Oxyvia Opublikowano 6 Listopada 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 6 Listopada 2017 Ja spadnę z nieba, choć nie dziś, bo, jeszcze latać tak nie umiem. Kot Szarobury Nie musisz fruwać ponad sny, nie czekam na anielskie wzloty, wolę, byś przy mnie zawsze był czułością myśli i pieszczoty, chciałabym wierzyć najgoręcej, że już nie skłamiesz nigdy więcej. Przy Twoim boku pragnę spać słodko i mocno jak niemowlę, zamiast się złościć, bólu bać i nie móc zmrużyć słonych powiek; kiedyś się śniłeś jak dar nieba, dzisiaj w koszmarach mnie nawiedzasz. Chcę tak jak Eurydyka biec za ukochanym Orfeuszem z mroków Tartaru w jasny dzień i w jego wierszy ciepły puszek; lecz nie wiem, czy jest taka droga, w którą uwierzyć bym znów mogła. Orfeusz umiał kochać tak, że ryzykując własne życie aż do wieczności doszedł bram po najkochańszą Eurydykę; ale słabością charakteru wgniótł ją na zawsze do krateru. 6.11.2017 r. * Mit o Orfeuszu i Eurydyce - Jan Parandowski Orfeusz był królem - śpiewakiem Tracji, jak król Wenedów u Słowackiego. Tylko że nie był stary. Był młody i bardzo piękny. Śpiewał i grał na lutni tak pięknie, że wszystko, co żyło, zbierało się dokoła niego, aby słuchać jego pieśni i grania. Drzewa nachylały nad nim gałęzie, rzeki zatrzymywały się w biegu, dzikie zwierzęta kładły się u jego stóp - i wśród powszechnego milczenia on grał. Był po prostu czarodziejem i za takiego uważały go następne pokolenia, przypisując mu wiele rozmaitych dzieł, w których wykładał zasady sztuki czarnoksięskiej. Żoną jego była Eurydyka, nimfa drzewna, hamadriada. Kochali się oboje bezprzykładnie. Ale jej piękność budziła miłość nie tylko w Orfeuszu. Kto ją ujrzał, musiał ją pokochać. Tak właśnie stało się z Aristajosem. Był to syn Apollina i nimfy Kyreny, tej co lwy jedną ręką dusiła - bartnik zawołany, a przy tym dobry lekarz i właściciel rozległych winnic. Zobaczył raz Eurydykę w dolinie Tempe. Cudniejszej doliny nie ma w całym świecie, a Eurydyka wśród łąk zielonych, haftowanych kwieciem rozmaitym, wydawała się jeszcze bardziej uroczą. Aristajos nie wiedział, że ona jest żoną Orfeusza. Inaczej byłby, oczywiście, został w domu i starał się zapomnieć o pięknej nimfie. Tymczasem zaczął ją gonić. Eurydyka uciekała. Stało się nieszczęście: ukąsiła ją żmija i nimfa umarła. Biedny był wówczas Orfeusz, bardzo biedny. Nie grał, nie śpiewał, chodził po łąkach i gajach i wołał: "Eurydyko! Eurydyko!" Ale odpowiadało mu tylko echo. Wtedy ważył się na rzecz, na którą nie każdy by się ważył: postanowił pójść do podziemia. Wziął ze sobą tylko swoją lutnię czarodziejską. Nie wiedział, czy to wystarczy, ale nie miał żadnej broni. Jakoż wystarczyło. Charon tak się zasłuchał w słodkie tony jego muzyki, że przewiózł go na darmo i bez oporu na drugi brzeg Styksu; Cerber, nawet sam Cerber nie szczekał! A kiedy stanął Orfeusz przed władcą podziemia, nie przestał grać, lecz potrącając z lekka struny harfy, skarżyć się zaczął, a skargi układały się w pieśni. Zdawało się, że w królestwie milczenia zaległa cisza większa i głębsza niż zwykle. I stał się dziw nad dziwy: Erynie, nieubłagane, okrutne, bezlitosne Erynie płakały! Hades oddał Orfeuszowi Eurydykę i kazał ją Hermesowi wyprowadzić na świat z powrotem. I jedno jeszcze powiedział: Eurydyka iść będzie za Orfeuszem, za nią niech kroczy Hermes, a Orfeusz niech pamięta, że nie wolno mu oglądać się poza siebie. Poszli. Droga wiodła przez długie, ciemne ścieżki. Już byli prawie na górze, gdy Orfeusza zdjęło nieprzezwyciężone pragnienie: spojrzeć na żonę, bodaj raz jeden. I w tej chwili utracił ją na zawsze. Hermes zatrzymał Eurydykę w podziemiu. Orfeusz sam wyszedł na świat. Próżno się wszędzie rozglądał: nigdzie jej nie było. Nadaremnie dobijał się do bram piekieł: nie wpuszczono go po raz wtóry. Orfeusz wrócił do Tracji. Skargami swymi napełniał góry i doliny. Pewnej nocy trafił na dziki, rozszalały orszak bakchiczny i obłąkane menady rozerwały jego ciało na sztuki. Głowa spadła do rzeki i mimo że była już zimna i bez życia, jeszcze zmartwiałymi ustami powtarzała imię Eurydyki. Popłynęła aż do morza i zatrzymała się na wyspie Lesbos. Tu ją pochowano i na jej grobie powstała wyrocznia. Muzy, którym Orfeusz wiernie służył przez całe życie, pozbierały rozrzucone jego członki i pogrzebały je u stóp Olimpu. 6 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Waldemar_Talar_Talar Opublikowano 6 Listopada 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 6 Listopada 2017 Witaj Oxivio - fajne te życzenia - oby się spełniły. Wiersz bardzo się podoba. Spokojnego wieczoru ci życzę Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Oxyvia Opublikowano 6 Listopada 2017 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 6 Listopada 2017 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Dziękuję bardzo, Waldemarze, cieszę się. Oby się spełniły. Ale niestety, na ogół ukochani doprowadzają do śmierci, a nie odwrotnie. :( Miłego wieczoru. :) Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Bolesław_Pączyński Opublikowano 6 Listopada 2017 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 6 Listopada 2017 Ciepły rozbrajający czyta się z tą nutka nostalgii, można pożeglować marzeniami jakby przy dźwiękach czarownej harfy. Pozdrawiam Oxywio ;))) Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Oxyvia Opublikowano 6 Listopada 2017 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 6 Listopada 2017 Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość. Ach, jaki piękny komentarz! Bardzo Ci dziękuję, Bolku, miło mi ogromnie, choć nie wiem, czy ten wiersz zasługuje na taką pochwałę. :) Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się