Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Idą święta


maria_bard

Rekomendowane odpowiedzi

Po domu łazi smrodek nadchodzących świąt.
Zagląda do niepełnej spiżarni i pustawej lodówki.
W zamrażarce słabo mieści się wypasiony indyk.
Połknął zapewne wiele grduł wpychanych mu do gardła.

Lustro w korytarzyku popstrzykały na pamiątkę
dogorywające muchy.
Po kątach w zastępstwie sprzątaczek
szwendają się ciepłolubne, wypasione pająki,
czarne i włochate, niegroźnie miłe.

Kurz wkleił się w rozgrzane klosze lamp.
Zasiadł nieusuwalnie na setkach książek,
rozeźlony wtargnął w najgłębsze zakątki przedmiotów.

Spod podłóg wykleja się rozlany kiedyś miód,
drobiny waniliowego serka. Pies je trochę wylizał,
ale język ma zbyt twardy i szeroki.

W kabinie prysznicowej mają sypialnię nieszkodliwe,
czarne, wijące się owadziki bez nazwy.
Przypełzają tu z ogrodu, który zamieszkują szczęśliwie od lat
wielką i przyjazną domownikom rodziną.
Na zimę szukają przytulnego ciepła. Zostaną do wiosny.

I już zaraz będą Święta, będzie pachnąca, kolorowa choinka,

a skóra głównej sprzątaczki i kucharki
powoli marszczy się i wysusza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Mam ten sam kłopot, Kajetanie. Nie potrafię dojść, co to za zwierzątka.
One są czarne, przypominają małe wężyki, długość mają ok. 1 cm.
Instalują się każdej wiosny na tarasie, wiją się nikomu nie szkodząc.
Jesienią włażą jakimiś tajnymi drogami do kabiny prysznicowej wciąż nie szkodząc. Nic na nie nie działa. Nie jestem pewna, czy chcę się ich pozbyć, bo stanowią kawałeczek zwyczajnej rzeczywistości. To chyba nie owady!
Jeżeli ustalisz, co to za zwierzaki - proszę o wiadomość:-)
Pozdrawiam. e.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Tylko nie mów do mnie "Mario"! Proszę!

Nie wiem, czy na pewno była to metafora. Może podświadomie. Mnie już teraz wszystko się kojarzy z obecnym stanem naszego kraju.
Ale opisałam brutalną rzeczywistość:-)
Życzę sobie, Tobie i wszystkim jaśniejszych...
Serdeczności. E.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Anna_Myszkin
To na pewno nie rybiki cukrowe. Te znam z dawnych lat w bloku.
To nie są też czarne robaczki pospolite zwane "przecinkami". Sprawdziłam wszędzie..
To nie są skorki. Te znam. Bywają na tarasie, są mile widziane i pożyteczne, bywają gośćmi niedługo.

A te czarne wężyki ok. dwu-centymetrowe (wiją się przemieszczając). Pojawiają się tylko na tarasie latem (może tam jest ciepło i łatwo?). Nikomu nie szkodzą, niczego nie niszczą, nigdzie nie włażą człowiekowi. Ot - pełzają sobie rankiem, a kiedy gorąco chowają się. Zimą zdarza się im wizyta w łazience. Nieszkodliwa zupełnie. Może tam jest im ciepło?
Szukaj Ty, Beatko i proszę innych forumowiczów o zapędy detektywistyczne:-))) Nie ukrywam, ze pobyt tych zwierzątek na tarasie w dużej ilości deczko mi przeszkadza:-)

Pozdrawiam. E.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • (Na motywach powieści „Piknik na skraju drogi”, Arkadija i Borysa Strugackich)   ***   Dlaczego wylądowali? Nie wiadomo. Zostawili w powietrzu dziwnie mżące kręgi, które obejmują szumiące w nostalgii drzewa.   Które kołyszą się i chwieją w blasku księżyca albo samych gwiazd… Albo słońca... Albo jeszcze jednego słońca…   Powiedz mi, kiedy przeskakujesz płot, co wtedy czujesz? Nic? A co z promieniowaniem, które zabija duszę?   Wracasz żywy. Albo tylko na pozór żywy. Bardziej na powrót wskrzeszony. Pijany. Duszący się językiem w gardle.   Sponiewierany przez grawitacyjne siły. Przez anomalie skręcające karki.   Słońce oślepia moje zapiaszczone oczy. Padającymi pod kątem strumieniami, protuberancjami…   Ktoś tutaj był (byli?) Bez wątpienia.   Byli bez jakiegokolwiek celu. Obserwował (ali) z powodu śmiertelnej nudy.   Więc oto razi mnie po oczach blask tajemnicy. Jakby nuklearnego gromu westchnienie.   Ktoś tu zostawił po sobie ślad. I zostawił to wszystko.   Tylko po co?   Piknikowy śmietnik? Być może.   Więcej nic. Albowiem nic.   Te wszystkie skazy…   Raniące ciała artefakty o upiornej obcości.   Nastawiając aparaturę akceleratora cząstek, próbujemy dopaść umykający wszelkim percepcjom ukryty świat kwantowej menażerii   Przedmioty w strumieniach laserowego słońca. W zimnych okularach mikroskopów…   Nie dające się zidentyfikować, obłaskawić matematyczno-fizycznym wzorom.   Bez rezultatu.   *   Zaciskam powieki.   Otwieram.   *   Przede mną pajęczyna.   Srebrna.   Na całą elewację opuszczonego domu. Skąd tutaj ta struktura mega-pająka?   Pajęczyna, jak pajęczyna…   Jadowita w swym jedwabnym dotyku. Srebrzy się i lśni. Mieni się kolorami tęczy.   Ktoś tutaj był. Ktoś tutaj był albo byli. Ich głosy…   Te głosy. Te zamilkłe. Wryte w kamień w formie symbolu.   Nie wiadomo po co. Kompletnie nie do pojęcia.   Milczenie i cisza. Piskliwa w uszach cisza, co się przeciska przez gałęzie, żółty deszcz liści.   W szumie przeszłości. W dalekich lasach. W jakimś oczekiwaniu na łące…   Elipsy. Okręgi.   Owale…   Kształty w przestrzeni…   Fantomy przemykające między krzakami rozognionej gorączką róży. W strumieniu zmutowanych cząstek. Rozpędzonych kwarków…   Rozpędzonych przez co?   Przez nic.   Po zapadnięciu mroku liżą moje stopy żarzące się lekko płomyki. Idą od ziemi. Od spodu. Ich obecność to pewna śmierć.   Sprawiają, że widzę swoje odbite w lustrze znienawidzone JA.   W głębokich odmętach  schizoidalnego snu. Zresztą wszystko tu jest śmiertelne i tkliwe. Pozbawione fizycznego sensu.   (Kto chce skosztować czarciego puddingu?   Bar za rogiem stawia)   Dużo tu tego. W powietrzu. Iw ziemi.   W nagrzanych od słońca koniczynach, liściach babiego lata.   Krążyłem tu wokół jak wielo-ptak. W kilku miejscach jednocześnie.   I byłem wszędzie. I byłem nie wiadomo, gdzie. Tak daleko na ile pozwala wskrzeszany chorobą umysł   Tak bardzo daleko…   Wystarczy dotknąć złotej sfery, aby się wyzbyć wstrętnego posmaku cierpienia…   Gdyby nie ta przeklęta wyżymaczka, która zachodzi śmiertelnym cieniem drogę…    (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-20)      
    • Powiem tak, Dziewczyno - lecz się, niekoniecznie przez pisanie. Kiedyś się udzielał Kiełbasa, czy coś takiego. To było równie prostackie i wulgarne. 
    • - A na groma ta fatamorgana... - A na groma ta fatamorgana?    
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        W tym cała rzecz, że logiką płata czasami figle artystom OBRAZ, wywrócił  farby kwantem fizyki, chemii — człowieka zakrył kolorem   Ponoć w Mordnilapach właśnie zachowany czar w języku daje myślom możliwości postrzegania tego wątku w sztuce malowanej — O bok! Mózgu   Dzięki bardzo, że zechciałeś się przyjrzeć całości, jaka daje więcej pytań niż odpowiedzi, na których głównym filarem — tak mi się wydaję —  jest środkiem.   Pozdrowienia!
    • @Starzec wierzyłam kiedyś w ludzi i w nich pokładałam nadzieję, ale to minęło, bezpowrotnie, przestałam być naiwna:P nie tęsknię, za tym stanem
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...