPę biedną.

Na mgławej płynąc fali
W obrazy senne patrzy,
Co gdzieś się topią w dali,
W cień jakiś coraz bladszy ...

Tak u muhlbruńskich zdroi,
Wmieszany w ciżbę gwarną,
Zgłębiam tajń duszy mojej
W ieczności tchem ciężarną ;

I choć dzieweczka młoda
Dłoń mi podsuwa z kubkiem,
Dziwno mi, że ta woda
Mocno smakuje trupkiem...

Czytaj dalej: *** (A kiedy przyjdzie...) - Tadeusz Boy-Żeleński