@befana_di_campi
Na wydarzenia, taka odpowiedź
Są te sprawdzenia, słowika spowiedź
Oryginalny wiersz
Nie czytałem niczego podobnego
Pozdrawiam miło,
M.
Z cyklu: Śpiewnik pielgrzyma
Na sto trzydzieści jeden
Chodź ze mną
Zabiorę Cię w podróż
Chodź ze mną
Póki czas
Dwóch wędrowców
Co chcą poznać świat
Dwóch wędrowców
Co chcą poznać świata smak
Poczuć zimny wiatr na twarzy
Sprawdzić jak się słońce żarzy
Zakochać się w nieznajomej
Wspomnienia mieć miłe po niej
Zarobić trochę pieniędzy
Aby nie umrzeć dziś z nędzy
Z przyjacielem kraść konie
Bo z przyjacielem się nie tonie
Kochać, płakać, cieszyć się
Tego chce wędrowiec we mnie
Iść i nie martwić się o jutro
Nie potrzebne mi jest futro
I złote naszyjniki
Wolę drewniane koraliki
Chodź zabiorę w podróż Cię
Tam gdzie dni ciągną się
Tam gdzie słońce nie zachodzi
I wszyscy są duchem młodzi
Chodź zabiorę w podróż Cię
Tam gdzie dni ciągną się
Tam gdzie słońce nie zachodzi
I wszyscy są duchem młodzi
//Marcin z Frysztaka
Piszę opowieści, dialogi i wiersze
Wszystkie moje książki
Za darmo
Znajdziesz na stronie:
wilusz.org
Spójrz. Ten deszcz padał w 1954. I pada dalej. Dalej. Ten deszcz. Albowiem deszcz…
Nocne ulice miasta w żółtawych aureolach latarń.
Migający neon. Bar dla samotnych ze znudzoną obsługą w brudnych kitlach.
Ktoś siedzi za szybą.
Pochylony nad talerzem owsianki
czy kaszy mannej podlanej owocowym sokiem.
Nie wiem. Twarz skryta w dłoniach.
Zgarbiony profil. Wytarta, szara marynarka…
Lśniące kocie łby…
Sunie powoli zgrzytający tramwaj, strzelając iskrami z pantografu.
Powiedz mi.
Jak długo już cię nie ma?
Skąd?
Od kogo
to bijące,
nagłe cierpienie?
Milczysz…
Wiem.
Nie jest lekko .
W kaskadach powietrza aerozol drobinek wody.
Rozpryskują się na twoich wargach i rzęsach…
Skapują z gzymsów krople ciężkie jak niebo. Jak cała bez ciebie wieczność.
Przykładam ucho do rynny.
A w niej jakieś kołatania, wiry strumieni.
Pochylone słupy latarń nad trotuarem.
Porozwieszane sznury prądu od jednej do drugiej.
I znowu od drugiej do następnej…
Kołtuny.
Supły…
Szmaty…
Samochód tapla się w kałużach pełnych wody.
Księżyc uśmiecha się do mnie.
Nie. To nie księżyc,
tylko globus biura podróży na dachu jakiejś kamienicy.
Przechylony…
Przejdę
pod nim.
Przechodzę. Niech spadnie i zmiażdży…
W antykwariacie
kurz na witrynie.
Na blacie. Na okładkach książek…
Obok precjoza. Muszelki.
Żaglowiec w butelce.
Wydłubana
w korze
maska czarownika.
Chiński cesarz budowniczy.
Wypchany słowik zapomniany na półce.
Kto tu jest? Czy jest tu kto?
Przykładam twarz
do zimnej szyby,
wypatrując najmniejszego szczegółu wśród mżących pikseli samotności…
Lecz jedynie wiatr targa połami
dziurawego płaszcza
a wraz z nim szumi w uszach piskliwa cisza.…
A więc nie ma tu ciebie.
I nigdy nie było…
Za płotem szeleszczą płachty folii
na placu budowy.
I tarmoszą się nisko przy wilgotnych grudach rozkopanej ziemi.
Ze zmory.
Te widma ze snu
udręczone cierpieniem.
Szpalty fruwających gazet niczym łopoczące ptaki lepiące się do skroni…
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-18)
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się